Smartfonik, cztery lajki i cała historia, a warto przeżywać koncerty
sobota,
30 kwietnia 2016
– Na koncertach panuje smartfonik i nagrywanie. Warto być tutaj, teraz, bo i tak tych zdjęć i filmików się później nie przegląda. Wrzuci się gdzieś na społecznościowy portal. Cztery lajki i cała historia. A można było przeżyć bardziej ten koncert, niż go rejestrować dla paru osób – mówi Robert „Litza” Friedrich, gitarzysta i głos Luxtorpedy. Wokalista zespołu Przemysław „Hans” Frencel i basista Krzysztof „Kmieta” Kmiecik opowiedzieli nam m.in. o nowej płycie, patriotyzmie i „pluszowych kręgosłupach”.
Ten potencjał bólu, niespełnienia, frajerstwa powoduje ogromne napięcia – mówi lider zespołu Coma. W sztuce teatralnej kreśli obraz pokolenia transformacji lat 90.
zobacz więcej
„Kto ma rację dzień wcześniej od innych, ten przez dobę uchodzi za idiotę” to słowa, które napisał francuski pisarz Antoine de Rivarol w XVIII wieku. Znalazły się w utworze „Pozdrawiamy” na płycie „My Was Wy Nas”.
Litza: Pisząc utwory na tę płytę, Hans zaproponował tekst, gdzie pozdrawia wszystkich znerwicowanych, neurotyków i ludzi, którzy emocjonalnie sobie nie radzą z rzeczywistością. Wiele razy ci wariaci, którzy nas otaczają, którego też mam w sobie, gdzieś wyłamują się z tej całej medialnej próby manipulacyjnej. Stoją z boku, przyglądają się i mają swoją opinię na różne tematy. Oczywiście ona przez innych nie jest kompletnie brana pod uwagę, bo to są dziwni ludzie. Nie myślą tak jak wszyscy.
Mnie przypadł tylko taki krótki fragment w tym utworze, gdzie miałem coś zakrzyczeć. Znalazłem fajnego bloga. Chłopak opisywał nasze utwory i między innymi, jako komentarz, dał ten cytat. Podziękowałem mu za to. Ten cytat świetnie podsumowuje to, co napisał Hans.
Wiele razy spotykam ludzi, którzy są traktowani niepoważnie, bo nie mają żadnego prestiżu. Moja babcia, która mieszka w wiosce na 150 osób, ma 94 lata, jest bardzo trzeźwo myśląca. Ale tak prosto myśląca. Gdy urodziło nam się kolejne dziecko (Litza ma ich siedmioro – przyp. red.), narastała taka odpowiedzialność, może to był lęk. Zapytałem: „babciu, co ty o tym myślisz?”, a ona na to: „nie martw się chłopie, do każdego dziecka Pan Bóg chleb da”. Rzeczywiście jest tak, że nigdy nam go nie brakowało.
Moja babcia cały czas ma mnóstwo złotych myśli, które bardzo kocham. Kiedyś ostro narozrabiałem. Byłem gówniarzem, miałem wtedy 15 lat. Całą rodzinę obiegła informacja, że ja jestem po prostu degeneratem, mimo tak młodego wieku. Pojechałem do babci i zapytałem, co ona myśli o tym wszystkim. „Chcesz więcej sosu do ziemniaków, bo wiem, że lubisz” – usłyszałem. Dla mnie to było o wiele mocniejsze, niż momenty, gdy ktoś do mnie w tamtych czasach zwracał się: „Bóg cię kocha”. Nie rozumiałem tego. Jaki Bóg, jaka miłość? Babcia pokazała to w faktach. Dlaczego to mówię? Bo o takich wszystkich, niby prozaicznych rzeczach, śpiewamy na naszych płytach. Jak się okazuje, dużo ludzi się w tym odnajduje. W takich prostych rzeczach. Przez natłok informacji i lęku związanego z codziennością ludzie przestają zauważać piękno, które ich otacza. O tym są nasze płyty.
„Pamiętam i nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę i jaką mam historię” – te słowa znalazły się w utworze „Jak husaria”. Brzmią bardzo patriotycznie.
