Cywilizacja

Berlin przymyka migrantom drzwi. Czy rządowi chodzi tylko o ogranie prawicy?

Niemcy tną fundusze dla organizacji pomagającym nielegalnym przybyszom w dotarciu do Europy. Kanclerz Scholz zapowiada usprawnienie procedur deportacyjnych.

O tym, czy te iskry podpalą lont w coraz mocniej skłóconej koalicji rządowej i czy zasugerowany przez Scholza zwrot odetnie tlen Alternatywie dla Niemiec przekonamy się w najbliższych miesiącach. Berlin odlicza bowiem czas nie tylko do nowego rozdania w Parlamencie Europejskim, ale i z niepokojem monitoruje sytuację w Brandenburgii, Turyngii i Saksonii, trzech najsilniejszych bastionach AfD, które w 2024 r wybiorą skład nowych landtagów.

Jest czwartek, 19 października 2023 r. W Bundestagu trwa debata nad dwoma wnioskami Alternatywy dla Niemiec. Oba są wymierzone w przyjęte pod koniec 2022 r w Bundestagu plany wsparcia finansowego dla niemieckich jednostek cywilnego ratownictwa morskiego wyławiających migrantów na Morzu Śródziemnym i przywożących ich statkami do wybrzeży Europy. Bundestag zaplanował na ten cel kwotę 8 mln. euro, pieniądze miały być wypłacane w latach 2023-26.

To te wydatki z budżetu państwa niemieckiego zirytowały niedawno rząd Georgii Meloni. Włosi otwarcie zarzucili wtedy Niemcom mieszanie się w ich wewnętrzne sprawy i wyrazili dezaprobatę dla działań statków pod niemiecką banderą, które dziwnym trafem „nie przywożą migrantów do brzegów Niemiec, tylko Italii”. Sam spór między Włochami a statkami ratującymi migrantów na Morzu Śródziemnym jest starszy, sięga przełomu lat 2016-2017, a zaostrzył się w maju 2017 r, kiedy kilka niemieckich organizacji wezwano przed włoską, senacką Komisję Obrony w celu wyjaśnienia wątpliwości wokół ich działań (podczas wysłuchania sugerowano, że niemieckie NGO-sy współdziałają z siatkami przemytników). We wrześniu 2023 r sprawa wróciła. Oczy Europy z jednej strony były skierowane na wojnę na Ukrainie, z drugiej – na migrantów docierających masowo do brzegów włoskiej Lampedusy. Francja i Niemcy odmówiły odciążenia Italii,

Niemcy powoływali się przy tym na brak dobrej woli ze strony włoskich władz, które wbrew wcześniejszym zobowiązaniom miały odmawiać przyjmowania migrantów, którzy po rejestracji we Włoszech nagle wypływali w niemieckim systemie socjalnym. RFN była wtedy przed wyborami do landtagów Hesji i Bawarii, a jedyną partią, która zyskiwała na postępującym zmęczeniu niemieckich wyborców polityką migracyjną, a raczej – jej patologiami – była Alternatywa dla Niemiec. Tydzień przed wyborami to nie był dogodny czas na deklarowanie solidarności z Włochami i ewentualne przyjmowanie przybyszów z Afryki. 8 października mieszkańcy Hesji i Bawarii poszli do urn.

Ostatecznie zwycięstwo przypadło CDU i CSU, ale Alternatywa po raz pierwszy zdołała przebić szklany sufit „niewybieralności w landach zachodnich” plasując się w Hesji jako druga, a w Bawarii jako trzecia siła polityczna. Na decyzji wyborców zaważyło podejście do migracji. Już zresztą na dwa tygodnie przed wyborami sondaże jednoznacznie wskazywały na politykę migracyjną jako na tę kwestię, która najbardziej pochłaniała, ale i polaryzowała wyborców. Świadomość wagi tematu migracji, a zwłaszcza przeciążenia samorządów nie radzących sobie już ani finansowo, ani organizacyjnie z coraz większą liczbą przybyszów, nawet jeżeli istniała na poziomie struktur landowych SPD, Zielonych czy FDP, to nie miała już przełożenia na narrację tych partii.

