– Największym wyzwaniem było dopięcie budżetu – opowiada Joanna Mędraś. Notariuszka wygrała ekstremalny maraton.
zobacz więcej
Wiatr mocno przeszkadzał?
Wiał z prędkością około 3 m na sekundę. Było go czuć, ale nie był szczególnie uciążliwy. Na trasie półmaratonu chowałem się za Rosjanami i biegło mi się dobrze. Niezbędne były natomiast okulary, miałem takie zwykłe biegowe i się sprawdziły. Narciarskich gogli nie potrzebowałem. Pewnie byłyby potrzebne, gdyby była zamieć. Na trasie bez okularów człowiek by oślepł. Nie dość, że świeciło ostre słońce, to jeszcze odbijało się od śniegu. Jak przez chwilę biegłem bez okularów, to mnie oczy zaraz zaczęły boleć i nic nie widziałem.
Rok temu maratończyk Maciej Florczak opowiadał mi, że na mrozie kominiarka zamieniła się w bryłę lodu. Teraz też to pana spotkało?
Nie, rok temu warunki były bardzo ciężkie, w tym o niebo lepsze. Teraz na siódmym kilometrze zamarzły mi jedynie bidony z izotonikiem. Zostawiłem je na mecie półmaratonu. Śmiecenie jest zakazane i organizatorzy bardzo na to uczulali. Zresztą na Antarktydzie, gdzie kiedyś biegłem, groziła za to dyskwalifikacja.
Kryzysy na pewno się musiały pojawić na trasie. Jak sobie pan z nimi radził? To było klepanie w uda, medytacja, czy po prostu biegł pan przed siebie?
Nie miałem jakichś poważnych kryzysów. Dla tego startu poświęciłem pół roku i byłem bardzo dobrze przygotowany. Obyło się bez kryzysów energetycznych, mięśniowych. Ze wszystkim trafiłem w dziesiątkę. Także ze strojami. Na starcie było minus 12 stopni Celsjusza, miałem dwie pary getrów, ale stwierdziłem, że będzie za gorąco jak wyjdzie słońce. Założyłem więc kompresy do kolan i leginsy. Na pierwszych 10 km trochę mi marzły uda, ale potem się rozgrzałem.
Odmrożenia?
Trochę palce i części intymne. Start został przesunięty o półtorej godziny, opiłem się kawy i wody i potem musiałem zatrzymywać na trasie, żeby się załatwić. Wtedy, owszem, robiło się bardzo nieprzyjemnie.
Co najbardziej doskwierało na trasie – zimno, wiatr, ruszający się i pękający lód?
Nic mi nie przeszkadzało, co najwyżej dźwiganie ekwipunku było niekomfortowe. Miałem pas z żelami, bidonami. Jak je zostawiłem na mecie półmaratonu, to potem już biegło się lekko.