Felietony

Lepszy garnitur z bistoru czy tatuaż?

Skoro udało się zrobić z butelki garnitur, to może udałoby się z garnituru zrobić butelkę. No, może tylko nakrętkę.

Kiedyś mój znajomy powiedział, że wolałby mieć garnitur z bistoru niż tatuaż, bo zawsze można zrezygnować z chodzenia w takim garniturze, a tatuażu trudniej się pozbyć.

Trzeba przypomnieć, że bistor to tkanina z włókien sztucznych. W latach 70. i 80. XX wieku polski przemysł odzieżowy zarzucił handel buraczkowymi i śliwkowymi garniturami z tej tkaniny. Garnitur z bistoru stał się szybko symbolem bezguścia i nieudolności polskiej odzieżówki.

Żeby było zabawniej, decyzję o budowie linii produkcyjnych bistoru i zakupie licencji podjęto pod wpływem „obserwacji” handlarzy, którzy kupowali ten produkt na Zachodzie, przywozili prywatnie do Polski i sprzedawali na bazarach i w komisach. Moda na bistor przeminęła szybko, zostały linie produkcyjne i przerażające garnitury.

Ta opowieść przypomniała mi się, gdy na pojemniku do recyklingu tworzyw sztucznych zobaczyłem ułożony starannie na stercie butelek po wodzie mineralnej garnitur wykonany całkowicie z poliestru. Być może wcześniej ten garnitur był butelkami po wodzie mineralnej.

Niedługo potem opowiadałem tę historię komuś i usłyszałem, że garnitur powinien trafić do śmieci zmieszanych. Przyznam szczerze, że byłem oburzony. Jako to! Jest to produkt całkowicie zrobiony z tworzyw sztucznych. Nie ma w nim grama, milimetra włókna naturalnego. Tylko tworzywo. Skoro udało się zrobić z butelki PET garnitur, to może udałoby się z garnituru zrobić butelkę. No, może tylko nakrętkę.

Stawiam tę kwestię jako problem badawczy i jednocześnie racjonalizatorski. Skoro walczymy, to walczmy do końca.

Zajęcia z materiałoznawstwa

Co? Gdzie? Jak? Krótki kurs sortowania śmieci

Haczyk wędkarski powinien trafić do pojemnika na surowce wtórne.

zobacz więcej
Teraz się pod tym śmietnikiem zastanawiam, co gdzie mam wyrzucić. Czy to jest zmieszane, czy sztuczne? Szklane, czy sztuczne? Na szczęście, metal to plastik. Najwięcej problemu jest z różnymi opakowaniami, które łączą w sobie papier, pseudopapier, metal, plastik i Bóg wie, co jeszcze. Staram się jak mogę, ale nie zawsze wiem. Czy to nie byłoby przyjazne dla środowiska, gdyby producenci mieli obowiązek informowania, gdzie co mam wyrzucić? Skoro na ubraniach metki zmieniły się w książki telefoniczne, to nie widzę powodu, żeby opracować znaki gdzie co wrzucać. Mamy ciekawsze zajęcia niż analiza jakiegoś opakowania.

Kiedyś futro ze sztucznego misia było futrem nieekologicznym, było po prostu sztuczne Teraz jest futrem ekologicznym, a prawdziwa skóra jest materiałem nieekologicznym. Oczywiście, rozumiem, że tutaj są inne kryteria oceny. To dzisiejsze określenie „ekologiczne” ma oznaczać „etyczne”, czyli pozyskane bez cierpienia zwierząt i tak dalej. Z taką argumentacją, odwołującą się do kwestii moralnych, można się nawet zgadzać i pogodzić się z tym, że chodzi się w butach niemoralnie pozyskanych, czyli skórzanych. Trudno jednak określać sztuczne futro produktem ekologicznym, bo nim nie jest. Jest może mniejszym złem, ale tylko tak. No, i pytanie, gdzie je wyrzucić.

Kiedyś uważaliśmy wełnę, bawełnę, len za naturalne tkaniny. W latach 60. i 70. były symbolem powrotu do natury. Dzisiaj okazuje się, że włókna sztuczne mają być tymi najlepszymi dla klimatu, bo zużywa się do ich produkcji mniej wody. Śmiem wątpić, czy przemysł chemiczny wykazuje się wielką dbałością o naturalne środowisko. Nie wątpię, że bywa hojnym sponsorem niektórych organizacji.

Znam takich, co nie prasują ubrań w trosce o klimat, ale rocznie odbywają (a jakże, samolotami) odległe podróże. Tak jak ta niemiecka para z „Ostatniego pokolenia”, która na rozprawę po swoich „ekologicznych” ekscesach nie przyszła, bo poleciała do Azji na wakacje.

Czego szukał szczur w odpadach szklanych?

Kilka lat temu na ostrym dyżurze w szpitalu toczyłem rozmowę z pewną panią. Byliśmy właściwie skazani na siebie. Łączył nas wspólny stojak do kroplówki. Podczas rozmowy okazało się, że pani jest działaczką jakiejś grupy „zielonych” i generalnie zrobiła mi wykład na różne tematy z cyklu „jak żyć w zgodzie z przyrodą”. Nie ukrywam, że w pierwszej części rozmowy byłem stosunkowo bierny, bo moja kroplówka jeszcze nie zadziałała i odżyłem gdzieś w połowie dawki. Pani reagowała odwrotnie. W połowie naszych kroplówek role się więc odwróciły.