Kmieta: Wiem, że ten tekst może naprowadzać na szeroki wachlarz, dotyczący patriotyzmu. Głęboko zakorzenionego w nas – Polakach. Ja odbieram to bardzo osobiście. Jestem chłopakiem z małego miasta. Wychowywałem się na podwórku osiedlowym. Miałem swoich przyjaciół. Ojciec opowiadał mi swoją historię, gdy wybuchła wojna. Musiał uciekać z moimi babcią i dziadkiem. Byli wysiedlani z wioski, z której pochodził. Potem uciekali przed śmiercią. To po części moja historia.
Pierwszy wywiad Kazika Staszewskiego z synem.
zobacz więcej
Litza: Jeśli chodzi o teksty, pisze głównie Hans, ja coś dopisuję, ale wpływ na nie ma cały zespół i nasze wspólne rozmowy. Dodam, że można powiedzieć, iż autorem muzyki do utworu „Jak husaria” jest Michał Lorenc. Mieliśmy z nim spotkanie kilka miesięcy wcześniej u nas w studio. Próbowaliśmy zrobić coś do pewnego filmu, wtedy się nie sprawdziło. Zapytaliśmy, czy możemy wziąć zalążek tego pomysłu i zrobić z tego utwór. Zgodził się. Michał jako kompozytor, bardzo skromnie myśli o swoich poczynaniach. Ta skromność jest porażająca, a efekty są super. Zrobiliśmy z tego całą kompozycję.
„Rejestr mądrych twarzy, rada etyki z waty. W pluszowe kręgosłupy wmasowują lubrykanty” – to w utworze „Jak husaria” barwna metafora relatywizmu.
Hans: Wprowadzamy bardzo dużo uproszczeń w mało istotnych rzeczach w naszym życiu. Staramy się żyć prosto, mamy jakieś zasady, natomiast w pewnych fundamentalnych sprawach wprowadzamy bardzo dużo relatywizmu. Ktoś stawia daną tezę. Użyję abstrakcyjnego przykładu. Babka na wsi mówiła, że daną chorobę, można wyleczyć taką metodą. Wszyscy się tak leczyli, bo to było skuteczne. Obecnie, zaraz pojawia się dziesięciu filozofów, którzy podważają to, czterdziestu ekspertów, mających inne zdanie, prasa pisze sprzeczne informacje. Musisz w tym wszystkim jakoś funkcjonować. Te wszystkie rady etyki, grupy ekspertów, a pośrodku „pluszowy kręgosłup”, który tak naprawdę niczego nie podpiera. Jest masą, wyginającą się w zależności od okoliczności. Dopasowuje się do kształtu otoczenia, zamiast trzymać pion, na którym trzyma się ciało, społeczeństwo, czy cokolwiek sobie wyobrazimy. Takiej użyłem metafory.
Utwór „Jak husaria” dla mnie jest o tym, że jeśli decydujesz się przeżyć swoje życie, mówiąc jasno „tak” lub „nie”, mając jakieś określone zasady, musisz to robić dla samego siebie. Najczęściej nikt za to cię nie nagrodzi. Nie dostaniesz dyplomu, nikt ci nie podziękuje. Przeżyć życie w taki sposób jest znacznie trudniej. Można żyć nie będąc szują, oszustem, nie wykorzystując okazji do tego, żeby nachapać się. Da się zrobić coś dla idei, dobra ogółu. Najczęściej takie jednostki nie są na pierwszych stronach gazet. Zazwyczaj są atakowane i krytykowane. Zaraz jest, jak wspomniałem, grono ekspertów, które tę dobroczynność podważa. Relatywizują. Mówią, że z jednej strony to było dobre, a z drugiej mogło zaszkodzić, więc było nieodpowiedzialne i tak dalej.
W tych przemyśleniach frustruje was niesprawiedliwość.
Hans: Mnie już bardzo mało. Skupiam się na rzeczach, które mnie naprawdę interesują, budują, rozwijają. To co piszemy nie wynika z jakiejś frustracji. Wręcz przeciwnie. Staramy się podkreślić, że więcej nas łączy niż dzieli. Gdzieś to hasło z naszej płyty wyłoniło się samo.
Muzyk Acid Drinkers i współtwórca Anti Tank Nun opowiada, co zrobił dzięki występowi w programie „SuperSTARcie”, za co ceni swoją żonę i w co wierzy.
zobacz więcej
Litza: Gdybym miał podsumować naszą płytę jednym słowem, powiedziałbym: „jedność”. Staramy się jednoczyć całą załogę, naszych słuchaczy, którzy są w bardzo różnym wieku. Na koncercie wiele razy jednoczymy się w tych tekstach i to co oni chcą wyrazić, my krzyczymy za nich, stojąc przy mikrofonach. To nas łączy. Gdy jesteśmy razem, stanowimy siłę. Osobno jesteśmy słabi.
