Felietony

Nienawiść do świata grozi jego podpaleniem

Pisarka patrzy na świat z perspektywy skrzywdzonej przez naturę dziewczynki, która pokazuje środkowy palec ręki Bogu postrzeganemu jako okrutny demiurg.

Podziwiam kunszt literacki Renaty Lis. Po raz kolejny się o tym przekonałem czytając zamieszczone w serwisie „Gazety Wyborczej” obszerne fragmenty jej najnowszej książki „Moja ukochana i ja”. To powieść autobiograficzna. Jak można wnioskować z tytułu głównym wątkiem utworu jest życie intymne narratorki.

Lis już dawno ujawniła, że żyje w związku jednopłciowym. Wielokrotnie wspominała o tym w różnych mediach, skarżąc się zarazem na to, że w Polsce brakuje „równości małżeńskiej”, czyli prawnej możliwości zawierania „małżeństw” przez pary homoseksualne.

Ale, mimo że pisarka opowiada się za rozwiązaniami rewolucyjnymi, to sama, na tle czołowych bojowników ruchów LGBT znad Wisły, nie epatuje radykalną retoryką. Można się w tym doszukać politycznej strategii. Chodzi o to, żeby do znaczącej części Polaków dotrzeć z przekazem, iż takie przywileje dla mniejszości seksualnych jak „równość małżeńska” są niekontrowersyjnym standardem obyczajowym, a nie czymś, co ma gorszyć konserwatywnych mieszczan.

Oczywiście, Renata Lis żadną konserwatystką nie jest. Wywodzi się ze środowisk feministycznych, w których za kultową postać uchodzi zmarła w roku 2020 znana badaczka literatury, profesor Maria Janion. Renata Lis do dziś z dumą przypomina, że w latach 90. była jej studentką. Ale to nie oznacza, że podążała prostą ścieżką wytyczaną przez postępową warszawkę.

Były czasy, w których – i to brzmi zaskakująco – w pewnych kwestiach pisarce blisko było do szeroko pojętej prawicy. Nie dlatego, że miała jakiś epizod odsunięcia się od feminizmu w stronę konserwatyzmu. W jej przypadku to nie były kwestie światopoglądowe. Można domniemywać, że powodowały nią po prostu odruchy patriotyczne po katastrofie smoleńskiej, a konkretnie – kłuła ją w oczy ustępliwość ówczesnego rządu polskiego wobec Kremla. Wtedy zaś w Polsce to lewicowe i liberalne elity polityki, kultury, mediów opowiadały się za ociepleniem stosunków z państwem rosyjskim, wbrew temu, że wykorzystywało ono słabości polskiej klasy politycznej.

O tym, jakie pisarka zajmowała stanowisko polityczne w tamtym okresie może świadczyć między innymi książka profesora Andrzeja Nowaka „Putin. Źródła imperialnej agresji” z roku 2014, a konkretnie to, kto ją wydał. Pozycja ta jest wyborem tekstów krakowskiego historyka i wywiadów z nim, które dotyczą tytułowego zagadnienia. Ukazała się zaś nakładem Wydawnictwa Sic!, którym Renata Lis współkierowała.

Jak widać zatem pisarka o rodowodzie feministycznym nie miała oporów, żeby lansować dorobek uczonego nie kryjącego swoich konserwatywnych poglądów. Nie brzydziła się także bycia honorowaną w kręgach postrzeganych jako prawicowe. W roku 2011 odebrała bowiem wyróżnienie w konkursie o Nagrodę Literacką imienia Józefa Mackiewicza za swoją eseistyczną książkę „Ręka Flauberta”.

Inaczej już jednak było w roku 2016. Wówczas kapituła Nagrody Mackiewicza nominowała do niej inną eseistyczną pozycję Renaty Lis „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu”. Wtedy jednak pisarka oświadczyła, że tę nominację odrzuca, bo jej dzieło znalazło się obok książek, których treści dezaprobuje. Ze słów Renaty Lis mogło wynikać, że odkąd prawica dzierży władzę w Polsce, odtąd coraz bardziej daje upust „marzeniu o spuszczeniu łomotu Żydom, «pedałom», «lewakom», «ciapatym»”.
Pikieta przed ambasadą USA w Moskwie, która wywiesiła flagę LGBT w 2020 roku. Mężczyzna trzyma plakat z napisem „Yankee go home so swoimi cennostiami! Nasza strana – naszi prawiła!" („Jankesi do domu z waszymi wartościami! Nasz kraj, nasze zasady!"). Fot. Valery Sharifulin / TASS / Forum
Przy okazji wtrącę wątek osobisty. Od kilku lat Renata Lis oskarża mnie o to, że wychwalałem Putina jako konserwatystę, który robi porządek z mniejszościami seksualnymi w Rosji. Na dowód przywołuje pewien mój tekst opublikowany w roku 2013 na łamach „Rzeczpospolitej”.

Owszem, ze zrozumieniem pisałem w nim o wprowadzonej w Rosji ustawie zakazującej „propagowania nietradycyjnych relacji seksualnych wśród nieletnich”, bo uważałem i nadal uważam, że każde państwo ma prawo stawiać tamę moralnej deprawacji społeczeństwa (abstrahując od godnych potępienia rosyjskich praktyk politycznych, wbrew temu, co głoszą aktywiści ruchów LGBT, zakaz tęczowej seksedukacji nie oznacza prześladowania mniejszości seksualnych).

Tyle że zarazem w tekście tym wyraziłem przypuszczenie, że ta rosyjska inicjatywa nie jest przejawem konserwatyzmu jako pozytywnego projektu aksjologicznego, lecz cynicznej, populistycznej gry obliczonej na to, że skoro większość Rosjan opiera się nowinkom obyczajowym, to Kreml zdobędzie punkty. Ponadto w tamtych czasach w wielu swoich tekstach – także z roku 2013 – wskazywałem, że państwo rosyjskie jest Polsce nieprzyjazne, i krytykowałem tych uczestników polskiego życia publicznego, którzy się do Kremla umizgiwali.

