„Rosyjska mafia” znika z paryskich salonów
środa,
4 lutego 2015
Sergeenko, Duma, Perminova, Gazinskaya… to nazwiska osób, które przez ostatnie lata zajmowały honorowe miejsca na paryskich pokazach mody. „Rosyjska Mafia”, bo tak je nazwano, ma w swoich szafach tysiące kreacji za grube miliony oraz udziały w najlepszych markach modowych. Kryzys finansowy w ich kraju sprawił, że od ubiegłego roku ustępują miejsca chińskim celebrytkom. – Kupienie czegoś nowego to dla nas naprawdę duży wydatek – mówi jedna z nich.
Pokazy najnowszych kolekcji największych domów mody przez ostatnich kilka lat nie mogły odbyć się bez ich udziału. „Rosyjska Mafia”, czyli elitarna grupa fashionistek zza wschodniej granicy oraz idąca w ich ślady grupa luksusowych rosyjskich celebrytek, okupowała pierwsze rzędy podczas takich imprez jak paryski Tydzień Mody. Większość z nich wyjeżdżała ze stolicy mody z kreacjami nieomal zdjętymi z modelek, które prezentowały je na wybiegu. Niektóre Rosjanki kreacje miały na sobie już podczas pokazów.
Te, które miały dodatkowo zmysł do interesów, z wycieczki do Paryża, Mediolanu czy Londynu, oprócz kreacji, przywoziły udziały w najlepszych domach mody czy odzieżowych markach. Wszystko to zazwyczaj finansowali ich bogaci mężowie lub kochankowie – urzędnicy, agenci wywiadu i biznesmeni. Takie domy mody jak Chanel bądź Jean Paul Gaultier traktowały bogate Rosjanki jako jedne z najlepszych klientek, których przywilejem bardzo często była możliwość zakupu ubrań w pierwszej kolejności, jeszcze zanim dotarły one do paryskich wyroczni mody.
Chińska armia zamiast „Rosyjskiej Mafii”
Sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku. Rosjanki zaczęły znikać z pierwszych rzędów, a na paryskim Tygodniu Mody nie było widać ich prawie wcale. Ich miejsce zajęły chińskie gwiazdki muzyki i filmu, otoczone armią paparazzich, których przywożą razem ze sobą. Jak wytłumaczyć nagły brak „Rosyjskiej Mafii” na salonach? – Sytuacja między Rosją a innymi krajami nie jest najlepsza. To główny powód – mówiła po prywatnym pokazie Armaniego Elena Perminova, jedna z najbardziej uznanych rosyjskich fashionistek.
Elena ma 28 lat i jest żoną jednego z rosyjskich oligarchów Alexandra Lebedeva, który po zakończeniu kariery w KGB, został biznesmenem. Jego majątek szacowany jest na ponad 3 miliardy dolarów. Swojej przyszłej żony nie poznałby, gdyby nie jej niezbyt chlubna przeszłość. Nastoletnia Elena wplątała się w przestępcze środowisko Novosybirska. Jej ówczesny chłopak zmuszał ją do sprzedawania narkotyków w nocnym klubie. Pewnej nocy Elena wpadła w ręce policji. Groziło jej sześć lat więzienia i pewnie tak by się to skończyło, gdyby nie pomysł jej ojca, który napisał list z prośbą o pomoc do deputowanego do Dumy polityka. Mowa oczywiście o Lebedevie, który nie tylko wyciągnął Elenę z tarapatów, ale przy okazji został jej mężem. Dwa miesiące temu Elena po raz trzeci została mamą. Nie omieszkała się przy tym pochwalić na swoim Instagramie, jak szybko po ciąży wróciła do formy.
Na paryskich salonach pojawiła się w 2012 roku. Zaistniała na nich dzięki swojej przyjaciółce, dziennikarce i fashionistce, Miroslavie Dumie. Szybko nić porozumienia wywiązała się także między nią a innymi członkiniami „Rosyjskiej Mafii”, czyli Ulyaną Sergeenko i Viką Gazinskayą. Wszystkie cztery należały przez kilka ostatnich lat do tych szczęściar, które kreację zakładały na siebie tylko jeden jedyny raz.