„Mój księgowy szatyn popełnił blond, rozliczając pity za zeszły rok. Oferował odliczenia za skoki w bok, a ja nie lubię skakać, więc po co mi to”. Utwór „Księgowy” dotyka codziennych spraw.
Hans: Jest to żartobliwy opis księgowego, który nas rozlicza, pełen skojarzeń i gierek słownych, po to, żeby utwór i treść tam przekazana posiadała ciekawą formę. Z jednej strony, żeby było na serio, z drugiej można się też pośmiać.
Księgowego w Panamie nie macie?
Hans: Nie mamy. Dlaczego akurat w Panamie?
Niedawno wybuchła afera. Okazało się, że znane postaci polityki, biznesu i sportu ukrywały znaczne sumy w rajach podatkowych, przy pośrednictwie kancelarii w Panamie.
Hans: Wyautowałem się z wszelkiego nurtu informacyjnego, więc nie wiem, co się dzieje na świecie. Nawet mało wiem, co się dzieje w kraju. Męczący jest natłok informacji, które z każdej strony nas napadają nagłówkami, hasłami. Spokojnie mogę sobie funkcjonować czytając dobre książki, oglądając filmy, które mnie interesują, zajmując się dzieckiem, rodziną. Wyjeżdżając, tam gdzie chcę. To jest znacznie pożyteczniejszy sposób spędzania czasu, niż interesowanie się wszystkim, co dzieje się wokół. To tak naprawdę nie ma znaczenia. Płyta „My Was Wy Nas”, opowiada o sprawach, które nas dotykają.
Kto w zespole najbardziej pasjonuje się punk rockiem kalifornijskim? Kawałek „Siódme” brzmi w tych klimatach.
Litza: To jest ciekawe, bo inspiracją do powstania Luxtorpedy, do stylu, który mieliśmy na pierwszej płycie była gitara Eko z 1963 roku. Ona miała ogromny wpływ na kompozycje. Przez lata zmieniają się wzmacniacze, instrumenty i to bardzo inspiruje twórczo. Pytasz o utwór, który brzmi kalifornijsko, bo jest grany na gitarze z Kalifornii. Tak naprawdę, to wziąłem przez przypadek do ręki instrument, który należy do Piotra Łukaszewskiego z zespołu Fuzz. Gitara nazywa się Fano, bardzo mi się spodobała, miałem jakąś żądzę, że muszę ją mieć. Tak go molestowałem, przez parę dni w studiu, w którym pracowaliśmy. Jest w tych instrumentach coś takiego.
„Proszę nie palić i nie pić alkoholu, słuchać fajnej muzyki, być pogodnym i patrzeć przed siebie” – takie rady szykuje swoim dzieciom na 18 urodziny lider zespołu Lady Pank.
zobacz więcej
Teraz będzie dygresja. Za młodu interesowały mnie bardziej gitary niż dziewczyny. Miałem taką jazdę. W sumie nic się nie zmieniło. Muszę mojej żonie mówić teraz, że jest piękniejsza niż moja najpiękniejsza gitara. Wtedy ona pyta: „która?”. Lubię instrumenty, może dlatego, że w dzieciństwie uciekałem od problemów, chwytając gitarę i zanurzając się w jakiejś krainie nigdzie-nigdzie. Mam tak do dziś. Wiele razy ten zgiełk mnie nie dotyka, bo biorę gitarę i teleportuję się do mojego świata. Wracając do punka kalifornijskiego. Ja lubię takie kapele jak Sum 41. Jestem punkiem mentalnym. Przez chwilę nosiłem długie włosy, bo nie chodziłem do fryzjera. Gdy poznałem moją żonę, mieliśmy kolorowe irokezy, skóry z ćwiekami, pieszczochy. W tej subkulturze się odnaleźliśmy. Była ona buntem na rzeczywistość lat 80.
Hans: Masz jakieś zdjęcie?
Litza: Mam, jeszcze ci pokażę. Stary, odjazd jest.
Hans: Nie widziałem cię z irokezem nigdy.