W roku 2013 Renata Lis nie wypominała mi inkryminowanego tekstu. A przecież wiedziała co myślę o Rosji. Utrzymywałem wtedy z nią znajomość wirtualną, nie było między nami wrogości. Pisarka traktowała mnie jak kogoś, kto w sprawach polskiej polityki wschodniej stoi po tej samej stronie barykady, co ona (mimo, że dzieliły nas światopoglądowe różnice). We wspomnianej książce Andrzeja Nowaka, która się ukazała nakładem wydawnictwa Renaty Lis, znalazł się mój wywiad z nim. Dziś więc pisarka zarzucając mi, że dziesięć lat temu byłem proputinistą, zwyczajnie się ośmiesza. Chyba że po prostu dopadły ją kłopoty z pamięcią.

Jeśli jednak to nie one, w takim razie warto się zastanowić nad antyputinizmem Renaty Lis. Nie zauważyłem, żeby rozliczała ona tych polskich publicystów z liberalnej „bańki”, którzy na przełomie pierwszej i drugiej dekady XX wieku upatrywali w Putinie męża stanu przyjaznego Polsce. ODWIEDŹ I POLUB NAS A byłoby kogo rozliczać – choćby czołowe pióra „Gazety Wyborczej”. Gdyby pisarka się tego podjęła, to musiałaby się narazić medium, w którym co jakiś czas zabiera głos. Nasuwa się podejrzenie, że główny problem, jaki Renata Lis ma z Putinem, to nie krwawa wojna prowadzona przez tego polityka przeciw Ukrainie, ale to, że Kreml oponuje wobec wprowadzenia w Rosji takich rozwiązań prawnych jak „równość małżeńska”. Jeśli tak jest, to pisarce pozostaje proputinizm tropić wyłącznie w szeregach „homofobicznej” polskiej prawicy, co spotyka się z poklaskiem postępowej warszawki.

I tak dochodzimy do rozmaitych obsesji Renaty Lis, które mają związek z wymachiwaniem przez nią flagą tęczową. Dają one znać we fragmentach jej najnowszej książki. Czytając je można odnieść wrażenie, że ich autorka patrzy na świat z perspektywy skrzywdzonej przez naturę dziewczynki, która pokazuje środkowy palec ręki Bogu postrzeganemu jako okrutny demiurg. Przy czym natura w tym przypadku jest pojęciem bardzo szerokim (to nie tylko biologia) – chodzi o dzieło stworzenia, a więc również represyjne społeczeństwo.

Oto próbka wyznań narratorki. Tu dotyczą one symboliki narodzin: „Można powiedzieć, że połączył nas poród pośladkowy: i ja, i moja ukochana przyszłyśmy na świat właśnie w ten koszmarny dla naszych matek sposób. Uważałyśmy to za bardzo znaczące: to nasze zgodne wypięcie się pupą do świata, zdecydowane «nie!» pod adresem brutalnych a podstępnych sił natury, pchających nas do wyjścia, poza ten próg, gdzie startuje licznik i niczego nie da się już cofnąć. Sił działających na nas od wewnątrz i od zewnątrz: przez niekontrolowane skurcze ciał naszych matek, ręce pozostających z nimi w zmowie lekarzy i napięcie rodzin oczekujących «dzidziusia», to całe oszukańcze «cip, cip, cip», którym wabi się noworódkę, żeby wyszła z macicy i swoim życiem zapłaciła za cudze nadzieje”.

Putin i polscy liberałowie lansują to samo kłamstwo

Czy mamy do czynienia ze starciem konserwatywnej Rosji z progresywnym Zachodem?

zobacz więcej
Z tych – skądinąd stylistycznie świetnych – zwierzeń wyziera infantylna pogarda dla życia. Ale jest to coś więcej. Mamy tu do czynienia z toposem obecnym w cywilizacji europejskiej od czasów późnego antyku. Chodzi o gnozę. Ów nurt filozoficzno-religijny przybierał na przestrzeni dziejów różne formy. Niegdyś były to praktyki duchowe w hermetycznych grupach. W XXI stuleciu tragiczne „wrzucenie w świat” (określenie starożytnych gnostyków) jest jednym z motywów przerabianych w popkulturze.

Bunt Renaty Lis przeciw naturze ma jednak również wymiar polityczny. W niedawno udzielonej „Gazecie Wyborczej” obszernej wypowiedzi oznajmiła ona, że bardzo nie podoba jej się „polski familizm w katolickim sosie”. Typowa polska rodzina to w oczach pisarki źródło cierpień, ponieważ jest „organicznie niechętna «obcym»” i tłamsi autonomię jednostki. „Familizmowi” Renata Lis przeciwstawia „społeczeństwo obywatelskie”, czyli między innymi ruchy LGBT, Strajk Kobiet, akcje pomocy azjatyckim przybyszom z Białorusi.

Cóż, ludziom, którzy czują się skrzywdzeni przez Boga lub naturę, nie wolno odbierać prawa do wykrzykiwania swojego bólu istnienia. A jeśli jeszcze robią to z artyzmem, wówczas i kultura zyskuje. Dużo gorzej jednak jest, gdy ujściem dla ich resentymentów staje się polityka. Wtedy nienawiść do świata grozi jego podpaleniem. Oby Renata Lis pozostała tylko pisarką.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Marsz Dumy Gejowskiej w Nowym Jorku w roku 2018. Fot. Anna Sergeeva / Zuma Press / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?