Stacja Muzeum – koniec trasy, wysiadka! Zabytki polskich kolei trafią na złom przez panów w garniturkach?
piątek,24 sierpnia 2018
Udostępnij:
Robotnicy rozmontowują już szyny w Stacji Muzeum w Warszawie, a kolejowe zabytki mają trafić… właściwie na zniszczenie. Bo dla ich przyjęcia w nowym miejscu nie zrobili realnie nic. Nie ci panowie w pomarańczowych kamizelkach, tylko ci w garniturach. Mazowiecki marszałek może znajdzie pomysł na te eksponaty, oby inny niż na Muzeum Niepodległości, gdzie w 100-lecie odzyskania państwa zamiast wystaw jest… remont. PKP z tej okazji zawiesiła na Dworcu Centralnym gigantyczny baner, choć większym świętowaniem byłoby ocalenie pamiątek po czasach, gdy i PKP, i Polska odradzały się, by żyć w wolności.
Zasadniczo wszyscy jesteśmy, zwłaszcza w sezonie wakacyjnym, wściekli na Polskie Koleje Państwowe. Prędzej czy później snujemy więc opowieści, jak się pociągi spóźniają, jak w wagonach bezprzedziałowych nie ma miejsca na bagaż, jak sprzedają do intercity bilety bez miejscówek, czyli pasażerowie na przejazd wydają stówkę a nawet nie mogą przejść do toalety… Ja zatem nie o tym, bo po co pisać o rzeczach od lat oczywistych i niezmiennych jak prawo powszechnego ciążenia. Zwłaszcza, że udało mi się za pomocą IC zapakowanego jak puszka sardynek, ale na szczęście z włączoną klimatyzacją i bez specjalnego spóźnienia, dotrzeć z końcem lipca z Wrocławia do Warszawy. I to z trzylatkiem!
Mój syn – jak tysiące jego równolatków, ale i tych duuużo starszych kolegów – kocha pociągi. Takie z książeczek, bajek animowanych i kolejek elektrycznych. Choćby te prezentowane przez takie instytucje, jak wrocławskie Kolejkowo, albo znane mu już Muzeum Kolei w alzackim Mulhouse.
Ale tego lata to była jego pierwsza, wielka podróż pociągiem. W Warszawie zaplanowaliśmy sobie wiele atrakcji, wśród których nie mogło zabraknąć wizyty w warszawskim Muzeum Kolejnictwa, dziś – Stacji Muzeum na Towarowej 3. Co ciekawe, same PKP na swoich reklamowych ekranach, jakie rozmieściły w pociągach dalekobieżnych, niespecjalnie się chwali, że posiada takie muzeum… w sumie dziś lepiej będzie powiedzieć, że się go – niestety – pozbyły.
Szkoda ogromna. Stacja Muzeum to takie cudowne miejsce cudownych muzealników – pasjonatów kolei, funkcjonujące wewnątrz dawnego dworca Warszawa Główna, który umierał powoli, odkąd z końcem lat 70. ruch dalekobieżny przeniesiono do nowowybudowanej Warszawy Centralnej. Tak, to o tym najważniejszym we wczesnym PRL-u dworcu jeden ze swych nieśmiertelnych przebojów („Niedziela na Głównym”) śpiewał Wojciech Młynarski.
Budynek, czy raczej to, co z niego zostało, znajduje się nieopodal „Centralaka”, przy samym Placu Zawiszy. Na działce, którą na nieszczęście miłośników kolei można za najcięższe pieniądze wydzierżawić lub sprzedać jakiemuś deweloperowi, by postawił tu kolejne pięć szkaradnych biurowców i jedno zupełnie zbędne centrum handlowe w środku miasta. A właściwie w środku punktu „kultura zero”, bo najbliższe miejsca służące ludziom do kulturalnego wypoczynku to: Muzeum Powstania Warszawskiego w odległości dwóch przystanków tramwajowych, Pałac Kultury i Nauki odległy o przystanków pięć oraz Teatr Ochoty, który jest jeszcze dalej.
Piotr Kaszczyszyn: Nie musimy porzucać dziedzictwa karabinu i krwi, ale potrzebujemy także muzeum cywilizacji, które będzie opowiadać historię polskiej modernizacji gospodarczej.
