Wspinają się, biegają, nurkują. Kobiety, dla których nie ma granic
niedziela,
8 marca 2015
Sue na swoim zmotoryzowanym wózku inwalidzkim nurkuje i kręci filmy, Wasfia zdobyła Everest i Kilimandżaro, a Monique dzięki wypadkowi odzyskała władzę w nogach. – Gdy słyszę, że ktoś mówi, że jest na coś za stary, chce mi się śmiać – mówi Madonna, która ma na koncie około 340 triatlonów i 82 lata.
Sergeenko, Duma, Perminova, Gazinskaya… to nazwiska osób, które przez ostatnie lata zajmowały honorowe miejsca na paryskich pokazach mody. „Rosyjska Mafia”, bo tak je nazwano, ma w swoich szafach tysiące kreacji za grube miliony oraz udziały w najlepszych markach modowych. Kryzys finansowy w ich kraju sprawił, że od ubiegłego roku ustępują miejsca chińskim celebrytkom. – Kupienie czegoś nowego to dla nas naprawdę duży wydatek – mówi jedna z nich.
zobacz więcej
– Udało mi się zmienić utarte, schematyczne myślenie na temat wózka inwalidzkiego, odczarowałam go i stworzyłam przedmiot, który ma moc, który zmienia mnie samą. Ja na nim nie tyle pływam, co fruwam. Daje mi niesamowite poczucie wolności – mówi Sue Austin.
Dziewiętnaście lat temu straciła władzę w nogach i zaczęła poruszać się na wózku inwalidzkim. – Gdy po raz pierwszy usiadłam na elektrycznym wózku, poczułam, że wreszcie bez ograniczeń mogę poruszać się po ulicach miasta, mogę poczuć wiatr w włosach, ale z drugiej strony widziałam pełne litości spojrzenia ludzi, których mijałam. Zrozumiałam, że dla wielu z nich wózek to symbol cierpienia, kalectwa – mówi Sue.
Pomysł, aby zacząć używać wózka nie tylko do poruszania się po mieście, pojawił się w głowie Sue w 2005 roku. Brała udział w kursie nurkowania dla osób niepełnosprawnych. Ta dyscyplina sportu była jej pasją, jeszcze zanim przestała chodzić. – To wtedy zakiełkowała w mojej głowie myśl, że przygoda, jaką jest nurkowanie i poczucie wolności, które daje jest bardzo dalekie od tego, jak inni ludzie patrzą na wózek inwalidzki i osobę, która się na nim porusza. Zaczęłam się zastanawiać, co by się stało, gdyby te dwie rzeczy połączyć – opowiada.
Letnia sukienka i 45 minut nurkowania
Udało się. W wyposażeniu wózka w specjalne silniki, które pozwalały poruszać się i unosić pod wodą, pomógł znajomy inżynier. Pierwsze próby nurkowania odbywały się na miejskim basenie. Gdy Sue poczuła, że opanowała swój nietypowy sprzęt, wyjechała do Egiptu i tam nurkowała na rafie koralowej. Bezpieczeństwa Sue pilnowało kilku profesjonalnych nurków. Na początku podchodzili do niej z dystansem, ale gdy zobaczyli, co potrafi, sami chcieli, aby pożyczyła im „latającego wózka”.
Podczas wyprawy powstał film z podwodnych akrobacji Sue. – Nurkowałam w letniej sukience, było dosyć zimno, więc mogliśmy pracować pod wodą maksymalnie 45 minut. Każde nurkowanie musieliśmy dokładnie zaplanować, aby uchwycić najlepsze ujęcia – wspomina Sue.
Zdjęcia z jej podwodnej wyprawy pojawiły się na korytarzu Parlamentu Europejskiego gdzie wygłosiła przemówienie z okazji Światowego Dnia Osób z Niepełnosprawnością. – Wielu ludzi dzięki temu, co robię, inaczej popatrzyło na niepełnosprawność, pewne bariery zostały przełamane – cieszy się Sue.
