Sanitariuszka, scenografka i wróżka. Taka była Xymena Zaniewska
sobota,
27 lutego 2016
Lubiła barwnie przeklinać, była bardzo wymagająca, ale jak lwica broniła swojego zespołu. Stworzyła setki scenografii teatralnych i filmowych, była architektką, projektantką mody, a przez ponad dwie dekady – główną scenografką TVP. – Nie umiem robić czegoś, co nieelegancko nazywa się „robieniem forsy” – napisała we wspomnieniach. Xymena Zaniewska–Chwedczuk odeszła w wieku 91 lat. W piątek, 26 lutego, została pochowana na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.
– Miałam całe piętro w Domach Towarowych Centrum z wystawami od Marszałkowskiej. Wycieczka Francuzek wykupiła kiedyś cały transport moich futer z miśka, z wierzchem z wzorzystego kretonu, z czego byłam bardzo dumna – ale ostatecznie nie zdobyłam fortuny. Ten rodzaj dość kosztownej bezinteresowności miał jednak swoje zalety. Wszyscy partnerzy mi ufali, a ludzie chcieli kupować i nosić to, co zaprojektowałam – pisała w wydanych pod koniec zeszłego roku wspomnieniach.
„Zamiłowanie do rysunku było sprawą marginalną”
Zanim jednak Xymena Zaniewska zajęła się modą, była architektem. Od dziecka przejawiała talent do rysowania. – Chciałam hodować konie, a zamiłowanie do rysunku było sprawą marginalną. Rysowałam jednak nieustannie i właściwie to sprawiło, że moje dalsze losy potoczyły się tak, jak się potoczyły – wspominała.
Dzieciństwo Zaniewska spędziła pod Poznaniem, w czasie wojny jej rodzina została przesiedlona do Częstochowy. Tam Zaniewska poznała prof. Zygmunta Kamińskiego, który zachęcił ją, aby zdawała na architekturę. Tak też zrobiła; już w trakcie studiów na Politechnice Warszawskiej pracowała w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, a potem w „Miastoprojekcie”, w którym projektowała Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową – sztandarową inwestycję stolicy lat 50. XX wieku.
Jednak pierwsze „prawdziwe” pieniądze zarobiła nie dzięki swoim umiejętnościom artystycznym, a dzięki temu, że w czasie okupacji była sanitariuszką Armii Krajowej. – Swojej pierwszej pacjentce, dentystce z Warszawy, usiłowałam opatrzyć skaleczenie hanzaplastrem lewą stroną do rany, ale praktyka zrobiła swoje i pierwsze moje warszawskie dochody pochodziły z robienia zastrzyków po domach – opowiadała.
Chciałam hodować konie, a zamiłowanie do rysunku było sprawą marginalną
„W ogóle to ona jest inteligentna”
Budowa MDM-u ruszyła w 1950 roku. W pracowni Zaniewska poznała swojego pierwszego męża, Ryszarda. – Przed jakimś urlopem dostałam zaświadczenie, że pracuje tu Xymena Wasilewska, a po urlopie, że zatrudniają Xymenę Zaniewską – wspomina.
Wyzwania urbanistyczne nie wciągnęły jednak Zaniewskiej i po zakończeniu budowy MDM-u zdecydowała się na studia na Wydziale Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, które ukończyła w 1956 roku. – Profesor Kazimierz Nita, trzeci z moich mistrzów, usłyszawszy na tym egzaminie, że odpowiadam na pytanie komisji, dlaczego chcę studiować na ASP: „bo lubię rysować”, powiedział: „Proszę państwa, w ogóle to ona jest inteligentna” – przytacza anegdotę Zaniewska.
Na życie zarabiała projektując wystawy dla Mody Polskiej, zaprzyjaźniła się też z Jadwigą Grabowską, dyrektor artystyczną Mody, zwaną „polską Coco Chanel”. Tula Turbowicz, szefowa modelek Mody Polskiej, zapytała ją któregoś razu, czy nie zna jakiegoś scenografa, bo jej mąż – dyrektor produkcji w telewizji – szuka kogoś do pracy. – Doszłam do wniosku, że sama powinnam się tym zająć – uznała.
„Nie śmierć, nie duch, a strażak”
– Następnego dnia zgłosiłam się do telewizji, ale dyrektor tej przełomowej nocy oddalił się na emigrację. Przynętę jednak połknęłam i pokazałam Adamowi Hanuszkiewiczowi trzy teoretyczne projekty scenografii: do rozmowy o nieskończoności, koncertu życzeń i jeszcze czegoś, nie pamiętam – wspomina Zaniewska.
