Felietony

Miasto szczurów

Problem narasta i nie dotyczy tylko Warszawy. Ktoś oszacował, że w polskich aglomeracjach przypadają trzy szczury na mieszkańca.

Jeden mały szczur w drzwiach warszawskiej restauracji nie powinien burzyć mojego samopoczucia, ale naprawdę nie był to miły Ratatuj z ulubionego filmu dzieci i dorosłych. Był brudny, chudy i niezbyt bojaźliwy, co akurat dodatkowo spowodowało mój niepokój. Bo dzikie zwierzęta, niechby nawet i miejskie, powinny bać się człowieka – a ten jakoś nie. Można tylko mieć nadzieję, że nie roznosi dodatkowo wścieklizny, bo że co innego szczury roznoszą, to pewne.

Temat jest wakacyjny, sprzed trzech tygodni zaledwie. Siedzieliśmy w restauracyjnym ogródku na śródmiejskiej warszawskiej ulicy, za nami huczały tramwaje, ulicą sunęli ludzie wylewający się równym strumieniem z metra. I w tych warunkach szczur spokojnie wychynął z niewidocznej dla nas dziury w kamiennej obudowie drzwi, podskoczył do leżącego na ulicy pożywienia, kawałka bulki czy może ogryzka. Po czym spokojnie zajął się konsumpcją, co mnie jednak zaskoczyło.

Co może kelner?

Akurat podeszła młodziutka kelnerka, aby przyjąć zamówienie, więc ściszając głos, żeby nie przestraszyć ani jej, ani innych gości, pokazałam jej intruza. Choć nie do końca intruza, bo był jednak poza terenem ogródka. Dziewczyna nie do końca uwierzyła, ale zrobiła dwa kroki – i wtedy dopiero wskoczyła do środka, przytomnie jednak nie wrzeszcząc, co zrobiłaby prawdopodobnie większość panienek w jej wieku. Za chwilę wyszła z kelnerem, także młodym, więc zapewne niedoświadczonym w tego typu incydentach, który również zrobił dwa kroki w stronę szczura. Ten zaś cały czas się pożywiał, dając kelnerowi czas, by stwierdził naocznie, że koleżanka ma rację. I… w zasadzie nic nie zrobił, bo też i co miał zrobić? Wrócić z tasakiem albo z tłuczkiem do mięsa?
Szczur brązowy przy miejskim śmietniku. Fot. PAP/Photoshot
Kelner więc tupnął tylko nogą – nie robił żadnego „przedstawienia”, zapewne ze względu na gości – ale szczur naprawdę czuł się świetnie na tym kawałku ulicy, który widocznie uważał za swój, bo wcale nie od razu schował się do dziury, niewidocznej dla nas, jak już napisałam. Nie bez powodu, bo niewidoczność dziury i dogłębna znajomość topografii u szczura kazały mi poszukać odpowiedzi na pytanie, co właściwie kelner mógłby zrobić?

W kwestii tasaka czy tłuczka już się wypowiedziałam negatywnie. Trutka na szczury nie działa natychmiastowo – poza tym, dlaczego w restauracji mieliby trzymać trutkę na szczury (i czy wolno, wszak to trucizna, a restauracja przechowuje środki spożywcze). Można strzelać do szczura – ale z czego, z procy? I w co celować, bo szczur jednak szybki, a dziura do jego nory ukryta? Co więc robić?

Kotów restauracja nie trzyma, bo dopiero by się podniósł krzyk z obu stron. Z jednej strony miłośników kotów, że piękne te zwierzęta są na bezlitosnej służbie i są głodzone – a tylko głodny kot będzie polował na myszy i szczury, o ile w ogóle szczurów się nie wystraszy mały miejski kotek, do czego jeszcze wrócę. Przeciwnicy kotów zaś krzyczeliby, że jakim prawem restauracja trzyma koty, niechby nawet i w piwnicy, do czego to podobne. Niehigienicznie i w ogóle! A że szczury, to higienicznie?

Co więc robić? – powtarzam pytanie, powielone w internecie w niezliczonych wariantach. Dzwonić do służb odpowiedzialnych za deratyzację? Ale przecież nie ma takich służb, w znaczeniu służb miejskich. Są tylko odpowiednie firmy, działające za prywatne pieniądze i też zresztą nie przyjadą natychmiast, bo nora szczurów to nie gniazdo os i ludzkiemu życiu nie zagraża.

Nawet pobieżny przegląd tego wątku w sieci pozwala zauważyć, że problem narasta i że nie dotyczy tylko Warszawy. Dotyczy wszystkich wielkich miast – ktoś oszacował, że w największych polskich aglomeracjach przypadają trzy szczury na mieszkańca. W ubiegłym roku odbyła się wielka deratyzacja w samym centrum stolicy: wokół Pałacu Kultury i tak zwanej Patelni – rozległego placu u wejścia do metra, właśnie Metra Centrum. Przechodzą tam codziennie dziesiątki tysięcy ludzi i zostawiają kilogramy i kilometry śmieci, w tym spożywczych – i to chyba skazuje walkę ze szczurami na z góry przegraną.