Zaczęłam się zastanawiać, co by się stało gdyby te dwie rzeczy połączyć - wózek inwalidzki i nurkowanie
„Wszyscy myśleli, że zaklinam rzeczywistość”
O tym, że nie ma rzeczy niemożliwych, przekonała się, a właściwie przekonywała wszystkich dookoła siebie Monique Van Der Vorst. W dzieciństwie przeszła operację, po której lekarze postawili diagnozę, że nie będzie chodzić. Marzeniem Monique od zawsze była jazda na rowerze. Chciała zostać kolarką. – Wszyscy myśleli, że w ten sposób radzę sobie z traumą i zaklinam rzeczywistość, snując marzenia. A ja naprawdę chciałam uprawiać sport, mimo przeszkód, mimo tego, że nie byłam w pełni sprawna. Dopięłam swego – mówi Monique. Zaczęła trenować na rowerze dla niepełnosprawnych. Jej wyniki były coraz lepsze. Tak dobre, że mogła z powodzeniem startować na paraolimpiadach. Odnosiła sukcesy. Dwa razy została wicemistrzynią paraolimpijską w Pekinie w 2008 roku, trzykrotnie mistrzynią świata.
W 2010 roku na jednym z treningów, jadąc na wózku inwalidzkim zderzyła się z kolegą i trafiła do szpitala, gdzie zaczęła odzyskiwać czucie w sparaliżowanych nogach. – Po wypadku zaczęłam mieć skurcze nóg. Przestraszyło mnie to, nie wiedziałem, co się dzieje. Mój stan pogorszył się, ale pewnego dnia poczułam lekkie swędzenie w lewej nodze– wyznała Monique na łamach portalu sport.cas.sk.
Stał się cud, zaczęła chodzić
Po kilku miesiącach ciężkiej rehabilitacji stał się cud. Monique mogła zostawić wózek i stanąć na własnych nogach. Lekarze nie potrafią wytłumaczyć jej przypadku. – Uczucie, że po tylu latach na wózku inwalidzkim mogę chodzić jest po prostu nie do opisania. Na wszystko patrzy się nagle z zupełnie innej perspektywy – stwierdziła uzdrowiona zawodniczka.
Dzięki nieoczekiwanemu odzyskaniu pełni zdrowia, Monique przestała marzyć o tym, żeby za dwa lata powalczyć o złoty medal na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie. Postanowiła nadal ciężko trenować i rywalizować, ale tym razem z pełnosprawnymi sportowcami. Monique brała udział w maratonie. Rozpoczęła również treningi na rowerze szosowym na tyle skuteczne, że doprowadziły ją do podpisania kontraktu z renomowaną, zawodową żeńską grupą kolarską Rabobank. – Po 13 latach poruszania się na wózku, znowu zaczęłam chodzić. To niesamowite, ale moja historia na tym się nie kończy. Ciąg dalszy nastąpi – śmieje się Monique.
„Dziewczynkom nie wolno kręcić biodrami”
Wasfia Nazreen zdobyła szczyt marzeń w przenośni i w rzeczywistości. Udało jej się zdobyć Koronę Ziemi. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo przecież wiele kobiet zrobiło to przed nią, gdyby nie fakt, że Nazreen pochodzi z Bangladeszu, miejsca, w którym uprawianie sportu przez dziewczynki jest stanowczo zakazane. – Pamiętam jak nasz dom odwiedzili goście, byli białymi ludźmi. Nigdy wcześniej nie widziałam białych ludzi. Ich córka miała hula hoop, które również widziałam po raz pierwszy. Pokazała mi jak się nim bawi, spróbowałam. Zauważyła to sąsiadka mieszkająca obok. Z oburzeniem w głosie powiedziała, że dziewczynkom nie wolno kręcić biodrami. Na wiele lat zabrano mi prawo do sportu, jakiegokolwiek ruchu. Wmawiano mi takie bzdury jak ta, że nie wolno mi jeździć na rowerze, bo stracę dziewictwo. To, co robię dziś, robię dla siebie i dziewczynek z mojego kraju. To mój sposób na powiedzenie „nigdy więcej” – wyjaśnia.
Po wypadku zaczęłam mieć skurcze nóg. Przestraszyło mnie to, nie wiedziałem, co się dzieje
Wyprawa za posag
Wasfia odniosła sukces, dzięki temu, że w liceum otrzymała stypendium w USA. Poleciała do Stanów i zaczęła pracę w fundacji działającej w Tybecie. Pracowała dla niej i dzięki temu udało jej się wyjechać w Himalaje. Szerpowie z jednej z wiosek zabierali ja ze sobą na wyprawy, uczyli jak się wspinać.
Jedna z pierwszych wypraw Wasfii to wejście na Kilimandżaro. Aby tego dokonać poświęciła swój posag. Wyprawa na Everest zmusiła ją do wzięcia kredytu, kolejne wyprawy opłacali już sponsorzy. – Mam kredyty, nie mam pojęcia jak je spłacę, ale nie myślę o tym, moja głowa jest zupełnie gdzie indziej. Moja młodość to wiele ran, żyłam na marginesie, dziś wiem, że można inaczej. O to walczę, to daje mi siłę do kolejnych działań – mówi Wasfia.