Po trzech miesiącach robiła już z Hanuszkiewiczem sztukę Jeana Giraudoux „Apollo z Bellac”. Dekoracja – jak wspominała – opierała się na jej doświadczeniach z budowy pawilonów wystawowych i targowych. Zaraz potem dostała propozycję stanowiska naczelnego scenografa Telewizji Polskiej.
Praca, zwłaszcza przy teatrach telewizji, które realizowane były na żywo, nie należała do najłatwiejszych. A to garderobiany wyszedł przed czasem, uznając, że jest już po „przebiórce”, a to przenoszący scenografię wchodzili w drogę operatorowi, a to na środku obrazu pojawił się… strażak. – Nie śmierć, nie duch, a strażak. Na nim asystentka kończy miksować plansze, a Ania Minkiewicz (reżyser telewizyjny – przyp. red.) z furią wpada do studia: „Jak się pan nazywa?!. „Dziedzic”. (…) Jeśli ktoś nazywał się Dziedzic, w telewizji był nietykalny – opowiada Zaniewska.
Pierwszy telewizyjny dywan należał do mnie, przywiozłam go z Otwocka, marny, bo marny, ale dywan
„Nakryliśmy się nogami, a potem baldachimem”
Niektóre wpadki dało się przewidzieć, jak chociażby ta w „Damie kameliowej”. Adam Hanuszkiewicz i Nina Andrycz grali w niej scenę miłosną w łóżku z baldachimem, stojącym na podwyższeniu. Hanuszkiewicz tuż przed realizacją telewizyjną poprosił, by Zaniewska i szef maszynistów Piotr Ostapiuk sprawdzili wytrzymałość tegoż mebla. – To, co zdarzyło się, kiedy położyliśmy się z Piotrusiem na tym łóżku, przeszłoby chyba do historii telewizji, jako najbardziej spektakularna katastrofa wszechczasów. Potrącona, przypuszczalnie przy zamiataniu, konstrukcja złożyła się jak nożyce. My z Piotrusiem najdosłowniej nakryliśmy się nogami, a potem baldachimem – wspomina.
Zaniewska przyznaje, że bycie scenografką w telewizji było szansą sprawdzenia własnych możliwości. Telewizja, która wtedy miała siedzibę tylko przy Placu Powstańców w centrum Warszawy, potrzebowała dosłownie wszystkiego. – Pierwszy telewizyjny dywan należał do mnie, przywiozłam go z Otwocka, marny, bo marny, ale dywan. Do programów publicystycznych próbowałam typowych, prostych dekoracji i stosownych do nich mebli – pisze. I wspomina jednocześnie, że mało telewizyjna okazała się wiklina, bo „trzeszczała jak nieszczęście”.
Twórczość gospodarska
Na lata skromne materiały inscenizacyjne zasilił samolot, który Zaniewska wyprosiła w pułku myśliwskim. Gdy wylądował przed siedzibą TVP w centrum stolicy, został rozebrany do ostatniej śrubki. – Dało to początek temu, co zostało nazwane, mówię o tym bez skromności, polską albo moją szkołą scenografii telewizyjnej. Nagle miałam przed sobą gigantyczny, dotąd nieeksplorowany obszar działalności, zarówno twórczej, jak i nazwijmy to gospodarskiej – dodaje.
Gigantyczny „obszar twórczy” nie szedł w parze z przestrzenią. Magazyny telewizji mieściły się w małym pokoju z dwoma krzesłami i choinką, a Studio 2 na placu składało się z trzech klitek, w których mieściły się trzy kamery, trochę personelu i dekoracje. – Zaprojektowałam coś dla Hanuszkiewicza. O czym myślałam przy rysowaniu, nie wiem, ale kiedy weszliśmy do studia, owe klitki o rozmiarach wiejskiego szaletu każda były właściwie niedostępne. Uratowało mnie zamiłowanie do miniatur i kamei – wspomina. Wraz z Adą Kulpińską, która została dyrektorem działu produkcji, stworzyły jeden z największych magazynów mebli, rekwizytów i kostiumów.
Dało to początek temu, co zostało nazwane, mówię o tym bez skromności, polską albo moją szkołą scenografii telewizyjnej
Jeśli chodzi o krawcowe, to w cenie były te, które miały zagraniczne pisma – „Elle” albo chociaż „Burdę”. Natomiast Moda Polska była potrzebna władzy, polepszała wizerunek kraju.
zobacz więcej
„W telewizji najważniejszy jest kołnierzyk”
Zaniewska naczelną scenografką Telewizji Polskiej była przez 25 lat, aż do stanu wojennego. Jej współpracownicy wspominają, że lubiła barwnie przeklinać, broniła swojego zespołu, choć potrafiła też być wymagająca. Kiedy miała uwagi, nie sugerowała, co poprawić, tylko prosiła o to samego wykonawcę. Wychowała wielu scenografów. Jak wspomina w jednym z wywiadów Tatiana Kwiatkowska, zwykła mawiać: „W telewizji najważniejszy jest kołnierzyk, bo widać go lepiej niż resztę bluzki. W filmie – detal, a w teatrze możesz gębę wysmarować szminką, i tak nie widać”.