Nancy Faeser – socjaldemokratyczna minister spraw wewnętrznych i zarazem liderka heskiej listy SPD tuż przed wyborami musiała się tłumaczyć z pomysłu o przyznaniu prawa głosu w wyborach samorządowych dla migrantów (spoza UE) już po sześciu miesiącach zamieszkiwania w Niemczech. Faeser wycofała się z tego twierdząc, że w programie heskiej SPD popełniono błąd i pomysł dotyczył „sześciu lat, a nie miesięcy”, co dla wrogów liberalizacji jakichkolwiek zasad dotyczących migrantów i tak stało się kolejnym pretekstem do wypominania Faeser skrajnej niekompetencji.

I wtedy nowe życie podarowano kwestii nielegalnej migracji z terenu Polski i Czech. W Berlinie rzucono się na ten temat jak na koło ratunkowe. Tyle, że Nancy Faeser zbyt późno ogłosiła decyzję o wprowadzeniu tzw. elastycznych kontroli na granicy z Polską i Czechami. Za brak refleksu zapłaciła porażką i kompromitacją, kiedy w obu landach socjaldemokraci dostali wyborcze lanie od AfD.

Wróćmy jednak do debaty w Bundestagu. 11 dni po klęsce partii koalicji rządowej w Hesji i Bawarii, AfD zażądało zaprzestania finansowania działalności niemieckich NGO-sów na Morzu Śródziemnym. Patrząc na to posunięcie AfD czysto piarowo – było ono logiczne, ale kto śledził ostatnie ruchy w niemieckim MSZ czy inicjatywy podejmowane wcześniej przez klub parlamentarny chadeków, zdaje sobie sprawę, że rząd Scholza nie może sobie teraz pozwolić na wypełnienie finansowych zobowiązań względem NGO-sów. Przynajmniej nie wobec wszystkich i nie w pierwotnie planowanym kształcie.

Już w lipcu 2023, czyli jeszcze przed włosko-niemiecką burzą medialną, zrzeszająca blisko 900 najróżniejszych podmiotów organizacja-matka, czyli United4Rescue, wyraziła swoje niezadowolenie z decyzji niemieckiego MSZ-u, który zamiast przekazywać środki do „centrali” zmienił zasady gry każąc zainteresowanym wsparciem organizacjom składanie osobnych wniosków i zastrzegając, że o dofinansowanie mogą się ubiegać nie tylko podmioty działające na morzu, ale i te, które pomagają migrantom na lądzie.

Jak wynika z dokumentów Bundestagu, z zakontraktowanych 8 mln euro, w 2023 r przeznaczono łącznie 1,6 mln. na działalność trzech podmiotów: SOS HUMANITY E.V, SEA-EYE E.V. i COMUNITA S. EGIDO. Pierwsze dwie organizacje powstały w 2015 r i są powiązane z United4Rescue, trzecia pomagająca migrantom już na lądzie działa od 1986 r i jest katolicką organizacją świecką.