Kot jest dobry na wszystko: leczy ciało, uspokaja duszę, wygrywa wojny

Larry na Downing Street mieszka dłużej niż premierzy, poza panią Thatcher.

zobacz więcej
Już nie tylko rozdziobią nas kruki i wrony [przepraszam mistrza Stefana Żeromskiego, ale formuła aż się prosi o zapożyczenie], których przebiegłość w poszukiwaniu resztek jedzenia w beztrosko porzucanych pudełkach i torebkach nie przestaje fascynować, ale teraz jeszcze przegryzą nas szczury. Scenka, która była moim udziałem, raczej nie znalazła rozwiązania. Dzisiaj, idąc od metra patrzyłam na życie w tym ogródku: konsumpcja idzie pełną parą i szczury na pewno mają się czym pożywić, nie tylko ten biedny chudzina sprzed trzech tygodni (nie podałam wprawdzie nazwy ulicy, żeby nie robić reklamy restauracji ani skazywać na ostracyzm tym opisem niefrasobliwego stosunku do szczura, ale wszystkie dane tutaj są, wystarczy dobrze przeczytać).

Pora wrócić do dziko żyjących kotów

Miasto się problemem nie zajmie, bo miasto zajęło się rozkopywaniem wszystkich możliwych ulic prowadzących w kierunku Śródmieścia – wszystkich naraz w dodatku, co chyba nie jest problemem już tylko stolicy. Zresztą, problemem dla szczurów też to pewno jest, ale one – jak mówią różne badania – potrafią bardzo szybko przekazywać sobie informacje i na pewno lepiej sobie radzą z komunikacją w rozkopanej stolicy, niż jej mieszkańcy i przyjezdni.

Czy sobie kpię? No jednak trochę tak, bo chyba nie ma innego wyjścia. Sama też mieszkam w tym miejscu i niejednego szczura tutaj widziałam, chociaż – nie przeczę – raczej wieczorami, kiedy przemykały się pod piwnicznymi okienkami. Z kolei wiosną, w nieodległej dzielnicy nie takich starych domów, pocieszałam młodą matkę z dziećmi – fałszywie, ale z pełną świadomością, że dobrze robię – że to nie szczur przebiegł przez trawnik przed domem przy ulicy Kazimierzowskiej, tylko wiewiórka albo nawet morska świnka (ha ha, dobre sobie, skąd tu nagle morska świnka, która w naszych warunkach nie żyje poza klatką? Zdaje się, że obie chciałyśmy w to wierzyć!). Jest faktem, że w Parku Łazienkowskim szczurów nie ma, bo… są lisy, które im zdecydowanie zagrażają, a szczury głupie nie są. Ekosystem działa! No, ale lisów nie będziemy w domach trzymać…

Pora więc wrócić do kotów, które od wieków służyły człowiekowi i broniły go przed szczurami (i myszami, dodajmy dla sprawiedliwości, choć w mieście jest to temat trochę mniej straszny). Koty zostały rozbrojone, jeśli można tak powiedzieć, bo dzikich kotów miejskich już nie ma. Obrońcy zwierząt tak skutecznie się nimi zajęli, że zamknęli je w schroniskach i podnoszą lament za każdym razem, kiedy gdzieś jakiś kot się zabłąka. Czy w ogóle ma jeszcze na to szansę, skoro ostatnio przyjaciel – kierowany moralnym niepokojem – postanowił złapać bezpańskiego, jak mu się wydawało, kota i nakarmić go lub może zadzwonić po miejskie straże czy inne służby (swoją drogą, w sprawie szczurów jakoś by nie zadzwonił, jak mi powiedział)?
Bezdomny kot po przejściach, podczas akcji adopcyjnej zorganizowanej w Lublinie. Fot. PAP/Wojciech Pacewicz
Otóż przyjaciel złapał tego kota i u weterynarza się dowiedział, że zwierzak jest zaczipowany, a czip jest opatrzony napisem: „Kot wolnożyjący miasta stołecznego Warszawy”. Zafascynowany, wystawił przed blok miskę z wodą i puścił kota wolno. Czyli jest jednak nadzieja, że jakieś koty zostały i zapolują na szczury. Bo jeśli chodzi o koty domowe, to w zasadzie nie ma na kogo liczyć. Do niezwykle rzadkich, wyjątkowych wyjątków należy nasza redakcyjna koleżanka, która pozwala swemu kotu na prawdziwą wolność: wypuszcza go, kiedy ten chce i wstaje o piątej nad ranem, kiedy kot wydziera się pod blokiem, że wraca. Ale koleżanka ma poczucie, że kot żyje prawdziwym kocim życiem i jeszcze przynosi sąsiadom pożytek, bo jednak szczury goni. Ilu jest takich właścicieli?