Zaniewska pracowała także przy programach rewiowych. Maciej Szczepański, prezes TVP w latach 70. w książce Beaty Modrzejewskiej wspominał, jak udało jej się zdobyć czarną, lśniącą folię do przykrycia schodów. Można ją było kupić tylko w Berlinie. – No to powiedziałem: „Xymena, jedź do Berlina!”. I dałem jej dolary zarobione przez telewizję, żeby uniknąć korowodów z oficjalnym wywozem dewiz z Polski. Jakiś czas potem byłem w Berlinie i spotkałem się ze znajomym, mówi: „Była tutaj ta twoja Zaniewska. Zadzwoniłem, gdzie trzeba, załatwiłem wszystko, a gdy ona przyjechała, to powiedziałem, że potrzebne są już tylko pieniądze. Na to ona wstała, rozpięła bluzkę, sięga za biustonosz… i wyjmuje zza niego zwitek dolarów”. Jak na filmie – wspominał Szczepański.
„Mariusz ubiera Xymenę, ale Xymena ubiera wszystkich innych”
Ciekawostką jest, że najsłynniejszą w kraju stylistkę ubierał drugi mąż, czyli Mariusz Chwedczuk. To z nim konsultowała niemal każdy zakup, bo jak przyznała w telewizyjnym wywiadzie, partner radykalnie zmienił jej styl ubioru. Jak żartobliwie podsumowała tę sytuację znajoma pary, Bożena Toeplitz: „Mariusz ubiera Xymenę, ale Xymena ubiera wszystkich innych”.
Na początku lat 90. gdy Zaniewska na krótko wróciła do TVP, miała na antenie autorski program o modzie „Stawka większa niż szycie", gdzie prezentowała najświeższe trendy w modzie.
Za najlepszą projektantkę na świecie uważała Vivienne Westwood. Swoje kolekcje pokazywała w Poznaniu i Dusseldorfie. W jednej z branżowych niemieckich gazet jej projekty zatytułowano „Polens Power”. – Autorka skarżyła się, co prawda, że na moim nazwisku można sobie połamać język, ale moda jest europejska, jest widowiskiem, jest teatrem – wspomina Zaniewska.
Moich gęsi i kaczek nigdy niczego nie uczę. To one mają inicjatywę w kształtowaniu naszych wzajemnych stosunków i zachowań
„Moich gęsi i kaczek niczego nie uczę”
Sama o sobie mówiła, że z racji tego, że jest zodiakalnym Bliźniakiem, cechuje ją silna potrzeba niezależności. Jej dom był domem otwartym. Nie spełniła swojego marzenia z dzieciństwa o hodowli koni, ale w domu na wsi hodowała gęsi. Przez 14 lat była prezeską Fundacji Rozwoju Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego „Panda”.
– Moich gęsi i kaczek nigdy niczego nie uczę. To one mają inicjatywę w kształtowaniu naszych wzajemnych stosunków i zachowań (…) Potrzebę bycia blisko, położenie się przy nodze, wskakiwanie na łóżko, na którym leżę, chodzenie za mną wszędzie odbieram jako objawy uczyć wyższego rzędu – pisała.
„Mama jest dla mnie jak wróżka”
O swoim synu – Iwo Zaniewskim, który jest znanym copywriterem, pisała, że choć świetnie rysuje, realizuje się gdzie indziej, „robi znakomite reklamy telewizyjne, piękne plastycznie i zawsze oparte na żarcie, który nadaje im sens i kształtuje formę”. Iwo Zaniewski w jednym z wywiadów mówił o swojej matce, że jest dla niego jak wróżka. „Jej świat był pełen sztuki, ciekawych ludzi, gdzie zwykłość nie zakrada się nawet na sekundę, nikt nie jest porzucany i samotny”.
W dorobku Zaniewskiej, oprócz licznych prac dla telewizji, znalazły się scenografie do 35 spektakli w teatrze i 15 w operze. – Doświadczenie mi mówi, że każda twórczość to poszukiwanie formy. W mojej pracy szukałam formy kolejno w architekturze, rysunkach, scenografii telewizyjnej, teatralnej, kostiumach scenicznych, wystawiennictwie, wreszcie w modzie. Może ta rozmaitość dziedzin i doświadczeń gwarantowała, że moje życie nieustannie było inspirujące – napisała we wstępie do swoich wspomnień, zebranych w wydanej w grudniu zeszłego roku książce „Xymena”.