Cesarzowa amerykańskiego modelingu. Poznajcie Eileen Ford
sobota,
27 sierpnia 2016
– Na dwieście zgłaszających się do mnie dziewczyn szanse na to, żeby zostać zawodową modelką, ma najwyżej jedna. Utrzymywanie ich w przeświadczeniu, że jest inaczej, byłoby podłe – mówiła. Modelka nie była dla niej tylko ładną buzią i wieszakiem na ubrania, a symbolem niezależności i świadomego piękna. Eileen Ford przez ponad pół wieku słynęła ze świetnego oka do talentów.
„To nie było portfolio obiecującej modelki”
Zanim Ford założyła swoją agencję, sama próbowała sił jako modelka. Gdy miała 16 lat, po raz pierwszy stanęła przed obiektywem. Fotograf, który roztoczył przed nią świetlaną wizję kariery, wyłudził od niej 40 dolarów na odbitki i nie załatwił ani jednego zlecenia. – Kiedy dziś przeglądam te zdjęcia, wcale się nie dziwię. Miałam ładnie zadarty nosek, ale też pospolitą okrągłą twarz, okoloną mnóstwem brązowych loczków. To nie było portfolio obiecującej modelki – mówiła.
Tak krytyczna, jak wobec siebie, była również wobec tysiąca młodych dziewczyn, które marzyły o tym, aby znaleźć się w jej agencji.
To właśnie na tym opierał się sukces Ford Modeling Agency. Wśród dwustu kobiet Eileen potrafiła zobaczyć „to coś” w tej jednej. Otwarcie mówiła, że jej obowiązkiem jest to, aby tym 199 pomóc pogodzić się z losem i rozwiać marzenia o karierze modelki. Kandydatki potrafiła godzinami trzymać w korytarzu, a gdy w końcu zauważyła, że stoją i cierpliwie czekają, aby drżącymi rękoma podać jej swoje portfolio, zamykała rozmowę z nimi w krótkich, żołnierskich słowach, które brzmiały: „proszę do mnie przyjść, gdy pani zrzuci sześć kilo” albo „proszę do mnie przyjść kiedy indziej”.
Twórca określił bikini jako „mniejszy od najmniejszego strój na świecie”.
zobacz więcej
Matczyna troska i 20 procent prowizji
Te, które wyłowiło jej sprawne oko, traktowane były z szacunkiem i matczyną troską. Jej wybory bywały czasem kontrowersyjne. Gdy inni agenci nie widzieli szans w dziewczynach takich jak choćby Lauren Hutton, która ich zdaniem miała dziwne i krzywe spojrzenie oraz szparę między zębami, Ford wzięła ją pod swoje skrzydła, a jej mąż Jerry w 1973 roku wynegocjował największy kontrakt modelingowy w historii z firmą kosmetyczną Revlon, opiewający na 200 tys. dolarów.
To właśnie Jerry Ford odpowiadał za finansową stronę ich biznesu, a Eileen wyłapywała talenty. Cztery razy w roku wybierali się do Europy, aby szukać utalentowanych dziewczyn. Najlepsze znajdywali w Paryżu, Londynie i Skandynawii. To właśnie Fordowie byli prekursorami w zatrudnianiu modelek z tamtych krajów. W latach 50. i 60. w praktyce mieli monopol na modelki z tamtych stron.
Agencja Fordów powstała w 1947 roku, a w latach 70. na swoich 180 modelkach zarabiała pięć milionów rocznie. Ze statystyk wynika, że jedna przynosiła im ok. 20 tys. dolarów. Dwie trzecie tej sumy pochodziło z prowizji pobieranej od modelek w wysokości ok. 15-20 proc., 10 proc. płacił wynajmujący dziewczynę klient.
