Plan jest taki: wychodzę zupełnie na trzeźwo i śpiewam
piątek,
29 grudnia 2017
Jest aktorem, performerem i piosenkarzem rock-polo. Swoje piosenki śpiewał nawet Rogerowi Watersowi z Pink Floyd. – Śmiał się z tekstów i chwalił wokal – wspomina Sławomir, gwiazda tegorocznego „Sylwestra Marzeń z Dwójką”. – American dream w Polsce jest możliwy. To, że mi się udało, jest dowodem na wielkie poczucie humoru rodaków – dodaje w rozmowie z portalem tygodnik.tvp.pl.
TYGODNIK.TVP.PL: Zaśpiewa pan „Miłość w Zakopanem” podczas „Sylwestra Marzeń z Dwójką” nadawanego z tego miasta?
SŁAWOMIR: Oczywiście, że ta piosenka zabrzmi w stolicy polskich Tatr. Czekamy na ten moment od chwili jej premiery, czyli od kwietnia. Marzyło mi się, żeby wykonać ją w sylwestra właśnie tam. Niezależnie od wszystkiego i tak bym to zrobił. Można powiedzieć, że TVP się poszczęściło. A przywitam się z publicznością jak zawsze… „Cześć, tu Sławomir”.
Jakiś specjalny trening prowadzi pan przed koncertem?
Od kilku tygodni śpię przy otwartym oknie, żeby się zahartować i przyzwyczaić struny głosowe. Plan jest taki: wychodzę zupełnie na trzeźwo i śpiewam. „Miłość w Zakopanem” jest przebojem i muszę się przyłożyć, żeby ją godnie wykonać. Ale jestem w formie po długiej trasie koncertowej, rozśpiewany bardzo.
Będą jakieś niespodzianki?
Będą, m.in. wizualne. Zadbają o nie krawcy z Milano.
W zestawieniu YouTube Rewind 2017 „Miłość w Zakopanem” jest w tym roku na pierwszym miejscu. Radość?
Wielka. I jeszcze większa niespodzianka. Po to się pracuje. Dziękuję fanom z całego serca. Piosenka miewa nawet milion wyświetleń dziennie, ludzie ją pokochali. Bardzo radosny jest ten czas.
Swój projekt muzyczny rozpoczął pan całkiem niedawno. Tempo, w jakim się rozwijał, było zaskoczeniem?
Po powrocie z USA nagrałem „Megierę”, w 2015 roku zrobiliśmy teledysk, w którym wzięli udział wspaniali aktorzy, czyli Ewa Kasprzyk, Lech Dyblik, Krzysztof Kiersznowski. Jeśli się coś robi, trzeba myśleć o sukcesie, inaczej to nie ma sensu. Ale popularność była wielka. Tak wielka, że po trzech miesiącach wskoczyliśmy na scenę Opery Leśnej podczas Sopot Hit Festiwal 2015. Wtedy postanowiliśmy z moją żoną, Kajrą, rozwijać ten projekt.
Zrealizował pan trzy lata temu swoje marzenia?
Trzeba było na nie bardzo ciężko pracować. Same się nie zrealizują, ani nie spełnią. American dream w Polsce jest możliwy. To, że się udało, jest dowodem na wielkie poczucie humoru rodaków. Jestem ciekawy, gdzie Sławomir będzie za rok. W 2018 r. mamy już zaplanowane koncerty w Europie, pojedziemy też w trasę do USA. Myślę, że czeka nas dużo niespodzianek.
Śpiewa pan tak zwane rock polo. Co to za gatunek?
Miks rocka z muzyką taneczną. Jego ojcem chrzestnym jest Tymon Tymański, który pierwszy otworzył nam antenę radiową. Nazwa świetnie odzwierciedla to, co gramy. Jest rockowa energia, power i melodie do tańca też są.
Ludziom się to nie myli z disco polo?
Podkreślam zawsze ten pierwszy człon nazwy, czyli „rock”. Jest duża różnica, wystarczy się wsłuchać. Gramy też zawsze na żywo. Każdy nasz koncert to wielkie show, mamy świetnych muzyków. Zagraliśmy 150 koncertów w tym roku i wszystkie były dopięte na ostatni guzik. Ludzie cenią to, że daje im się rozrywkę na wysokim poziomie. Lubią też dystans i śmiech, a tego u mnie nie brak.
Ten rok to spełnienie kolejnego marzenia. Wyszła płyta „Sławomir. The Greatest Hits”.
Tak. Debiutancka płyta Sławomira, która okryła się złotem i zmierza w kierunku platyny. Nagrałem ją tak, jak mi się marzyło, bez żadnych kompromisów.
Ciekawa jest jej historia. Zrobiliśmy ją dzięki crowdfundingowi. Odzew ludzi nas zaskoczył ogromem. Wykręciliśmy muzyczny rekord Polski. Mieliśmy dla fanów ciekawe nagrody. Jedną z nich było wypicie ze mną pół litra alkoholu. Rozeszły się na pniu. Dodaliśmy trzy kolejne z wyższą stawką, po 5 minutach były wykupione. Tak się nasi fani ucieszyli.
Czy to nie jest niebezpieczne dla wątroby?
Wątroba ma się dobrze. Żona mnie zawsze pilnowała, miałem ją przy boku. Takie spotkania to fajny sposób, żeby poznać się z ludźmi, którzy wspierają i słuchają Sławomira. Przekrój społeczny jest bardzo ciekawy: od dyrektorów wielkich korporacji, przez doktorów, ludzi w naszym wieku, po studentów, młodzież. Dzieci też słuchają. Wszyscy słuchają. Wyświetlenia mówią same za siebie.
