Legia pożre Dundalk? Do Ligi Mistrzów awansowały zaskakujące kluby...
środa,17 sierpnia 2016
Udostępnij:
20 długich lat. Tyle czekamy na awans najlepszej polskiej drużyny do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wbrew pozorom rozgrywki te nie są aż tak elitarne, jak się wydaje. Dotąd wystąpiły w nich aż 134 kluby z 32 krajów. Teraz rozstawiona w fazie play-off Legia Warszawa zmierzy się z dużo niżej notowanym mistrzem Irlandii Dundalk FC (transmisja dwumeczu w Telewizji Polskiej). Wszyscy już widzą mistrza Polski wśród najlepszych, ale historia pokazuje, że o niespodziankę nietrudno. Portal tvp.info przypomina największe sensacje eliminacji.
Sporą niespodziankę w 1995 roku sprawiła sama Legia. W rundzie wstępnej Champions League, gdzie grało wtedy tylko 16 zespołów, a nie 32 jak teraz, warszawiacy rywalizowali z mistrzem Szwecji IFK Goeteborg. Dziś z pewnością nikt by się tej drużyny nie obawiał, ale 21 lat temu było inaczej.
Rywal w zasięgu?
Szwedzi grali w LM już dwukrotnie, a sezon wcześniej dotarli aż do ćwierćfinału, gdzie toczyli wyrównane boje z Bayernem Monachium, a po drodze wygrali z Barceloną i Manchesterem United. Dodatkowo w kadrze IFK byli piłkarze, którzy rok wcześniej zdobyli z reprezentacją Szwecji trzecie miejsce na MŚ w USA. I to oni byli faworytami starcia z mistrzem Polski. – Było napięcie, bo czuliśmy, że oni mimo wszystko są w naszym zasięgu – mówił po latach jeden z piłkarzy, Cezary Kucharski.
#wieszwiecej | Polub nas
Debreczyn awansował do LM (fot. Denis Doyle - Getty Images)
Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Pierwszy mecz odbył się w Warszawie, a górą nieoczekiwanie była Legia, która wygrała 1:0 po golu z rzutu karnego Jacka Podbrożnego. Wiadomo było jednak, że to skromna zaliczka, a rewanż w Szwecji, gdzie przegrywały wielkie piłkarskie potęgi, nie będzie łatwy.
Gdy gospodarze wyszli tam na prowadzenie wydawało się, że może być trudno. To było jednak wszystko, na co było stać graczy z Goeteborga. A kropkę nad „i” postawili goście. Kwadrans przed końcem meczu gola na 1:1 zdobył Leszek Pisz, a w ostatniej minucie zwycięskie trafienie zaliczył Jacek Bednarz. Pierwszy raz w historii polski klub awansował do Ligi Mistrzów. I nie został tam chłopcem do bicia.
Ostatni ćwierćfinał
W niełatwej grupie z mistrzami Rosji – Spartakiem Moskwa, Norwegii – Rosenborgiem Trondheim i Anglii – Blackburn Rovers ze słynnym Alanem Shearerem w składzie, warszawiacy zajęli drugie miejsce i przeszli do ćwierćfinału. Dopiero tam przegrali Panathinaikosem Ateny. Był to ostatni ćwierćfinał europejskiego pucharu z udziałem polskiej drużyny.
Angielski arbiter wyrzucał z boiska kolejnych gospodarzy, miejscowy trener pogonił sędziego asystenta, a 10 tysięcy szwedzkich kibiców uciszył najniższy piłkarz na murawie. Równo 20 lat temu mistrz Polski pierwszy raz awansował do powstałej trzy lata wcześniej Ligi Mistrzów. 23 sierpnia 1995 Legia Warszawa wygrała w Goeteborgu 2:1 z IFK i trafiła do futbolowego raju. Portal tvp.info przypomina te piękne chwile.
Ale niespodzianek w eliminacjach Ligi Mistrzów nie brakowało. Chyba najgłośniejszy stał się wyczyn Artmedii Petrżałka w 2005 roku. Słowacka drużyna przeszła aż trzy rundy kwalifikacji, choć zaczęło się bardzo źle, bo od porażki w kazachskich Ałmatach 0:2 z Kajratem. W dramatycznym meczu rewanżowym Słowacy wygrali po dogrywce 4:1, po golu w doliczonym czasie gry!
Cud w Bratysławie
Jeszcze większe cuda działy się w kolejnej rundzie.
Naprzeciw mistrza Słowacji stanął utytułowany, bogaty i naszpikowany gwiazdami Celtic Glasgow z takimi piłkarzami jak John Hartson i Chris Sutton. Dysponująca skromnym budżetem, który ledwo przekraczał 1 mln euro, Petrżałka skazana była na pożarcie. Ale w pierwszym meczu, rozgrywanym w Bratysławie, to zając zjadł wilka, bo gospodarze wygrali… 5:0! – Nie docenili nas – mówił potem znany trener Artmedii, Vladimir Weiss. I rzeczywiście, w powszechnej opinii ekspertów Szkoci zlekceważyli rywali i chcieli wygrać na stojąco.
