Finlandia stanęła w obliczu hybrydowego ataku migracyjnego, który zaserwowała jej Rosja. Jako żywo przypomina on to, co się od roku 2021 dzieje na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą, choć skala wydarzeń na razie wydaje się dużo mniejsza.
Nic dziwnego, że Rosjanie używają tych samych metod, co Białorusini. Nawet jeśli reżimy białoruski i rosyjski coś dzieli, to łączy je jedna ważna dla nich sprawa – konfrontacja z tak zwanym kolektywnym Zachodem.
Można się było spodziewać, że wstąpienie Finlandii do NATO uruchomi wobec niej wrogie działania ze strony Rosji. Napaść wojsk rosyjskich na Ukrainę w roku 2022 skłoniła polityków fińskich do zadbania o bezpieczeństwo swojego kraju i to ponad podziałami partyjnymi.
Tym samym zakończyła się trwająca od drugiej wojny światowej era neutralności Finlandii. Zapadła precedensowa w dziejach tego państwa decyzja o związaniu się z największym sojuszem militarnym świata. A to rzecz jasna Kremlowi się bardzo nie spodobało.
W listopadzie bieżącego roku Finowie zaczęli odnotowywać zwiększony napływ do swojego kraju egzotycznych przybyszów z Rosji. Nie są to jednak obywatele Federacji Rosyjskiej, lecz innych państw (azjatyckich, afrykańskich), którzy złożyli wnioski o azyl w Finlandii. Znamienne, że w wielu przypadkach dotarli do niej na… rowerach.
Ten środek transportu zaczął się cieszyć popularnością po tym, gdy we wrześniu 2023 roku Finlandia wprowadziła zakaz wjazdu samochodami osobowymi na rosyjskich rejestracjach (piesze przekraczanie granicy było już wcześniej niedozwolone).
Kilka dni temu – we wtorek 28 listopada – rząd fiński zdecydował o zamknięciu wszystkich przejść na granicy z Rosją. Będzie wolno je przekraczać – przez co najmniej najbliższe dwa tygodnie – wyłącznie w celu przewozu towarów. Premier Finlandii Petteri Orpo obarczył odpowiedzialnością za kryzys migracyjny na granicy władze rosyjskie. Jego zdaniem, prowadzą one „operację wywierania nacisku”. Oczywiście, Kreml w swoich oficjalnych komunikatach odrzuca wszelkie zarzuty i oskarża władze fińskie o to, że z premedytacją psują stosunki z Rosją.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Warto odnotować, że wątek zamknięcia granicy fińsko-rosyjskiej już się pojawił w rosyjskiej popkulturze i to bynajmniej nie w jednoznacznie antyzachodnim ujęciu. Stało się to zanim Rosjanie zainicjowali hybrydowy atak migracyjny na Finlandię. Chodzi o fabułę rosyjskiego serialu „Ku jezioru” (oryginalny – rosyjski – tytuł produkcji brzmi „Epidemija”).
Jego pierwszy sezon był emitowany na Netfliksie i spotkał się z pozytywnymi recenzjami (zachwycał się nim między innymi amerykański prozaik, mistrz fantastyki i horroru, Steven King). Drugi sezon serialu jednak nie mógł już liczyć na światową promocję, a to przypuszczalnie z powodu terminu, w jakim miał być emitowany, czyli po 24 lutego 2022 roku. Wiadomo zaś, że wielkie platformy streamingowe (w tym i Netflix) w geście solidarności z napadniętą przez wojska rosyjskie Ukrainą zaczęły bojkotować rosyjskie produkcje.
„Ku jezioru” to katastroficzna opowieść o tym, jak w Rosji wybucha epidemia nieznanej śmiertelnej choroby płuc. W sytuacji zagrożenia grupa osób – mieszkańcy Moskwy i okolic – udaje się w kierunku północnym, w stronę Karelii, by szukać dla siebie bezpiecznego miejsca.
Prace nad pierwszym sezonem serialu zaczęły się w roku 2018, czyli przed wybuchem pandemii COVID-19. Dlatego „Ku jezioru” można interpretować jako proroctwo zarazy. Z kolei w drugim sezonie serialu jest mowa o tym, że Finlandia odgradza się drutem kolczastym od Rosji i minuje pas ziemi wzdłuż niego, żeby nie wpuszczać uciekinierów z sąsiedniego państwa. Tyle że w „Ku jezioru” nie są to nasłani przez Kreml migranci z Azji i Afryki, lecz Rosjanie szukający schronienia przed epidemią i innymi kataklizmami. Ale generalnie temat przyjmowania uchodźców przez państwa Unii Europejskiej jest w serialu podjęty.