Co w tym projekcie pana fascynuje?
Lubię śpiewać. A gdy razem ze mną na scenie jest Kajra i poważny, świetnie brzmiący zespół muzyczny, radość jest wielka. Zawsze to chciałem robić. Pięknie więc się wszystko poskładało – moje piosenki i granie na żywo.
Jest pan teraz bardziej aktorem Sławomirem Zapałą czy śpiewającym Sławomirem?
Obie rzeczy się pięknie uzupełnia. Im więcej pracuję jako Sławomir, tym mam więcej propozycji aktorskich. Teraz gram główną rolę teatralną w Teatrze Capitol w Warszawie, na scenie jesteśmy razem z Kajrą, w komedii „Skok w bok”, na którą serdecznie zapraszamy. Dostaję też propozycje serialowe i filmowe.
Cały czas pracuję więc jako aktor. Potrzebny jest mi taki płodozmian, dzięki temu nigdy mi się nie znudzi to, co robię. Producenci dostrzegają moją popularność, potencjał osiągnięty na YouTube.
Wróćmy na chwilę do USA. Jak pan się tam znalazł?
Pojechałem na stypendium artystyczne do Watermill Center na zaproszenie Roberta Wilsona. To jest amerykański reżyser teatralny, słynny w USA performer. Ma bardzo charakterystyczny styl, reżyseruje na świecie przedstawienia operowe. Organizuje warsztaty dla młodych, zdolnych ludzi. Zauważył mnie w Warszawie.
W USA poznałem świetnych ludzi z całego świata. Wilson zaprasza muzyków, choreografów, malarzy, fotografów. Bardzo fajne środowisko, twórcze i rozwijające.
Miałem tam okazję pracować z Rogerem Watersem z Pink Floyd. Śpiewałem mu swoje piosenki. Podobały mu się, dał kilka wskazówek. Waters śmiał się z tekstów, chwalił wokal i zachęcał do dalszej pracy. Dodał mi skrzydeł. Opowiadał mi też m.in. o swoim pobycie w Polsce.
Potem trochę pojeździłem po USA i zarobiłem na teledysk „Megiery”. I oczywiście poznałem Kajrę.
Muzyka pojawiła się przed szkołą aktorską?
Równocześnie z zajęciami na PWST w Krakowie uczyłem się prywatnie gry na gitarze. W szkole szlifowałem śpiew. Trafiłem na wspaniałego profesora, Zbigniewa Grygielskiego, który mnie ustawił wokalnie i nauczył prawidłowo pracować głosem. Dzięki temu bez problemu śpiewam dwugodzinne koncerty. Zacząłem wtedy też pisać. Moją pierwszą piosenką był „Nowy świat”. Jest na płycie, warto posłuchać i zobaczyć, jak to się rozwijało.
Skąd bierze pan inspiracje do tekstów?
Największą inspirację jest moja żona, Kajra. Poza tym trzeba mieć oczy i uszy otwarte.
Do „Megiery” też pana inspirowała?
Potrafi być nerwowa, ale bez niej nie dałbym rady. Okazuje się, że miliony mężczyzn ma podobne problemy, a moje poczucie humoru trafia do nich. Zbierają się, żeby po pracy wypić piwo, zjeść pizzę i m.in. „Megiery” posłuchać.
Spotyka się pan z hejetem w sieci?
Od początku na YouTube i Facebooku mamy dużo dobrych komentarzy. Nasz kanał jest nietypowy, rzadko się zdarza hejt, moi fani wówczas bardzo szybko reagują. Zaskakują nawet mnie. Poza tym mam dystans do wielu rzeczy.
Nieprzychylne komentarze pojawiły się po „Tańcu z gwiazdami”, nie wszystkim spodobało się moje poczucie humoru. Tak to już jest, że albo ktoś ma poczucie humoru i dystans do siebie i otaczającego go świata, albo nie.
A „Twoja twarz brzmi znajomo” pokazała, że Sławomir potrafi śpiewać i wcielać się w największe gwiazdy światowej estrady. To, że zostałem doceniony przez samego Briana May z Queen, który udostępnił mój finałowy występ na swoich portalach, jest dla mnie wielką wygraną.
Jakiej muzyki pan słucha prywatnie?
Różnej – od klasycznej przez pop z lat osiemdziesiątych po współczesne rzeczy. Lubię bardzo Queen, Zbigniewa Wodeckiego, Krzysztofa Krawczyka, Andrzeja Zauchę, Maćka Maleńczuka. Dobra muzyka to po prosu dobra muzyka, nie można się zamykać.
Sukces ma tylko jasne strony?
Te jasne zdecydowanie przeważają. Cieszy mnie duża publiczność na koncertach i wpływy. Brakuje mi trochę czasu, na szczęście Kajra jest obok. Fani bywają kłopotliwi tylko wtedy, gdy chcę w spokoju zjeść kotlet, a oni chcą sobie robić ze mną zdjęcia. Ale poza tym jest w porządku. Trudno znaleźć kilka chwil na takie męskie zajęcia, które uwielbiam, jak spacer z synem, rąbanie drewna, mycie samochodu itp. A akumulator ładuję podczas koncertów, od ludzi bije niesamowita, dobra energia.
Sławomir Zapała, ps. Sławomir – polski aktor, showman i piosenkarz rock-polo. Jest liderem zespołu Trzymamy się Zapały, z którym koncertuje po Polsce. Wystąpił m.in. w serialach „Blondynka”, „Ojciec Mateusz”.
– Beata Zatońska