Sprawa United4Rescue jest przy tym o tyle ciekawa, że na czele organizacji stoi teolog, dr Thies Gundlach, prywatnie partner życiowy wiceprzewodniczącej Bundestagu z Zielonych, Katrin Göring-Eckhard. Alternatywa dla Niemiec nie omieszkała nagłośnić tego faktu, zresztą sprawie przyjrzały się już w listopadzie 2022, czyli tuż po przyjęciu przez Bundestag planu wsparcia m.in. dla United4Rescue, media takie jak „Bild”, „Focus”, „Junge Freiheit”. W nagłówkach portali wprost formułowano pod adresem wiceprzewodniczącej Bundestagu zarzut nieczyste zagrania. Pytano bez ogródek „czy pomogła swemu ukochanemu w dotarciu do milionów”.
Obrońcy nielegalnych imigrantów protestują podczas przemówienia kanclerza Niemiec Olafa Scholza na Kongresie Związków Zawodowych we Frankfurcie nad Menem 24 października 2023 r. Fot. EPA/RONALD WITTEK Dostawca: PAP/EPA.
Podczas debaty 19 października, Stephan Brandner (AfD) jeszcze raz wrócił do tematu, a przy okazji stwierdził, że „tylko w Niemczech parlament wspomaga przemytników ludzi i że niemieccy prokuratorzy powinni się tym zainteresować”. I rozpętała się burza. Hakan Demir z SPD określił zarzuty AfD mianem „bezwstydnych” i zaznaczył, że niemiecki parlament powinien być dumny z tego, że przeznaczył 8 mln. euro na działalność cywilnego ratownictwa morskiego. Jamila Schäfer z Zielonych wyraziła nadzieję na rychłe przyjęcie europejskiego paktu migracyjnego i „wspólną unijną politykę relokacji i karania finansowego za odmowę przyjmowania migrantów”.

Clara Bünger z Linke zarzuciła AfD kłamstwo twierdząc, że „United4Rescue nawet nie otrzymało tych pieniędzy”, a ludzie, którzy ryzykują utratą życia przeprawiając się z Afryki do Europy „przecież nie mogą przylecieć samolotem, bo nie mają wiz”. Posłanka lewicy dodała, że „2 miliony euro to i tak śmieszna kwota, z której nie da się pokryć wszystkich kosztów a jeszcze taką kwotę kwestionuje Meloni, czcicielka Mussoliniego”.

Petr Bystron z AfD zareagował na ataki kolegów z innych partii opowieścią o „aplikacji dla migrantów finansowanej przez niemieckie fundacje” i oskarżeniem pod adresem zebranych, że „sami napędzają przemysł migracyjny”.

Najciekawsze wystąpienia mieli jednak posłowie klubu parlamentarnego CDU/CSU, którzy z jednej strony – tak jak np. Moritz Oppelt, bronili się przed zrównywaniem CDU z AfD tylko dlatego, że są obie partie krytykują politykę migracyjną rządu Scholza. – AfD karmi się naświetlaniem problemów, a my dążymy do ich rozwiązania – mówił Oppelt. Z drugiej strony jednak chadecy żądali tego samego co AfD, czyli zablokowania pieniędzy dla niemieckich statków kursujących między Afryką a Europą ganiąc jednocześnie partie koalicji rządowej za niski poziom debaty na ważkie tematy społeczne. – Proszę Państwa, przecież ta debata jest tak złej jakości, że AfD nawet już nie musi wstawiać do sieci swoich wystąpień, wystarczy, że wstawi wasze, jesteście zamknięci w berlińskiej bańce – podsumował z mównicy Alexander Hoffmann (CDU).

Koniec był taki, że oba wnioski AfD przy ogólnej wrzawie i oburzeniu na „bezwstyd żądań” przesłano do komisji, ale fakt, że niektórzy z obecnych przypomnieli tego dnia, że „nawet kanclerz Scholz sceptycznie odnosił się do funduszy na rzecz zainteresowanych NGO-sów” już zasugerował kierunek rozwoju sytuacji. Nazajutrz, 20 października, media niemieckie podały powołując się na źródła w federalnym Ministerstwie Finansów, że „resort finansów nie chce uwzględnić wsparcia finansowego dla cywilnego ratownictwa morskiego w projekcie budżetu na 2024 r”. W komunikacie podano też, że „pojawiły się wątpliwości, czy przypadkiem z kieszeni niemieckiego podatnika nie wspiera się przemytników ludzi”, powtórzono też opowieść o sceptycyzmie Olafa Scholza i rzekomym sporze z „zielonym” MSZ-em, który upiera się przy przyznaniu środków z tegorocznej puli trzem wspomnianym wcześniej organizacjom. Temat samej United4Rescue ucięto.

