Rozmowy

Friszke: Niepodważalne przywództwo Wałęsy

Jedynym, który rzucił Wałęsie rękawicę, był Jarosław Sienkiewicz, sygnatariusz porozumień jastrzębskich, człowiek wskazany przez partię, który był nadzieją PZPR i aparatu bezpieczeństwa – mówi Andrzej Friszke, historyk, znawca dziejów „Solidarności”.

TYGODNIK.TVP.PL: Każdy naród potrzebuje mitów. Lech Wałęsa jako lider „Solidarności” naturalnie pasował, by stworzyć wokół niego prawdziwy mit narodowy. Wydaje się jednak, że jego zachowanie w latach 90. i dziś nie sprzyja mitologizacji jego osoby, a dokumenty poświadczające współpracę Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70. dodatkowo rodzą liczne pytania.

ANDRZEJ FRISZKE:
Nie bardzo wierzę w to, że potrzebujemy mitów. Nie lubię tego pojęcia, bo mit jest pewnym kłamstwem, szczególnie mit kreowany w sposób dość prosty.

Całe życie uważałem, że nie można mitologizować historii. Choć mitem można nazywać też zjawiska prawdziwe, na które kładzie się szczególny akcent, wiele się o nich mówi, ale to nie są mity. Powstanie warszawskie nie jest mitem, działalność Armii Krajowej też nie, ani historia Legionów. Są to najważniejsze wydarzenia, które wpływały na polską pamięć zbiorową i budowały świadomość.
Andrzej Friszke (pierwszy od lewej),Tadeusz Mazowiecki, Jan Wyrowiński, Henryk Wujec i Jerzy Regulski podczas konferencji w Senacie RP w 2011 roku (fot. Wikimedia/Senat /Michał Józefaciuk)
Chce pan powiedzieć, że wokół „Solidarności”, wokół Wałęsy nie budowano pewnych mitów?

Wolę mówić o faktach. Faktem był Sierpień’80, a także niepodważalne przywództwo Wałęsy nad „Solidarnością”. Owszem, różne fakty nierzadko eksponowano nad wyraz i podkreślano ich rolę, by budować wokół nich świadomość zbiorową, ale nie nazywajmy ich mitami.

Wałęsa był przywódcą ruchu od strajku w sierpniu 1980 r. aż do samego końca. Pytanie, kiedy ten koniec.

Moim zdaniem jego powszechnie akceptowane przywództwo legło w czasie tzw. wojny na górze w 1990 r. Ale pomiędzy tymi latami przywództwo Wałęsy było niepodważalne. Co nie znaczy, że nie było grup czy poszczególnych osób, które próbowały je kwestionować. Na ogół z powodów oczywistych – sami chcieli być przywódcami.

Jakie znaczenie mieli kontestatorzy pozycji Wałęsy?

To był margines. Zresztą trudno nawet policzyć, jaki był krąg tych alternatywnych przywódców, którzy aspirowali do tego szczególnie w okresie legalnej działalności „Solidarności” w latach 1980-81. Wymienić można Mariana Jurczyka czy Andrzeja Gwiazdę, bo oni rzeczywiście, zwłaszcza w pewnych okresach, jawnie sprzeciwiali się temu, co robił Wałęsa, i kreowali się na alternatywę.
Lech Wałęsa
Natomiast faktem jest, że Wałęsa miał niesłychanie silną pozycję w „Solidarności” i było to w pełni uzasadnione. To na nim ciążyła pełna odpowiedzialność za taki czy inny przebieg zdarzeń. Poczynając od sierpnia 1980 r., przez różne meandry okresu legalnej działalności, później stan wojenny i lata po wyjściu z internowania. Przecież i wtedy bardzo wiele od niego zależało: jak się zachowa, co powie – to wszystko miało kolosalne znaczenie.

Aż po rok 1989 i wybory czerwcowe, kiedy, przypomnijmy, był prawdziwą ikoną. Wszyscy chcieli się z nim fotografować. Takie zdjęcie to był jasny znak dla wyborców, kto jest prawdziwym kandydatem „Solidarności”, a kto ewentualnie chciałby się tylko pod nią podszywać.

„Wałęsa nie zrobił żadnego fałszywego kroku. Będąc izolowanym przez kilka miesięcy w Arłamowie, nie wykonał żadnego ruchu, który byłby na rękę władzy”

Trzeci dzień strajku w gdańskiej stoczni nie był liderowi pamiętany? Anna Walentynowicz wtedy sprzeciwiła się Wałęsie, który chciał zakończyć strajk.

To był bardzo skomplikowany moment, który jest dziś eksploatowany w sposób naprawdę nieuczciwy.

Wałęsa rzeczywiście ogłosił koniec strajku, ale po proteście Walentynowicz, Henryki Krzywonos, Aliny Pienkowskiej i innych, którzy upomnieli się o inne zakłady, przeszedł na stronę tych, którzy domagali się kontynuowania strajku. Mówienie dziś o jakiejś zdradzie albo o tym, że Wałęsa sam, wbrew reszcie załogi chciał przerwać strajk, jest kompletnie oderwane od rzeczywistości.
Mamy przecież zapisy tamtych wydarzeń. Andrzej Drzycimski i Tadeusz Skutnik w dużym nakładzie wydali w 1990 r. książkę ze stenogramami rozmów w stoczni – „Gdańsk Sierpień’80: rozmowy”. Możemy zatem prześledzić przebieg negocjacji od początku strajku do tego trzeciego dnia, gdy lista żądań strajkowych została wyczerpana.