Eileen w przeciwieństwie do swojego konkurenta Johna Casablancasa, który pojawił się w Nowym Jorku w 1976 roku i zaczął podbierać jej modelki, bardzo mocno pilnowała moralności swoich dziewczyn. Casablancas lubił romansować z modelkami i zapraszać je na suto zakrapiane alkoholem i pełne narkotyków imprezy. Fordowie także nie stronili od spotkań towarzyskich, ale ich imprezy kończyły się zazwyczaj przed północą. Eileen w bardzo wymowny sposób dawała gościom do zrozumienia, że czas już iść do domu: wyjmowała z szafy odkurzacz i zaczynała sprzątać.
„Czarna lista” klientów
Eileen bardzo dobrze wiedziała jak bronić swoich dziewczyn przed napastliwymi fotografami czy klientami, którzy chcieli czegoś więcej niż tylko dobrej reklamy swoich produktów. Gdy któraś z modelek przyznawała się, że klient domagał się czegoś niewłaściwego, Ford robiła mu dziką awanturę, włącznie z wpisaniem na „czarną listę”.
Klienci na niej widniejący mieli ogromne szczęście, gdy jeszcze kiedyś udało im się wynająć kogoś z agencji Ford. Nawet najbardziej uczciwi i pozbawieni złych zamiarów fotografowie jak Richard Avedon wpadał w panikę, gdy musiał przedłużyć sesję o pół godziny. Dzwonił do Ford i prosił o dodatkowy czas, oczywiście za odpowiednią opłatą. Dbała również o to, aby dziewczyny spotykały się z mężczyznami na poziomie i z pokaźnym portfelem. Miała w zwyczaju organizować przyjęcia, na których kojarzyła pary.
Kontrolowała także ich dietę. Gdy dziewczyna nałożyła sobie za dużo fasolki, zgarniała ją z jej talerza, gdy w koszu znalazła opakowanie po słodyczach wpadała w szał. Dieta modelek Forda opublikowana została w 1956 roku w piśmie „Glamour”, a w latach 60. Eileen różne jej wariacje wykorzystywała w swoich poradnikach i felietonach. Jej głównymi założeniami było odstawienie cukru, alkoholu i napojów gazowanych oraz jedzenie dużej ilości warzyw, owoców i chudego grillowanego mięsa, czy ryb.
„Myśl o byciu szczupłą. Wciągnij brzuch, wypnij pierś i wyobraź sobie, jaka się stajesz smukła i elegancka” – to była główna jej rada. Gdy krytykowano jej porady, odpowiedziała: „Nigdy nie martwię się o grubych ludzi, którzy się martwią o ludzi szczupłych, bo to szczupli grzebią grubych”. Sama nie stosowała się tylko do zakazu picia alkoholu. Gdy zamknięto jedną z restauracji na Manhattanie w latach 80., odkupiła całą piwniczkę win.
Iris Apfel, Carmen Dell'Orefice, Daphne Selfe, Philippe Dumas czy Polka Helena Norowicz.
zobacz więcej
Biblia dla zdrajczyni
Matkowanie modelkom ze strony Ford polegało również na tym, że początkujące, nieletnie dziewczyny, które nie miały jeszcze własnego lokum, mieszkały bezpłatnie w domu Fordów. Eileen udzielała im lekcji odpowiedniego zachowania przy stole, zabierała je do opery czy teatru, aby uzupełniać ich braki w wykształceniu. Pilnowała, aby przestrzegały ciszy nocnej i nie wybierały się na nocne eskapady po mieście. Eileen Ford nie znosiła słów sprzeciwu, wymagała też lojalności.
Gdy Casablancas podkupił Monique Pillard, która była u Fordów najlepszą bookerką, czyli osobą, która koordynuje pracę modelek, wspiera je w trudnych chwilach i twardo negocjuje warunki kontraktu, Ford postanowiła również udzielić jej lekcji wychowania. Kazała dostarczyć do swojego gabinetu dwa najtańsze egzemplarze Biblii i zakreślacz. Podkreśliła w nich wszystkie fragmenty Nowego Testamentu, które mówiły o Judaszu. Jedna trafiła do rąk Pillard, druga do Jo Zagami, która była u Fordów audytorką i wiedziała jak zarządzać agencją.