Miasto szczurów

W polskich aglomeracjach przypadają trzy szczury na mieszkańca.

zobacz więcej
Wtedy to pani zwróciła uwagę na ekoróżnorodność, posiłkując się przykładem szczura, który odwiedza jej segment w zielonej części stolicy, co bardzo podkreślała.

– Nie chcemy go zabijać – mówiła stanowczo, choć już nie tak jak na początku dyskusji. – Nie możemy ingerować w jego ekosystem. To my jesteśmy tutaj intruzami.
– Jednak broniłbym własnego ekosystemu – zauważyłem nieśmiało, choć już śmielej niż na początku rozmowy.
– Nie! – pani zaczęła mówić, a właściwie krzyczeć półszeptem. – To my zaingerowaliśmy w jego naturalne otoczenie.
– Nie, proszę pani, może to zabrzmi cynicznie, ale zabiłbym tego szczura, choć wątpię, żeby był tylko jeden osobnik. Po prostu potem pani sobie nie da rady z nimi – powiedziałem, nie spodziewając się zresztą zrozumienia z drugiej strony.
– Podejmiemy próbę koegzystencji – wyszeptała pani z moralnością wyższością.

Rozmowy podczas ostrych dyżurów mają tę zaletę, że w pewnym momencie się kończą. Mnie skończyła się kroplówka.

Jakiś czas temu podczas awarii internetu monter dostawcy tych usług pokazał mi pogryzione przez szczury kable ze studzienki, bo to one były sprawcami naszych kłopotów. – Mówię panu, one te kable uwielbiają. Jedzą je jak jakiś deser – stwierdził.

Można więc powiedzieć, że szczury też mają dostęp do internetu i nie zadowalają się tylko śmieciami posegregowanymi. Ostatnio widziałem, jak szczur penetrował pojemnik z odpadami szklanymi. Prawda, że to ciekawe.

Ekologiczna PRL

Niedawno robiliśmy program telewizyjny o tym, że w PRL paradoksalnie żyliśmy ekologiczniej. Wtedy ludzi zmuszały do tego okoliczności wynikające z życia w systemie niedoborów gospodarczych. Każdy produkt, który mógł się jeszcze przydać, miał często kilkadziesiąt zastosowań, bo sposób wykorzystania wynikał z potrzeb i pomysłowości danej osoby.

Pojemniczek po kefirze dla gospodyni domowej był formą do galaretki, dla ogrodnika miejscem na rozsadę, a dla Adama Słodowego pomysłem do zrobienia jakiegoś urządzenia. Gazetę po przeczytaniu można było wykorzystać na sto sposobów. Do pakowania w sklepie, jako podkładkę w szufladzie. Gospodynie wykładały nimi kosze na śmieci. Niektórzy używali gazety jako papier śniadaniowy. Z filmów wiemy, że gangsterzy cieli gazety tak, żeby udawały piki banknotów. Dzisiaj nie ma gazet, więc przestępcy jak media przeszli do sieci i udają bogatych wujków z Afryki.

To, co trafiało na śmieci, było już całkowicie wyeksploatowane.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Po drugiej stronie był przemysł, który potwornie zanieczyszczał otoczenie i marnotrawił. Ponieważ marnotrawił, pojawiło się pojęcie surowców wtórnych, które tak naprawdę były odpadami przemysłowymi. Oficjalnie tylko z nich, z tych surowców wtórnych mogli korzystać „prywaciarze”. I korzystali, robiąc pełnowartościowe wyroby.

W połowie lat 70. było głośno o pewnym „prywaciarzu”, który do swojej produkcji używał rzeczy, które wyszukiwał na składowiskach (czyli śmieci)ach) wielkich zakładów przemysłowych. Gdy to wyszło na jaw, został surowo ukarany, zajął się nim bardzo skutecznie Urząd Skarbowy. Nic się nie stało zakładom przemysłowym, które na takie śmietniska wyrzucały pełnowartościowe półprodukty.

Teraz jest trochę inaczej, ale w gruncie rzeczy tak samo. Kupuje się pralkę i od razu wiadomo, że za góra pięć lat trafi ona na śmietnik. Jakakolwiek naprawa przewyższy znacząco jej wartość. To tyczy prawie wszystkich produktów przemysłowych. Czy ekologia polega na tym, że przedmiot po stosunkowo krótkim okresie zużycia trzeba zanieść do elektrośmieci?

Z tego, co widzę, większość osób w codziennym życiu chce postępować nieinwazyjnie i nie ingerować w środowisko naturalne. Ale też trudno im zrozumieć, że muszą całkowicie przejąć koszty – szczególnie dotyczy to produktów, które można by dłużej eksploatować, bo zmiany technologiczne nie są tak rewolucyjne, żeby zmieniać je co chwilę. Ale kto by się tym przejmował.

– Grzegorz Sieczkowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Warszawa, styczeń 1989 r. Pałac Kultury i Nauki, pokaz wiosennej kolekcji Mody Polskiej. Fot. PAP/Tadeusz Zagoździński
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?