Filmowy „przyjaciel” w „żywołapce”

Teraz z kolei wróćmy do naszej pobłażliwości wobec szczurów, kształtowanej systematycznie przez literaturę i sztukę, najczęściej filmową. Nie bez powodu powołałam się na wstępie na sympatycznego Ratatuja, bystrego szczurka z francuskiej kuchni, który nie tylko nie dał się zabić, ale jeszcze osiągnął kulinarne mistrzostwo. Nie znam rodziców młodszych i starszych dzieci, którzy nie oglądali tego filmu z dziećmi. Lub kiedy jeszcze sami byli dziećmi, a teraz są rodzicami. Powiedzcie im, proszę, że szczury trzeba bezwzględnie tępić, bo są naprawdę szkodnikami i naprawdę potrafią być groźne.

Zresztą, nieco starszy od Ratatuja szczur Parszywek – należał do Rona Wesleya, przyjaciela Harry’ego Pottera, pojawił się w tomie drugim – też zrobił swoje i nieźle rozmiękczył serca czytelników, a przede wszystkim ich instynkt samozachowawczy. Ale nie będę całej winy zrzucać na młode pokolenia, skoro nasze też się wychowało na odpowiednich wzorcach, że wspomnę tylko dwie cudowne i już chyba klasyczne angielskie powieści.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Najpierw typowo dziewczęca „Mała księżniczka” pióra Frances Hodgson Burnett, której dzielna bohaterka wyrzucona na zimne i głodne poddasze oswaja tam szczura Melchizedeka. Robi mu – i młodocianym czytelniczkom – wykład, że tworzą taką parę przyjaciół, jakie od wieków tworzyli więźniowie ze szczurami, czego przykładem jest Bastylia. Melchizedek jest, oczywiście, uroczy, ma żonę i dzieci – i tak pięknie się o nich troszczy.

Druga powieść to „O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a z roku 1908, którą czytelnicy natychmiast pokochali. Jednym z jej głównych bohaterów jest rozkochany w rzece i w swojej łodzi Szczur, którego wprost chce się naśladować, kiedy rozmarza się, opowiadając o przygotowaniach do rejsu.

Czy to w ślad za tym poszła antropomorfizacja różnych innych bohaterów dziecięcej wyobraźni? – tego nie wiem, ale proces był ciągły i autorom kolejnych pomysłów przynosił niemałe dochody, zwłaszcza że nie znali oni granic, których nie można przekroczyć. Jeśli do tego dodamy różne pokrętne i nierzadko pseudoekologiczne manipulacje, w wyniku których znacznie ważniejszy od losu dziecka stał się los psa, kota czy niechby i szczura, to rzeczywiście jest się czym przejmować.
Akcja „Pokochaj Zwierzaka” w Lublinie. Do adopcji trafiły psy, koty, fretki i szczury – zwierzęta porzucone, bezdomne lub odebrane poprzednim właścicielom z powodu niehumanitarnego traktowania. Fot. PAP/Wojciech Pacewicz
Nawet proponowane przez handel pułapki na myszy i szczury są dziś „humanitarne”: są to „żywołapki", gdzie zwabiona przez ser lub słoninę mysz zatrzaskuje się w klatce, a człowiek może ją wypuścić na łące, czy w lesie. Inna sprawa, że zanim zawiezie ją na łąkę, mysz wyzionie ducha ze strachu lub duchoty, ale to już autorów pomysłu nie obchodzi. Jak również zagadnienie, po co ją wypuszczać, skoro wiadomo, że wróci, bo to „mysz miejska” i szuka na zimę ciepłego schronienia. A skoro wróci, to dalej będzie niszczyć zapasy w szufladach i skarpetki w szafie. To mysz, a co dopiero szczur…

Jest problem i to poważny. A nie jesteśmy jednak w Rzymie, gdzie nawet szczury – choć tak samo dokuczliwe i niebezpieczne – potrafią być atrakcją wyłapywaną przez filmowców i turystów z całego świata. Co tak intrygująco opisał w swoich włoskich opowieściach zatytułowanych, nomen omen, „Szczury z via Veneto” Piotr Kępiński: „W lutym 2017 roku dziennik »Corriere della Sera« opublikował zdjęcie szczura wchodzącego swobodnie do Hotelu Excelsior. Kiedyś w tamtych okolicach paparazzi pstrykali fotki Avie Gardner i Frankowi Sinatrze. Od tamtego momentu do obiektywów zaczęły szczerzyć zęby gryzonie” [Wydawnictwo Czarne, 2021].

A na zakończenie – oczywiście proponuję słynnego szczurołapa z Hameln, bo skoro tyle tu odniesień literackich i filmowych, to i tej postaci z mrocznych legend nie może zabraknąć. Ale kto mógłby się w Warszawie okazać takim flecistą, który wyprowadzi z miasta szczury? I którędy, skoro wszystkie drogi rozkopane?

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Szczur brązowy, rattus norvegicus, przy miejskim kanale. Fot. PAP/Photoshot
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?