„Brunet wieczorową porą” kończy 40 lat
wtorek,
18 października 2016
Pierwotnie główną rolę w tej komedii Stanisława Barei miał zagrać Stanisław Tym, który był także współscenarzystą filmu. Po kłótni z reżyserem postanowił wycofać się z obsady. Ostatecznie do roli Michała Romana wybrano Krzysztofa Kowalewskiego. 18 października 1976 roku odbyła się premiera filmu „Brunet wieczorową porą”.
Sprawdź, rozwiąż quiz. Premiera „Misia” odbyła się 4 maja 1981 roku.
zobacz więcej
„Jest taka zasada, że czerwony kapelusz jest właśnie znakiem rozpoznawczym. Czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany, proszę pana. Niech pan pamięta” – mówi do porucznika milicji główny bohater filmu, czyli Michał Roman.
To jemu Cyganka przepowiada serię niezwykłych zdarzeń, on nie bierze ich jednak na poważnie. Gdy jego rodzina wyjeżdża na weekend, zabiera się do zaległej pracy. I właśnie wtedy zaczynają się spełniać proroctwa Cyganki.
Michał znajduje zaginiony zegarek, a w totolotku wylosowane zostają przepowiedziane przez nią liczby. Bohater zaczyna oczekiwać najgroźniejszej części przepowiedni – zabicie bruneta, który zjawi się w jego mieszkaniu wieczorową porą.
Matka Barei w czerwonym kapeluszu
W ostatniej scenie filmu ten sam porucznik, któremu Roman udziela cennej wskazówki, zatrzymuje radiowóz, gdy widzi na drodze kobietę w czerwonym kapeluszu. To nikt inny jak matka Stanisława Barei, która oprócz epizodu w „Brunecie wieczorową porą”, zagrała również w filmie „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” gdzie jest jedną z kilkudziesięciu osób stojących w kolejce po meble. Operator niezdający sobie wtedy sprawy z tego, że to matka reżysera, krzyknął na nią, aby „nie gapiła się w kamerę”. Warto przy tym wspomnieć, że czerwony nie należał do ulubionych kolorów pani Stanisławy.
Premiera filmu odbyła się 18 października 1976 roku. Pierwotnie główną rolę miał zagrać współscenarzysta filmu, Stanisław Tym, lecz po kłótni z Bareją nie tylko wycofał się z obsady, ale również zażądał usunięcia swego nazwiska z czołówki. Dlatego też w napisach początkowych widnieje, obok Barei, nieistniejący scenarzysta Andrzej Kill. Nazwisko wzięło się prawdopodobnie od zabójstwa, w które wmieszany został główny bohater filmu.
– Zawsze bardzo dokładnie, precyzyjnie przygotowywał się do tego, co miał do zrobienia, a potem bardzo szybko kręcił. Uważał, że najdroższy w filmie jest czas. Jego pomysły i scenariusze powstawały piętro wyżej. Leżał na tapczanie, odpoczywał, czytał i pisał – mówiła o swoim mężu Hanna Kotkowska-Bareja.
Kaszanka z nesesera
Maciej Łuczak w książce „Miś, czyli rzecz o Stanisławie Barei” zwraca uwagę na to, że „Brunet” jest jednym z tych filmów, w których „Bareja opowiada historię PRL widzianą przez pryzmat mięsa”. W komedii tej lejtmotywem jest kaszanka. Główny bohater delektuje się nią podczas obiadu i przed telewizorem, gdy wychodzi z domu wkłada ją do nesesera i zabiera ze sobą.
Lodówka w warsztacie samochodowym, w którym pada jeden z kultowych tekstów z komedii Barei, czyli słynne już dziś słowa: „Żadnej roboty nie wezmę, nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem!”, również wypełniona jest po brzegi kaszanką. Zdaniem Łuczaka kaszanka otrzymuje w filmie oniryczną postać, stając się bunuelowskim „mrocznym przedmiotem pożądania”.
„Kiedy funkcjonariusz wlepia mi mandat, nie awanturuję się”
Funkcjonariusze w komediach Barei są postaciami groteskowymi. Zamiast budować autorytet państwa, stale je ośmieszają. Tak jest również w „Brunecie…”. Zamiast niebieskim samochodem w „klubowych barwach”, jeżdżą czerwonym fiatem straży pożarnej.
– Zastanawiam się często nad tym, jak rozśmieszyć innych. Kiedy funkcjonariusz wlepia mi mandat, nie awanturuję się, staram się zapamiętać, jak on mówił, jakie błędy gramatyczne popełniał – mówił reżyser.
Zapiski, notatki i obserwacje trafiały do jego filmów. W „Brunecie…” milicjant melduje przełożonym: „Kazimierz Malinowski, zatrzymano go do dyspozycji prokuratora po udowodnieniu mu winy”, a gdy Michał Roman w Kongresowej prosi o dwóch milicjantów, kelner spełnia jego życzenie i podając mu dwa kieliszki z wódką mówi: „Dwóch milicjantów, a to trzeci”.
Scena z linką od gazu
Cenzura podobnie jak w przypadku innych filmów Barei również w „Brunecie…” użyła swoich nożyczek i usunęła niektóre sceny. Wycięte zostało m.in. ujęcie z żołnierzem dźwigającym siatki pełne zakupów oraz długi dialog na temat prasy, w którym padło słowo „spasiba” i stwierdzenie: „ A w gazetach piszą, że jest wszystko dobrze”. O dziwo przetrwała scena kupowania linki od gazu do syreny u rzeźnika.
Na uwagę z pewnością zasługuje obsada komedii. Oprócz świetnego Krzysztofa Kowalewskiego w roli Michała Romana, w filmie zobaczyć można Wojciecha Pokorę, Ryszarda Pietruskiego jako Dzidka Krępaka, czy Andrzeja Fedorowicza jako pana Jurka, właściciela warsztatu samochodowego, który do końca roku nic nie bierze, bo chce wreszcie spokojnie zjeść, oczywiście „polski kawior”, czyli kaszankę. Kojarzona do dziś z filmem jest piosenka śpiewana przez Annę Jantar, czyli „Cygańska jesień”.