„Żelazna Zakonnica” robi Ironmana
Siostra Madonna Buder ma na koncie około 340 triatlonów, w tym 45 zawodów Ironman. Ten drugi to wysiłek dla herosów. Cztery kilometry do przepłynięcia, 180 kilometrów do przejechania na rowerze i maraton. Wszystko trzeba wykonać w ciągu 17 godzin. Buder, mając 82 lata, zrobiła to w 16 godzin i 32 minuty. Tak było w Kanadzie. Dwa miesiące później na Hawajach. Organizatorzy Ironmana ze względu na nią przesunęli górną granice wieku najpierw do 75. a potem do 80. roku życia.
Znana, jako „Żelazna Zakonnica” startowała w 45 zawodach tego typu. Swój najlepszy czas, 13 godzin i 16 minut, osiągnęła w wieku 62 lat. Ostatni raz startowała, mając 84 lata, nie pokonała całego dystansu, ale była gwiazdą zawodów. – Gdy słyszę, że ktoś mówi, iż jest na coś za stary, chce mi się śmiać – mówi.
To, co robię dziś, robię dla siebie i dziewczynek z mojego kraju. To mój sposób na powiedzenie „nigdy więcej”
„Trenuję mniej niż zwykły triatlonista”
Buder urodziła się w Saint Louis. Gdy miała 14 lat poczuła powołanie, dziewięć lat później wstąpiła do zakonu. - Nie było trudno zrezygnować z tego życia. To było kolejne wyzwanie. A jeśli w życiu nie mamy wyzwań, nie mamy, po co żyć – mówiła.
Gdy miała 40 lat założyła niezależny od Kościoła katolickiego zakon Sióstr dla Chrześcijańskiej Wspólnoty. Organizacja nie zobowiązywała jej do noszenia habitu i siedzenia w zamknięciu. Biegać zaczęła dzięki księdzu, który powiedział, że w ten sposób osiągnie spokój oraz zharmonizuje ciało, duszę i umysł. Pierwszy Ironman pokonała mając 48 lat. – Prawdopodobnie trenuję mniej niż jakikolwiek inny triatlonista, ale zajmuję się tym już tyle lat, że stało się to dla mnie naturalne i nie widzę w tym nic niezwykłego - wyjaśnia na Impowerage.com.
Jeśli w życiu nie mamy wyzwań, nie mamy, po co żyć
Złamane ręce, trzy palce i kontuzja biodra
Buder pytana o to, kto jest jej trenerem, odpowiada, że „ten facet na górze”. - Dał mi ciało, żebym go słuchała. Nie potrzebuję żadnego ustrojstwa, żeby je słyszeć, ono mówi całkiem głośno – mówi. Kontuzje jak każdego sportowca jej nie omijają. Miała złamane ręce, trzy palce u stóp, kontuzję biodra. Gdy biega liczy kroki. W trakcie układa wierszyki, które powtarza w trakcie zawodów, a po dotarciu do mety spisuje.
W 2006 roku, kilka miesięcy przed hawajską edycją Ironmana, zmarł jej bratanek. – Zawarłam z Bogiem umowę. Jeśli pozwoli mi dobiec na czas, to będzie oznaczało, że bratanek poszedł do nieba. Przez ostatnie kilometry nie czułam swojego ciała - mówiła. Zawody ukończyła 57 sekund przed czasem. W 2008 roku biegła w intencji koleżanki, która umierała w lokalnym szpitalu. Została zdyskwalifikowana, spóźniła się o 30 sekund. – Triatlon to życie w miniaturze. Każde z tych doświadczeń to budulec charakteru – przekonuje. I dodaje, że ograniczenia istnieją tylko w głowie. Mimo, że w ostatnim Ironmanie nie udało jej się pokonać całej trasy, była gwiazdą. Do dziś ostro trenuje. Codziennie nawet zimą pływa w jeziorze, a co drugi dzień pokonuje ok. 60 kilometrów na rowerze. - Jeśli nie jesteś zbyt młody, by zacząć chodzić lub biegać, to nie jesteś zbyt stary, by przestać – wyjaśnia.
Triatlon to życie w miniaturze. Każde z tych doświadczeń to budulec charakteru