Skierowaliśmy zapytanie do rzecznika organizacji chcąc wyjaśnić, czy faktycznie nie przyznano im bezpośredniego dofinansowania. W odpowiedzi napisano, że „United4Rescue co prawda miało otrzymywać środki z puli zakontraktowanej na lata 2023-26, ale w lipcu b.r. MSZ zmieniło zasady przyznawania dofinansowania na skutek czego U4R nic nie dostała i wciąż utrzymuje się głównie z darowizn od osób prywatnych i organizacji”. A po tym ukazał się wywiad z kanclerzem Scholzem dla „Spiegla”. I sprawa nabrała tempa.

„Panie Kanclerzu, niech się Pan określi” – wzywał na łamach „Spiegla” po porażce partii koalicyjnych w Hesji i Bawarii polityczny redaktor tygodnika Christoph Hickmann. „Kanclerz nie może milczeć” – pisał publicysta – „a Niemcy mają prawo poznać jego zdanie na temat kluczowego obecnie zagadnienia polityki azylowej”. „Der Spiegel” – gazeta starsza od Republiki Federalnej – nie raz już wyznaczała szlaki publicznego dyskursu w Niemczech. Nie minął miesiąc i kanclerz rzeczywiście zaczął mówić, przynajmniej do dziennikarzy, czego efektem jest wywiad Hickmana oraz redaktora tygodnika Dirka Kubjuweita. Kubjuweit poza redagowaniem ważnej gazety zajmuje się również pisaniem powieści (po polsku wydano jego thriller „Strach”) i pisarski warsztat chyba mu się przydaje, bo wywiad z szefem rządu ma dość ciekawą kompozycję. ODWIEDŹ I POLUB NAS „Musimy wreszcie deportować na szeroką skalę” – taką deklaracją w tytule wywiadu atakuje czytelników kanclerz, a redakcja dodaje zapowiedź „nowej twardości” Olafa Scholza. Skąd jednak ta twardość właśnie teraz? Rozmowa zaczyna się od wspomnienia wizyty kanclerza w Izraelu, rozmów z premierem Benjaminem Netanjahu, spotkania z rodzinami porwanych przez Hamas obywateli Niemiec, dalej padają słowa o pomocy humanitarnej dla strefy Gazy i uwaga, że w kwestii ochrony ludności cywilnej podczas działań wojennych Izrael nie potrzebuje napomnień akurat od niemieckich polityków.

Dziennikarze pytają kanclerza o „antysemickie wystąpienia” podczas propalestyńskich demonstracji w niemieckich miastach, zwłaszcza w Berlinie. Palenie izraelskiej flagi, antyżydowskie hasła, okrzyki wspierające terrorystów…. – Nie ma na to u nas miejsca – odpowiada Scholz – nie w kraju, którego historia jest „nierozerwalnie” związana jest z zagładą Żydów.

I w tym momencie pojawia się kluczowa kwestia tej rozmowy. Redaktorzy „Spiegla”, zapominając na chwilę o kanonach poprawności politycznej zwracają uwagę, że wśród „wrogów Izraela” w Niemczech jest wielu „ludzi z arabskim zapleczem migracyjnym”. – Czyżby Niemcy powinni lepiej pilnować kto właściwie do nich przybywa? – pytają. W odpowiedzi kanclerz przestaje mówić o Izraelu, walce z terroryzmem i skandalicznej obecności antysemickich haseł na berlińskich ulicach. Zamiast tego zaczyna opowiadać, jak powinny wyglądać zasady niemieckiej polityki azylowej. – Powinniśmy wpuszczać do Niemiec dwie grupy przybyszów – mówi lider socjaldemokratów. Pierwszą stanowią pracownicy potrzebni niemieckiej gospodarce – „tych potrzebujemy”. Druga to prawdziwi uchodźcy polityczni. Kto nie należy do żadnej z tych grup – zostać w Niemczech po prostu nie może. Dlatego – kontynuuje szef rządu federalnego – ograniczymy nielegalną imigrację.