Sytuacja między Rosją a innymi krajami nie jest najlepsza. To główny powód – mówi Perminova
Alexander McQueen zaproponował mu staż, jako jeden z pierwszych polskich projektantów otworzył swój butik w Warszawie i jako jedyny w Londynie. Potem zniknął.
zobacz więcej
„Byłam bardziej odważna niż większość”
Duma to spośród całej czwórki najgorętsze nazwisko w świecie mody. W kuluarach szepcze się, że to Mira jest najlepiej ubraną kobietą z „Rosyjskiej Mafii”. Nazywana królową street stylu, swoją miłość do drogich i markowych ubrań mogła rozwijać dzięki bogatemu ojcu. Założyła fundację Planeta Mira i lansowała się na salonach zbierając fundusze. Jej stylizacje dostrzegły rosyjskie media, w tym Harper’s Bazaar, który zaproponował jej stanowisko redaktorki mody. Od lutego 2013 r. Mira jest dyrektorem mediów cyfrowych domu towarowego TSUM. Jej obowiązki to bywanie na najważniejszych pokazach w najlepszych stylizacjach i pozowanie do oporu na tzw. „ściankach”.
– Moda w Rosji ma tylko 15 lat. Przez 70 lat była szarość. Teraz, kiedy staliśmy się bogaci, Rosjanki zaczęły cieszyć się modą. Byłam bardziej odważna niż większość Rosjanek. Podejmowałam ryzyko modowe, które w Rosji było pewnym rodzajem tabu – mówiła w jednym z wywiadów.
35-letnia Ulyana Sergeenko, podobnie jak Mira, stawia głównie na modę uliczną. Jest byłą redaktorką rosyjskiego „Glamour”, prowadzi bloga, a od niedawna również projektuje. Upragniony modowy biznes Ulyana mogła rozkręcić dzięki pomocy finansowej męża – Danila Khachaturova, rosyjskiego oligarchy, którego majątek opiewa na miliardy dolarów. Kolekcje są odzwierciedleniem jej prywatnego stylu, a do stałych klientek należą takie sławy, jak Lady Gaga, Natalia Vodianova, Dita von Teese, czy Rita Ora.
Teraz, kiedy staliśmy się bogaci, Rosjanki zaczęły cieszyć się modą
Winny jest spadek kursu rubla
Niestety, również modowy biznes Sergeenko odczuł już skutki kryzysu w Rosji. Jak wyjaśnia jej bliski współpracownik Frol Burimskij, ogromnym problemem jest spadek wartości rodzimej waluty. – Trudno jest teraz zaplanować kolejny rok. Każdy z nas obserwuje wahania kursu rubla. Wiele razy musieliśmy zmieniać nasze plany. Kryzys oznacza mniejszą rozrzutność kobiet bogaczy. A co za tym idzie, moi rodacy są zmuszeni do wycofania się z rynku mody, na którym wydawali tyle pieniędzy – wyjaśnia w rozmowie z „The New York Times”.
Burimskij dodaje, że Rosjan na salonach będzie coraz mniej, bo większość z nich będzie musiała rozważnie planować wydatki. Niewykluczone, że dojdzie do sytuacji, w której będą pojawiać się wyłącznie na rosyjskich salonach. Największą szansą na przetrwanie mają z pewnością takie projektantki i bywalczynie salonów jak Vika Gazinskaya, która od kilku lat mieszka w Paryżu i tam zdobywa klientki.
Nosa „Rosyjskiej Mafii” podczas ostatniego pokazu Armaniego utarł z pewnością niejaki Thomas Poetzsch, który stwierdził, że odkąd nie ma rosyjskiej konkurencji, stał się jednym z bardziej cenionych klientów. – W ubiegłym roku wydałem ponad 100 tys. euro na ubrania od Armaniego dla siebie i żony – chwalił się w rozmowie z dziennikarzem.
O tym, że rosyjska konkurencja słabnie może świadczyć fakt, że zarówno Poetzsch jak i wspomniane wcześniej chińskie gwiazdki, sadzani są na pokazach coraz bliżej wybiegów.
„Rosyjska Mafia”, mimo że straciła pozycję na europejskich salonach mody, wciąż stara się ją utrzymać wśród swoich. Świadczą o tym chociażby słowa Perminovej. – Kupienie czegoś nowego to dla nas naprawdę duży wydatek. Kiedy coś kupuję, zastanawiam się. A inni, bogaci ludzie? Oni to widzą i zachowują się podobnie – stwierdza.
Wiele razy musieliśmy zmieniać nasze plany. Kryzys oznacza mniejszą rozrzutność kobiet bogaczy