Litza: Jakbym miał wtedy komórę... (Litza wybucha śmiechem). Miałem za to żetony na telefon. Z drugiej strony nie wiem czy te możliwości, które mamy teraz, pomagają nam. Nie zapamiętujemy wielu rzeczy. Tego co działo się na koncertach. Kiedyś palcami wykonywało się różne gesty – w zależności od przynależności do danej załogi. Teraz na koncertach jest smartfonik i nagrywanie. O tym jest piosenka „Zerwali sieć”, żeby być tutaj, teraz, bo i tak tych zdjęć i filmików się później nie przegląda. Wrzuci się gdzieś na społecznościowy portal. Cztery lajki i cała historia.
A można było przeżyć bardziej ten koncert, niż go rejestrować dla paru osób. Mówi się: na pamiątkę. A ja mam już kilka dysków na pamiątkę. Ja tego nigdy nie zobaczę. Na końcu moje dzieci będą to wyrzucać do śmieci, bo nie będzie możliwości np. połączenia przez USB. Będą komunikować się myślami, albo nie wiadomo czym.
Wielu muzyków coraz częściej zwraca uwagę na wszechobecne smartfony.
Kmieta: Las rąk ze smartfonami tak mnie nie irytuje, jak zadyma pod sceną nieraz. Ja wiem, że to jest zabawa. Sam na koncerty chodziłem, jak byłem młody i chciałem się jak najbardziej wyładować emocjonalnie, więc szalałem. Teraz, gdy jestem na scenie, oceniam to z innej perspektywy. Widzę na przykład stojących ludzi, w tym rodziców z dziewięciolatkami przy barierkach, to w końcu są mali ludzie, a za plecami dzieje się zadyma. Ludzie pływają na fali rąk i są odbierani przez bramkarzy... albo i nie są. Wiem, że to jest w duchu dobrej zabawy, ale to mnie bardzo rozprasza. Wręcz się mylę. Ostatnio graliśmy koncert w Chełmie, nigdy tam wcześniej nie występowaliśmy. Odbył się w sali kinowej, gdzie nie było miejsca na robienie młyna. Dla mnie to był jeden z najlepszych koncertów.
„To cud, że podoba się muzyka garażowa i dosyć brzydka, trafiła nawet na listy przebojów. To w pewnym sensie skandal” – takiej oceny – w kontekście Luxtorpedy – dokonałeś w jednym z wywiadów.
Litza: Skandal, bo jaka jest najbardziej popularna muzyka w Polsce, która gromadzi najwięcej słuchaczy na stadionach?
Disco polo?
Litza: Oczywiście. Jest pewien rodzaj muzyki ludowej. Jedź sobie, powiedzmy do Bawarii, na Oktoberfest. Ona znalazła oddźwięk także w muzyce disco polo. Wiele razy to sprawdziłem. Na przykład, gdy były moje urodziny. Leciała różna muzyka, ludzie się bawili. Potem jednak atmosfera siadła. Oczywiście każdy ma swoje świetnie wyrobione zdanie na temat muzyki i mówi „nie” dla disco polo. Ale gdy na szybko kupiłem przez aplikację „Ona tańczy dla mnie” zespołu Weekend i włączyłem, wszyscy wstali, zaczęli migać i tańczyć. Dało się słyszeć: „ale jaja, fajnie”.
– Postanowiliśmy uczcić upadłą ideę socjalizmu. To żart muzyczny – mówi Mirosław „Zacier” Jędras o projekcie Zuch Kazik. Opowiada, jak śpiewa się propagandowe utwory z minionej epoki. Swoje trzy grosze, a nie dwanaście, dorzucił też Kazik Staszewski.
zobacz więcej
Prawda jest taka, że lubimy rzeczy proste i łatwe. Tak jak ktoś powiedział w „Rejsie”: „Jak może podobać się muzyka, którą pierwszy raz słyszę?”. To musi być coś znanego. W tym kontekście nasze utwory odbiegają od takiej prostej muzyki. One bywają zawiłe rytmicznie albo chropowate. Te melodie są czasem smutne, pochmurne. Gdzieś tam budzi się nadzieja. Dziwiłem się, że coś takiego trafia na listy przebojów.
Materiał zrealizowano dzięki uprzejmości Domu Kultury. Chełm, 3 kwietnia 2016.