– Zawsze będę Eileen wdzięczna za to, ile się przy niej nauczyłam, (…) Ale kiedy rozwinęłam skrzydła, próbowała mi je podciąć. Czasem była surowa i okrutna. Codziennie mi powtarzała, że nikt mnie nie lubi – mówiła Pillard.
Zanim Eileen została właścicielką agencji modelek, jako dwudziestokilkulatka zaczęła pracować u fotografa Elliota Clarke’a na stanowisku asystentki i stylistki. Dzięki niemu tworzyła pierwszy magazyn dla nastolatek „Seventeen”, który już po wydaniu pierwszego numeru okazał się sprzedażowym hitem. W 1945 roku rozpoczęła pracę w William Becker Studio, również jako stylistka, potem jako copywriterka i redaktorka u Arnolda Constable’a, właściciela ekskluzywnego butiku przy Piątej Alei.
To tam poznała pierwsze modelki i postanowiła zająć się bookingiem dla dwóch z nich: Natalie Nickerson oraz Ingi Lindgren. Ta pierwsza przez pięć lat była wraz z Eileen założycielką agencji, ale ich drogi rozeszły się a sama Ford szybko zapomniała o wkładzie koleżanki modelki. W wywiadach, jakich udzielała, mówiła, że była to ładna kobieta bez smykałki do interesów, a raz odpowiedziała, że Natalie była zbyt chciwa, więc się jej wraz z mężem pozbyła. Nie było to do końca prawdą, bo Natalie po odejściu z Forda założyła własną agencję Plaza Five, którą po latach działalności sprzedała z zyskiem.
„Wielka jak stodoła”
Pierwszym oficjalnym adresem Ford Modeling Agency była Second Avenue 949. Do biura wchodziło się przez drzwi między domem pogrzebowym i trafiką, czyli sklepem z tytoniem. Znalazł się w nim stolik do brydża, kilkanaście telefonów i kanapa, by gościom i modelkom było wygodnie.
Jean Patchett czy Carmen Dell’Orefice były pierwszymi modelkami, które trafiły w ręce Eileen. Obie pochodziły z ubogich rodzin, ale Ford zupełnie to nie przeszkadzało. Podczas całej swojej kariery nie dzieliła dziewczyn na te z lepszych czy gorszych sfer.
Patchett była pierwszą, która zetknęła się z ciętym językiem Eileen. Gdy tylko przekroczyła próg agencji usłyszała, że jest „wielka jak stodoła”. Sama Eileen twierdziła, że zachwycała ją uroda Jean, że modelka wiedziała, jak i co robić, ale „musiała schudnąć”. – Każda z przychodzących do nas modelek była na wagę złota. Ciężko pracowaliśmy, żeby im załatwić zlecenia, ale to Jean Patchett wykreowaliśmy na gwiazdę jako pierwszą – mówiła Ford.
Gdy Fordowie stwierdzili, że czas stanąć na własnych nogach, przenieśli siedzibę agencji do starej fabryki sreber. Tu przy Wschodniej Pięćdziesiątej Dziewiątej naprzeciwko mostu Queensboro stworzyli swoje imperium. Urządzone zostało w stylu austriackiego schroniska z boazerią i żyrandolami.
Fordowie jako pierwsi dorobili się komputera z ogromną drukarką, przez którą przechodziła zbiorcza księgowość oraz pokwitowania wypłat. Oddzielne piętra miały bookerki, gabinet Eileen mieścił się na drugim piętrze. Bookerki miały przed sobą ścianę z wymyślonym przez Jerry’ego grafikiem, w którym mogły planować zlecenia dla modelek.
Mąż Eileen był bardzo spokojnym i opanowanym człowiekiem. Cierpliwie znosił wybuchowy charakter małżonki. To on łagodził sytuację, gdy Eileen nie mogła powstrzymać się od ostrych komentarzy.