Dziennikarze prowadzący wywiad, zapewne zadowoleni, że kanclerz przestał „milczeć” i okazuje „twardość”, zapytali jakimi środkami zamierza osiągnąć to ograniczenie. W odpowiedzi Scholz mówi o całym „pakiecie” środków. Wymienia m.in. wzmocnienie zewnętrznych granic Unii, oczywiście liczy na ostateczne wprowadzenie w ciągu kilku miesięcy mechanizmu solidarności zakładającego automatyczną relokację, wreszcie – uruchomienie masowej deportacji wszystkich, którzy nie mają prawa pozostać w Niemczech.

Ta twarda deklaracja niesie za sobą kolejne pytania, związane z obecną kondycją państwa niemieckiego – np. o problemy w współpracy na linii rząd federalny – kraje związkowe, braków etatowych w niemieckim sądownictwie, czy wreszcie wciąż kulejącej cyfryzacji powodującej zatory w przepływie informacji między różnymi szczeblami machiny państwowej („trzeba skończyć z epoką papieru” – postuluje szef rządu najpotężniejszego kraju Europy).

To wszystko jednak szczegóły. Istotne w tym wszystkim jest to, że za pomocą sprytnego zabiegu Olaf Scholz przechodzi od oburzenia na antyizraelskie nastroje wśród niemieckich muzułmanów do sformułowania zasad „nowej” i „twardej” polityki azylowej. Unika też przyznania, że cały ten, kolejny już w jego kanclerskiej karierze, zwrot wynika nie tyle ze wspomnianego wyżej odruchu moralnego co ze strachu przed wzrastającymi wpływami Alternatywy dla Niemiec. A że w tym retorycznym uniku pomaga wywiad dla Spiegla? Po to w końcu jest liberalna prasa stojąca na straży ładu Bundesrepubliki.

25 października po posiedzeniu rządu, Nancy Faeser ogłosiła nowe regulacje mające usprawnić deportacje migrantów, którzy nie mają szans na legalny pobyt w Niemczech. Szefowa MSW zapowiedziała wdrożenie „bardziej restrykcyjnych środków” w procedurach deportacyjnych a decyzję rządu uzasadniła oczekiwaniami samorządów, które nie radzą sobie z utrzymaniem i zakwaterowaniem migrantów.

To posunięcie rządu zadowoliło chadeków, którzy tego samego dnia spisali swoje własne pomysły na uregulowanie polityki migracyjnej i rozesłali do prasy. Przekaz był taki, że Friedrich Merz wyciągnął pomocną dłoń do Olafa Scholza, a ten przyjął ją z wdzięcznością i obietnicą współpracy.
Złośliwi mogliby dodać, że ta współpraca została wymuszona wzrostem znaczenia AfD nie tylko na wschodzie, ale i na zachodzie kraju (vide – Bawaria i Hesja), a z drugiej strony powołaniem nowego ugrupowania przez Sahrę Wagenknecht (wywodzącą się z dawnej partii postkomunistycznej – Die Linke) pod nazwą Sojusz Sahry Wagenknecht, który ma łączyć poglądy lewicowe z konserwatywnymi i stanowić „alternatywę dla Alternatywy”, ale równie dobrze może odebrać głosy wszystkim innym partiom. Wagenknecht prezentując założenia nowej partii zrobiła wiele by oferta skusiła średnich przedsiębiorców, przeciwników dalszej centralizacji UE, sceptyków koronowirusowych, zwolenników odnowienia relacji z Rosją, krytyków polityki migracyjnej rządu, niezadowolonych z transformacji energetycznej i wielu innych.

Czy to są hasła przypisane wyłącznie elektoratowi AfD? Już nie. I obie strony mitycznego konsensusu niemieckiego rozumieją powagę sytuacji. Niemcy były skłonne uderzyć się w piersi za fiasko Ostpolitik, teraz następuje etap łatania dziur w polityce migracyjnej, korygowania wypaczeń etc. Dzięki zabiegom AfD sam kanclerz Scholz dostrzegł problem i w jego rozwiązaniu pomogą chadecy.