To znaczy, że rozmowy się skończyły akceptacją przez władze wszystkich istotnych punktów listy żądań, zarówno dotyczących pomnika stoczniowców, o którym teraz tyle się mówi, a kończąc na kwestiach podwyżek. Zgodzono się też na niezależny związek zawodowy w stoczni. Negocjacje prowadził oczywiście Lech Wałęsa.

Gdy władze stoczni przyjęły wszystkie żądania i parafowano porozumienie, komitet strajkowy postanowił zakończyć strajk, a Wałęsa to ogłosił. I tu nastąpiło przesilenie. Pod naciskiem innych zakładów i innych załóg strajk nie został jednak zakończony. Atmosfera była nerwowa, bo co z podpisanym porozumieniem? Nie wiadomo było, czy ono dalej obowiązuje, skoro władze przyjęły żądania stoczniowców, a strajk ma jednak trwać dalej...
Lech Wałęsa i Anna Walentynowicz podczas mszy świętej celebrowanej na terenie Stoczni Gdańskiej im. Lenina (fot. Wikimedia/Tadeusz Kłapyta)
Czy możliwa była „Solidarność” bez Wałęsy? Mógł ktoś inny stanąć na czele ruchu?

Zacznijmy od tego, że podpisane w 1980 r. porozumienia dawały możliwość powstawania niezależnych samorządnych związków zawodowych, ale nigdzie nie było powiedziane, że to ma być jeden związek. W gruncie rzeczy władza, podpisując te porozumienia, bardzo liczyła na to, że tych związków powstanie 30, albo 80 – w poszczególnych województwach czy nawet po jednym we wszystkich dużych zakładach, by związki były jak najbardziej zdecentralizowane.

Po podpisaniu porozumień sierpniowych Wałęsa był liderem rozpoznawalnym w całej Polsce. Skutek tego był taki, że do Gdańska chciały się afiliować wszystkie związki, powstające w Krakowie, Wrocławiu, Lublinie czy na Śląsku. Wszyscy naturalnie uznawali, że Wałęsa jest ich liderem, przywódcą.

17 września 1980 r. powstaje „Solidarność”. To, że Wałęsa zostaje jej przewodniczącym, było absolutnie oczywiste. On sam się do tego początkowo nie palił, wręcz trochę bał się tych nieznanych nikomu nowych struktur, które powstały gdzieś daleko w Polsce.

„Lech Wałęsa był symbolem zdelegalizowanej »Solidarności«, popieranym przez Kościół, Jana Pawła II i miliony ludzi”

Jednak przecież trwały różne spory o przywództwo.

Tak naprawdę jedynym, który rzucił Wałęsie rękawicę, był Jarosław Sienkiewicz, sygnatariusz porozumień jastrzębskich.

Sienkiewicz był człowiekiem wskazanym przez partię, był nadzieją PZPR i aparatu bezpieczeństwa na to, że będą istniały co najmniej dwa konkurujące ze sobą związki. Cały spór szczęśliwie skończył się w grudniu 1980 r., gdy Sienkiewicz ostatecznie przegrał walkę o rząd dusz.

I od tej pory nie było już nikogo, kto aspirowałby do zostania liderem o podobnej skali co Wałęsa. A jego przywództwo zostało potwierdzone wyborami na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” we wrześniu 1981 r.

Po 13 grudnia 1981 r. już w ogóle nie było alternatywy dla Wałęsy i nikt nawet nie próbował jego przywództwa podważać. Nawet Jurczyk i Gwiazda – przynajmniej formalnie – uznawali mandat Wałęsy. Był on symbolem zdelegalizowanej „Solidarności”, popieranym przez Kościół, Jana Pawła II i miliony ludzi.
TW „Bolek”
Dokumenty, które potwierdzają współpracę Wałęsy z SB w latach 70., mogą rzucić nowe światło na jego zachowanie w latach 80. Czy nie powinniśmy świeżym okiem spojrzeć na jego przywództwo w „Solidarności”?

Oczywiście trzeba rzecz badać, ale przyjrzyjmy się kluczowym momentom w historii związku.

Najpierw spójrzmy na wielką rolę Wałęsy podczas strajku w stoczni i w trakcie negocjowania porozumień sierpniowych, bardzo dla władzy kłopotliwych, przyjmowanych z ogromnym oporem. W sierpniu jego przeszłość na pewno nie miała żadnego znaczenia.

Następnie zasadniczą próbą był stan wojenny. I zobaczmy, że w okresie internowania także w żaden sposób nie zdradził ruchu. To był absolutnie kluczowy czas.

Gdyby Wałęsa wystąpił wtedy w telewizji, poparł wprowadzenie stanu wojennego, to „Solidarność” pękłaby na wiele różnych odłamów i grup podziemnych pozostających we wzajemnych konfliktach. I nie byłoby już żadnej „Solidarności”, wszystko by się rozpadło. Jednak Wałęsa nie zrobił żadnego fałszywego kroku. Będąc izolowanym przez kilka miesięcy w Arłamowie, nie wykonał żadnego ruchu, który byłby na rękę władzy.

Widzimy, że mając obciążające materiały przeciwko Wałęsie, władza nie mogła ich skutecznie wykorzystać. Potwierdza to także wiele następnych decyzji Wałęsy, ale te dwa momenty – Sierpień’80 i okres internowania – z pewnością były najważniejsze, kluczowe.
– rozmawiał Michał Płociński

Prof. Andrzej Friszke jest historykiem, znawcą dziejów „Solidarności”, profesorem zwyczajnym Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk
Zdjęcie główne: Były prezydent Lech Wałęsa podczas finału 6. edycji Nagrody Polskiej Rady Biznesu, maj 2017 (fot. PAP/Marcin Kmieciński)
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.