To zresztą potwierdziło się tydzień później, gdy doszło do rewanżu. Wtedy Celtic zagrał już na poważnie i to ten zespół zaczął strzelać gola za golem. Gdy na osiem minut przed końcem prowadził 4:0, emocje sięgnęły zenitu. – Zrobiło się naprawdę nerwowo – wspominał trener Weiss. Ale gospodarzom nie udało się wcisnąć piątej bramki i do decydującej rundy awansowali Słowacy.
APOEL dotarł do ćwierćfinału (fot. staff Getty Images)
Tam czekał mistrz Serbii Partizan Belgrad. Piłkarze Artmedii przekonywali, że mecze z tym zespołem były łatwiejsze, bo po wyeliminowaniu Szkotów nie czują już żadnej presji. W tej rywalizacji gole nie padły i zwycięzcę wskazały rzuty karne. Te lepiej strzelali zawodnicy z Petrżalki i mogli fetować historyczny wyczyn. Artmedia stała się pierwszą drużyną, która awansowała do elity, przechodząc wszystkie rundy eliminacji.
W samej Lidze Mistrzów też wstydu nie przyniosła. Wygrana na wyjeździe, remis z FC Porto i podziały punktów z Glasgow Rangers pozwoliły słowackiemu klubowi zająć 3. miejsce w grupie i awansować do 1/16 finału Pucharu UEFA, gdzie lepszy okazał się Levski Sofia.
Cypr na salonach
Inną piękną kartę w Lidze Mistrzów zapisały zespoły z Cypru. Jeszcze kilkanaście lat temu ogrywali je wszyscy, ale teraz jest zupełnie inaczej. Od 2008 roku mistrzowie tej małej wyspy już cztery razy przebijały się do elity.
Pierwszy był Anorthosis Famagusta, który niespodziewanie awansował do Champions League przechodząc wszystkie rundy kwalifikacyjne. Na pokonanie Piunika Erewań z Armenii w I rundzie nikt nie zwrócił uwagi, ale już wyeliminowanie Rapidu Wiedeń w rundzie II odbiło się już echem w Europie. I nie brakowało tu dramaturgii, bo po zwycięstwie 3:0 u siebie przyszła porażka 1:3 w Wiedniu.
To miał być jednak koniec zwycięskiego marszu, bo w decydującej rundzie na drodze Anorthosisu stanął grecki Olympiakos Pireus.
BATE gra regularnie w LM (fot. Jasper Juinen - Getty Images)
Dla polskich kibiców było to ciekawe starcie, bo naprzeciw siebie stanęli: król strzelców ligi cypryjskiej Łukasz Sosin i Michał Żewłakow. W pierwszym meczu mistrz Grecji, który rok wcześniej grał w 1/8 finału LM, został pobity. Wynik 3:0 zszokował piłkarski świat. Jednego z goli strzelił Sosin, a goście nie trafili do siatki nawet z rzutu karnego.
W rewanżu Grecy wzięli się do odrabiania strat, ale wygrali tylko 1:0. Tym samym Cypryjczycy trafili do raju. I nie przynieśli tam wstydu. U siebie zremisowali z Interem Mediolan, Werderem Brema i pokonali Panathinaikos Ateny. Zajęli jednak ostatnie miejsce w grupie.
Tuż przed końcem
Dużo lepiej poszło trzy lata później APOEL-owi Nikozja. Mistrz Cypru najpierw wyeliminował Skenderbergu Korcza z Albanii, potem Slovana Bartysława, a w rundzie play-off los przydzielił mu Wisłę Kraków. W Polsce losowanie przyjęto jak dar od Boga i wszyscy – podobnie jak teraz – już widzieli nasz zespół w elicie. I było blisko, a zabrakło do tego… trzech minut. Pod Wawelem górą byli krakowianie, którzy wygrali 1:0
Ale wszyscy przestrzegali, że w upalnej Nikozji czeka Wisłę walka na śmierć i życie. I tak też było. Gdy 2:0 prowadzili Cypryjczycy i to oni wciąż atakowali, wielu kibiców już pogodziło się z odpadnięciem polskiej drużyny. Ale Biała Gwiazda zdobyła dwadzieścia minut przed końcem kontaktowego gola, który dawał jej awans. To był prawdziwy horror, aż na trzy minuty przed końcem APOEL zdobył bramkę na 3:1. To był początek jednej z największych sensacji Champions League.
Bo piłkarze z Nikozji niespodzianie... wygrali swoją grupę z FC Porto, Zenitem St. Petersburg i Szachtarem Donieck. W sześciu meczach doznali tylko jednej porażki i awansowali do 1/8 finału. Tam zrobili jeszcze większą sensację, bo wyeliminowali słynny Olympique Lyon.