Pomrukiwania niezadowolonych współkoalicjantów kanclerza Scholza czy otwarta krytyka z ław partyjnej młodzieżówki, która już zarzuciła kanclerzowi „strategię a’la AfD light” pojawia się w momencie, gdy Zieloni przegrywają w sondażach (i wyborach landowych) z AfD, a FDP walczy o przetrwanie. W tym kontekście warto przypomnieć niedawną propozycję Markusa Södera, szefa CSU i premiera Bawarii, by SPD odpuściło sobie rządy z kłótliwymi partnerami i weszło w koalicję z chadecją. Niby bezczelny chwyt w stylu Södera, ale coś w tym jest.

Wśród polityków, którzy skrytykowali scholzowy zwrot w sprawie deportacji znalazł się też nestor Zielonych, Jürgen Trittin. – Przecież deportacje już mają miejsce. Tyle, że Olaf Scholz obiecuje coś, czego nie będzie można dotrzymać. Deportacjami nie odciąży samorządów, gdyż większość uchodźców pochodzi z Syrii, Afganistanu, Turcji, Iraku i Iranu, a w przypadku tych państw odsetek uznawania prawa do pobytu jest wysoki. (…) Na nic się zdadzą deportacje, odstraszanie i odgradzanie się. Nawet kraje, które prowadzą restrykcyjną politykę w tym zakresie mają więcej uchodźców, ponieważ coraz więcej ludzi przybywa do Europy. We Włoszech pod rządami faszystowskiej premier Meloni ich liczba uchodźców się podwoiła – powiedział Trittin w dniu ogłoszenia planu minister Faeser. Jego zdaniem sięganie do „szybszych deportacji” ma znaczenie symboliczne, a „próba zdławienia rasistów poprzez zaostrzenie polityki migracyjnej poniosła porażkę już w 1993 r” (W Niemczech doszło wtedy do wielu ataków na ośrodki dla uchodźców).

Nestor Zielonych podkreślił ponadto, że „partie faszystowskie osiągają dziś lepsze wyniki wyborcze niż przed 30 laty”. I jeszcze coś – w opinii Trittina, przedstawiony przez Nancy Faeser plan będzie musiał zostać sprawdzony pod kątem zgodności z konstytucją i Europejską Kartą Praw Człowieka, a podobno już na poziomie projektu konstytucjonaliści nie kryli swojego sceptycyzmu. Jakie jest zatem wyjście? „Wspólny podział obciążeń w Europie, przyspieszone procedury azylowe oraz jak najszybsze wdrożenie na rynek pracy wszystkich chętnych do pozostania w Niemczech”. Tyle na ten temat zasłużony polityk Zielonych.

O wspólnym podziale, czyli o nowym mechanizmie solidarnościowym jako jednym z warunków wydostania Niemców z migracyjnego potrzasku mówią zresztą nie tylko Zieloni. Chadecy mimo przejęcia części racjonalnych pomysłów od AfD również nie wyobrażają sobie rezygnacji z ogólnounijnego paktu migracyjnego z zapisem o przymusowej solidarności. Przeforsowanie tego warunku na forum UE da Niemcom możliwość podzielenia się migrantami ze swoimi sąsiadami.

Pytanie, czy to zrobi jakieś wrażenie na wyborcach AfD. Jak na razie w mediach społecznościowych Alternatywy trwają rozliczenia z „malowanym mistrzem deportacji” i politykami zawłaszczającymi pomysły AfD na ograniczenie napływu niechcianych migrantów. Poza tym w postach AfD króluje hasło „reemigracji”, a nie „relokacji”. Zrozumienie różnicy i wyciągnięcie wniosków może zająć Olafowi Scholzowi kolejne miesiące, których teoretycznie nie ma. Wybory do PE już za rogiem, Alternatywa zyskuje z każdym tygodniem, w takich okolicznościach wszystkie chwyty będą dozwolone.

– Olga Doleśniak-Harczuk, Antoni Opaliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Demonstracja w obronie nielegalnych imigrantów w Hamburgu w 2014 roku. Fot. PAP/DPA
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.