Tylko jeden, jedyny raz zespół był świadkiem wybuchu jego złości. W jednym ze znajdujących się obok siedziby agencji sklepów z farbami wybuchł pożar. Obok znajdowało się schronisko dla zwierząt, a na ulicę wyległy przerażone psy i koty. – Eileen natychmiast kazała nam przerwać pracę, wybiec na ulicę i uratować jak najwięcej zwierząt – relacjonowała jedna z bookerek Rusty Zeddis. Gdy Jerry zobaczył, że jego agencja staje się schroniskiem dla zwierzaków, a jeden z seterów irlandzkich wpadł do biura i stratował wszystko, co miał na drodze, walnął pięścią w stół tak, aby słychać to było w całym biurze. – To był jedyny raz, kiedy widziałam Jerry’ego Forda jak się złości – mówiła Zeddis.
W piątek o godzinie 15
O ile dla zwierząt była bardzo łaskawa, o tyle dla ludzi zdecydowanie mniej. Potrafiła nie tylko wytknąć nadwagę, ale zapytać drobną modelkę, dlaczego nie nosi bielizny wyszczuplającej, mimo że w ogóle jej nie potrzebowała. Grace Coddington wspomina jak Ford chwyciła za pęsetę i wyskubała jej gęste brwi w cienki łuk, a potem oznajmiła, że nie nadaje się ani na wybieg, ani do zdjęć. Tymczasem Coddington zrobiła karierę modelki, została stylistką a nawet dyrektor kreatywną „Vogue'a”.
Ford miała na koncie kilka błędnych decyzji. Tak było w przypadku Twiggy czy Veruschki. Ford twierdziła, że poszło o pieniądze i to oni nie chcieli ich, jako modelek. Twiggy dementowała to i mówiła, że chodziło wyłącznie o zachowanie Ford. – Wystraszyła mnie jak cholera – powiedziała.
Strach modelki Forda czuły w każdy piątek około godziny 15. To wtedy Eileen i Jerry wyjeżdżali do swojego domku letniskowego w Quogue, a przed odjazdem wręczali bookerkom listę dziewczyn, z którymi nie chcieli już współpracować. Jane Halleren, na którą spadał obowiązek informowania o tym, że to koniec, zabierała dziewczyny w ustronne miejsce i zastanawiała się wspólnie z nimi, jak inaczej pokierować ich karierą albo gdzie mogłyby jeszcze spróbować swoich sił.
„Wróżka zębuszka nie istnieje”
Sześć tygodni po siedemdziesiątych urodzinach Eileen i ponad czterdzieści sześć lat po tym, jak Jerry Ford po raz pierwszy podniósł słuchawkę, żeby pomóc żonie w zarządzaniu jej agencją, Fordowie postanowili pójść na emeryturę. Stery w agencji przejęła wtedy ich trzydziestosiedmioletnia córka Katie. Nie wycofali się całkowicie i pomagali córce, gdy zaszła taka potrzeba.
Eileen do końca pozostała wierna swoim przekonaniom. „Jedyny” i „poważny” modeling według niej to były tylko i wyłącznie sesje dla pism luksusowych. Mimo, że powiedziała dużo miłych słów na temat modelek plus size i 50+ wciąż uważała, że w świecie mody nie ma miejsca na otyłość, a starzy ludzie nie chcą oglądać starych modelek, bo przypominają im o ich starości.
Tuż przed odejściem na emeryturę udzieliła wywiadu, w którym powiedziała: „Nie ma co liczyć na to, że sukcesy przyniesie nam wróżka zębuszka. Wróżka zębuszka nie istnieje. Żeby odnieść sukces, trzeba w swoją pracę włożyć mnóstwo serca”. Zapytana, co uważa za przeciwieństwo pracy, stwierdziła, że śmierć. Eileen Ford zmarła 9 lipca 2014 roku. Na krótko przed śmiercią obchodziła swe dziewięćdziesiąte drugie urodziny.
W agencji Ford od jej powstania do momentu sprzedaży w 2007 roku podpisano kontrakty z ponad tysiącem modelek i modeli.
Podczas przygotowywania tekstu korzystałam z książki „Agencja modelek Eileen Ford" Roberta Lacey.