Odrobili straty
W pierwszym meczu lepsi byli Francuzi, którzy wygrali 1:0. Ale zawodnicy APOEL-u podkreślali, że skoro z Wisłą też przegrali w eliminacjach 0:1, a potem odrobili straty, to teraz też tak będzie. Mieli rację. Szybko wyszli na prowadzenie, a potem mogli nawet podwyższyć wynik. Mieli też sporo szczęścia, a świetne zawody rozgrywał ich bramkarz Dionisis Chiotis. Doszło do dogrywki, w której jeden z graczy cypryjskiej drużyny zobaczył czerwoną kartkę. Ale goście nie trafili do siatki i sędzia zarządził rzuty karne. 4-3 wygrali gospodarze.
Ćwierćfinał LM stał się faktem. Tam skończył się bal Kopciuszka, bo miejsce w szeregu pokazał mu Real Madryt. Ale pięknego sukcesu i tak nikt Cypryjczykom nie zabierze.
Inne drużyny, które niespodziewanie weszły do Champions League, nie odnosiły już takich sukcesów. W 2008 roku pierwszy awans wywalczyło BATE Borysów z Białorusi. W eliminacjach gorsze okazały się Anderlecht Bruksela i Levski Sofia, więc kluby nie z najwyższej półki. W grupie białoruska drużyna rywalizowała z Juventusem, Realem Madryt i Zenitem St. Petersburg. I z włoskim klubem zanotowała dwa remisy, co było sporym osiągnięciem. Doświadczenie i premie od UEFA zaprocentowały, bo BATE grało już w elicie w sumie pięć razy.
Do Astany przyjechało m.in. Atletico (fot. youtube.com/rt7)
Rok później bramy raju sforsowali zawodnicy mistrza Węgier VSC Debreczyn, wcześniej wygrywając z trzema rywalami. Dla nich też los był dość łaskawy, bo na ich drodze stanęli: szwedzki Kalmar, estońska Levadia Tallin i Levski Sofia. Najtrudniejsza dla węgierskich piłkarzy była pierwsza przeszkoda, bo po wygranej 2:0 u siebie, Debreczyn przegrał 1:3 w Szwecji. Awansować udało się dzięki bramce zdobytej na wyjeździe. W same LM Węgrzy nie spisywali się już zbyt dobrze. Ponieśli sześć porażek, choć kibice zapamiętali zapewne ich mecz z Fiorentiną, przegrany 3:4.
Dramatyczny mecz
Ostatnie lata to awanse mistrza Bułgarii Łudogorca Razgrad i kazachskiego FK Astana. Bułgarzy zaprezentowali się w Lidze Mistrzów w 2014 roku. W rundzie play-off stoczyli zaciekły bój ze Steauą Bukareszt, która uchodziła za faworyta rywalizacji. W rumuńskiej stolicy miejscowi wygrali 1:0 po golu na dwie minuty przed końcem.
Ale czekał ich jeszcze rewanż w Sofii, gdzie swoje pucharowe mecze rozgrywał Łudogorec. Dramaturgia była spora, bo w 90. minucie, gdy sędzia zerkał już na zegarek, mistrz Bułgarii strzelił na 1:0, dzięki czemu doprowadził do dogrywki. W niej wynik nie uległ zmianie, a w rzutach karnych lepsi byli gospodarze. W LM nie przynieśli też wstydu, bo potrafili zremisować z Liverpoolem i wygrać z Bazyleą.
Ostatni sezon to awans kazachskiej Astany. Tak daleko na wschodzie Liga Mistrzów jeszcze nie była. Kazachowie w eliminacjach pokonali słoweński Maribor, fińskie HJK i wspomniany już APOEL. W decydującej rundzie najpierw wygrali u siebie 1:0, a na Cyprze długo przegrywali 0:1, ale udało im się w końcówce trafić na 1:1.
Meczem żył cały kraj, a władze klubu ustawiły na stadionie specjalne telebimy, żeby kibice mogli śledzić spotkanie rewanżowe. Gdy piłkarze zaczęli świętowanie, w Astanie była już ciemna noc, a mimo to kibice również zaczęli fetę. Potem UEFA poszła na rękę klubowi i zgodziła się, aby ich mecze grupowe nie były rozgrywane tradycyjnie o 20.45, ale o 18, gdy w Kazachstanie jest 22. Kazachowie okazali się wymagającymi przeciwnikami, bo na swoim stadionie nie przegrali ani razu, remisując z Atletico Madryt, Benficą Lizbona i Galatasaray. To wystarczyło jednak tylko do zajęcia ostatniego miejsca w grupie.
Do dwumeczu z Dundalk Legia Warszawa przystępuje jako faworyt. Warto pamiętać, że w Europie jest coraz mniej słabych drużyn…
Zdjęcie główne: Czy Legia awansuje do Ligi Mistrzów? (fot. tvp.info)