Nie jest zatem dziwne, że „niedziela na Głównym” jest popularnym sposobem spędzania wolnego czasu z dziećmi. Zwłaszcza wtedy, gdy są akurat dostępne dla zwiedzających unikatowe wagony i lokomotywy, otwierane tylko kilka razy do roku. Takie, jak chociażby rdzewiejąca już potężnie „salonka Bieruta”, czyli luksusowy wagon PKP nr 1, którym najwyżsi dygnitarze PRL poruszali się po Polsce i zagranicy. Albo jedyny zachowany na świecie egzemplarz parowozu typu Pm3 w otulinie aerodynamicznej.
Powtórzę tę moją, chyba nie bardzo ryzykowną tezę: wszyscy chłopcy w Polsce kochają kolejki, tę chyba najczęściej kupowaną zabawkę dla profilu wiekowego 3-15 lat. Uwielbiają je także tatusiowie, choć piętnasty roczek stuknął im już dawno. Modeli najfantastyczniejszych polskich pociągów Stacja Muzeum ma zgromadzonych aż nadto, tak że dzieciarnia tylko piszczy biegnąc od lokomotywy do lokomotywy.
Mimo to muzeum nie śpi, tylko wciąż stara się zachęcać młodych fanów kolejek. Z początkiem sierpnia organizuje specjalne wakacyjne „lekcje”, gdzie z pociągami można się po prostu zaprzyjaźnić. Właściwie każdy, nawet jeśli nie jest pasjonatem kolei, na jakiego rośnie mój syn, rozczula się, podziwiając urok, historię i dusze ukryte w lokomotywach, w starych lampach zawiadowców, reflektorach, dzwonkach, maszynach wypełnionych kartonikami biletów, gwizdkach, semaforach, zegarach dworcowych i mundurach. I w sztandarach kolejowych orkiestr, głoszących niezmiennie w języku polskim: Święta Katarzyno módl się za nami! Choć wiele z nich wyhaftowano jeszcze podczas zaborów.
Jak podróżujemy
I każdy, z rozrzewnieniem patrząc na piękną makietę przecudnego dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej myśli o tym, że spóźniała się tylko kilka minut rocznie. Bardziej świadomi historycznie zobaczą też specjalną, i to jak najbardziej oryginalną, poczekalnię z minionych czasów, gdzie najważniejsi dygnitarze PRL czekali na swe pociągi, oddzieleni od „motłochu” zwykłych pasażerów. A gdzie meble były nie tyle w stylu kancelarii radzieckiego „cara” Józefa Stalina, co raczej „późnego rokokoko”.
Ogłoszono powstanie Muzeum Getta Warszawskiego. W Leżajsku budowane jest Centrum Chasydyzmu. Wiele miast chce jakoś przypomnieć historię polskich Żydów. Ale zadają sobie pytanie: co właściwie powinni upamiętniać?
Większości zbiorów i tak nie da się zobaczyć, butwieją w jakimś magazynie. Te wystawione we wnętrzach są zadbane, odchuchane, kochane. Zaś na zewnątrz hula wiatr i deszcz, wszystko więc rdzewieje pod gołym niebem. Nie z powodu zaniedbania placówki, ale dawanych jej, skromnych środków i miejsca bez większego zaplecza. Nie ma też żadnego bezpiecznego przejścia do zwiedzania zabytkowego taboru. Ściany i dach budynku tuż za „granicą” muzeum żre grzyb, roślinność wybija dziury, wyrastając już z podłóg. Kto jest za to odpowiedzialny? Chce się aż krzyknąć, jak nasi przodkowie na kartach „Trylogii”: dawaj go tu sam!
Nie jest specjalną tajemnicą, bo można o tym przeczytać choćby w Wikipedii, komu podlega ta placówka, gromadząca absolutnie unikatowe dla historii polski eksponaty. To muzeum, które nie zrobiło nawet żadnej specjalnej wystawy na 100-lecie niepodległości Polski. Bo nie miało za co i jak. Otóż nie podlega ono Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego (no bo kto by się pozbył takiej działki w centrum Warszawy na rzecz kultury narodowej, z pewnością nie PKP!), tylko swoistemu joint venture PKP z Sejmikiem Województwa Mazowieckiego. Z którego koleje próbują się, lub też skutecznie już się wymiksowały – jak to ujmują nastolatki.
