Dlaczego zacząłeś uprawiać sport? Twoi przyjaciele wspominają, że w młodości byłeś okrąglutki.
Nigdy nie byłem szczupłym dzieckiem, ani grubasem. Byłem raczej grubokościsty (śmiech). Bliżej mi było do judoki niż do sprintera. Jako dwudziestolatek przy wzroście 176 cm ważyłem prawie 95 kg. Wyglądałem jak księżyc w pełni. Wtedy udało mi się schudnąć dzięki diecie.
10 lat później okazało się, że do utrzymania sylwetki sama dieta nie wystarcza. Wtedy moim sąsiadem był Marek Tronina, obecny dyrektor Maratonu Warszawskiego, który namawiał mnie na wspólne bieganie. Przez ponad rok obserwowałem go, jak rano wychodził do lasu i wracał spocony. Wtedy zupełnie poważnie brałem pod uwagę to, że rozwija się u niego choroba psychiczna (śmiech).
Tłumaczył mi cierpliwie, że to jest przyjemne zajęcie, aż uległem. O dziwo szybko zakochałem się w bieganiu. Rok przed Igrzyskami Olimpijskimi w Atenach zamarzyłem, by zaliczyć prawdziwy maraton, 42 km 195 m. Udało się. Pobiegłem na klasycznej trasie. Meta była na ateńskim Stadionie Marmurowym, gdzie 100 lat wcześniej odbyły się pierwsze igrzyska ery nowożytnej, a za rok miały się rozpocząć kolejne. Kiedy minąłem linię mety, byłem bardzo szczęśliwy. Takie wspomnienie zostaje na całe życie.
Uzależniłeś się od biegania?
Kiedy przekraczasz metę, wita cię rodzina, przestajesz myśleć o tym, jaki to był fizyczny ból, zmaganie się z samym sobą, z tym co ma się w głowie. Zastanawiasz się, gdzie i kiedy pobiec następnym razem. Pomyślałem sobie: lepiej się nie mogło zacząć, ale dlaczego miałoby się skończyć. To podziałało jak motor napędowy.
Zawsze docierasz do mety?
Nigdy nie zszedłem z trasy biegu i nie rozumiem ludzi, którzy to robią. Dla amatora największą satysfakcją jest ukończenie biegu. Nigdy nie chciałem bić rekordów. Mnie bieganie ma przede wszystkim sprawiać przyjemność. Dzięki niemu czuję się młody. Poza tym warto, żeby dziennikarz sportowy doświadczył też wysiłku, o którym później opowiada komentując zawody. To jeden ze składników widowiska sportowego.
Nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że doświadczyłem tego samego, co sportowcy profesjonalni. Ale jako sportowcowi amatorowi zdecydowanie lepiej opowiada mi się o wysiłku innych. I nawet jeśli komuś nie udaje się odnieść sukcesu, to ja wiem, że za tą porażką stoi ogromna praca i trzeba ją docenić. Nigdy nikogo nie skreśliłbym tylko dlatego, że nie stanął na podium. Taki jest sport. Takie jest też życie, że nie zawsze wygrywamy, ale trzeba mieć w sobie determinację.