Samobójcy rzucali się z tarasu widokowego warszawskiego drapacza chmur. Niektórzy pisali do PKiN listy, inni modlili się na jego widok.
zobacz więcej
Kobuszewski pochwalił się też, że jako mały chłopiec wiedział, nie wyglądając przez okno, że spadł śnieg. – Rozpoznawał to po tym, że słyszał dzwonki sań. Dorożkarze zmieniali dorożki na sanie i po dźwięku był w stanie rozpoznać, że zmieniła się pogoda – dodała autorka.
Antykwariaty, sklep z kapeluszami, Wedel
Zupełny przypadek sprawił, że autorka trafiła na słynnego na cały świat sowietologa Richarda Pipesa. Do 1939 roku mieszkał on na ulicy Chmielnej. – On z kolei mówił dużo o antykwariatach i księgarniach, które były przy Świętokrzyskiej – przyznała Magdalena Stopa.
Dodała, że bohaterowie jej książki głównie opowiadali jej o detalach życia codziennego, o sklepach, które były w pobliżu i pewnym stylu życia, który wówczas dominował w Warszawie. Tak było w przypadku pana Emila Mieszkowskiego, potomka właścicieli sklepu z kapeluszami, który mieścił się przy Marszałkowskiej 109. – To było dość charakterystyczne miejsce, bo na górze był neon, który przedstawiał zebrę. Zapalał się i od góry leciały światełka do sklepu Wedla, co było widoczne z daleka – wspominał Mieszkowski.
Gęsta zabudowa, ruchliwe ulice
Jak wyglądał ten rejon Warszawy pamięta też Teresa Michałowska-Mejlert, która przez dwa lata mieszkała w kamienicy przy Siennej. – Gęsta zabudowa, na ogół 4-5-piętrowe domy, podwórza studnie. Ja mieszkałam na pierwszym piętrze – przyznała. Wtórował jej Mieszkowski, który podkreślał, że „dom stał przy domu, a do tego wszystkiego wąskie ulice”.
Było to ścisłe centrum stolicy, a więc i duży ruch uliczny. – Złotą jeździł tramwaj, który z Marszałkowskiej z piskiem skręcał w Złotą. Chmielną z kolei jeździł autobus, taki mops ze śmiesznym przodem i galeryjką z tyłu, otwartą – przyznał pan Emil.