Rzecz cała zaczęła się w lipcu 2014 roku, kiedy to Województwo Mazowieckie, Miasto Stołeczne Warszawa, PKP S.A. oraz Naczelna Organizacja Techniczna podpisały list intencyjny określający współdziałanie w zakresie powołania nowej instytucji kultury – Centrum Komunikacji i Techniki. W toku dalszych prac okazało się, że projekt ograniczył się jedynie do części dotyczącej dziedzictwa kolejowego, zatem NOT nie był już tym zainteresowany. W październiku 2014 roku podpisana więc została pomiędzy PKP S.A. a Województwem Mazowieckim warunkowa umowa określająca zasady współdziałania stron w procesie tworzenia Stacji Muzeum i od tego momentu było już pewne, że nie powstanie żadne Centrum Komunikacji i Techniki, tylko właśnie Stacja Muzeum poświęcona tematyce kolejowej.
Zastałem tu narrację, że największą ofiarę poniosły Niemcy i Związek Sowiecki! – mówi dr Karol Nawrocki, historyk, nowy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
W maju 2015 roku pomiędzy Województwem Mazowieckim a Polskimi Kolejami Państwowymi S.A. została zawarta kolejna warunkowa umowa o utworzeniu i prowadzeniu samorządowej instytucji kultury pod nazwą „Stacja Muzeum”. W jej wyniku kilka tygodni później Sejmik Województwa Mazowieckiego podjął dwie uchwały: w sprawie likwidacji Muzeum Kolejnictwa w Warszawie oraz utworzenia Stacji Muzeum i prowadzenia jej wspólnie z PKP S.A. Z końcem marca 2016 roku Muzeum Kolejnictwa zostało zatem wykreślone z rejestru instytucji kultury. Postanowiono również, że sama Stacja Muzeum zostanie przeniesiona w okolice węzła kolejowego na Warszawskich Odolanach, po jak najszybszym stworzeniu tam stosownej do tego infrastruktury.
Czy ktoś się zdziwi, jeśli powiem, że PKP nie wywiązały się z umowy? W tym roku spółka poinformowała, że przygotowania do inwestycji na Odolanach zostały zamknięte (nie zrobiono NIC, co istniałoby realnie, a nie na papierze) i wystąpiły do Zarządu Województwa Mazowieckiego o – UWAGA! – „usunięcie eksponatów z terenu dworca Warszawa Główna Osobowa”. Bo przecież jedynym wartościowym dla dyrektorów POLSKICH Kolei PAŃSTWOWYCH obiektem jest ten nieszczęsny grunt, na którym stoi Stacja Muzeum. Stoi i przeszkadza. A nikomu już się nie chce czekać, aż się sama zapadnie.
Wrak SD80, niegdyś eksponat Muzeum Kolejnictwa. Fot. Wikimedia/Paweł Malinowski (Pawmal1983)
Dziś już panowie w pomarańczowych kamizelkach rozmontowują tam szyny, po których mogłaby – stanowiąc wielką atrakcję – kursować świeżo odnowiona drezyna ręczna. Dodam, co pewnie nie jest odkrywcze, że KAŻDA rzecz, od lokomotywy aż po gwizdek znajdujący się w ekspozycji i magazynach Stacji Muzeum, ma status obiektu zabytkowego i ich uszkodzenie, zniszczenie lub utrata wiąże się z odpowiedzialnością karną.
Cóż, Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik z pewnością ma jakiś pomysł, który wcieli w życie akurat teraz, przed upływem swojej kadencji. Oby nie taki, jak na podległe mu Muzeum Niepodległości, gdzie w rocznicę 100 lat odzyskania niepodległości Polski nie odbywają się wystawy i warsztaty, tylko… remont.
PKP zaś, za ciężkie pewnie pieniądze, zdjęte z pasażerów w biletach i wydane przez dział promocji, zawiesiła na Dworcu Centralnym w Warszawie gigantyczny baner. Ma on popularyzować fakt, że 100 lat temu Polska odzyskała niepodległość. To bardzo chwalebne. Ja jednak, i pewnie wielu innych rodziców dzieci odwiedzających Warszawę lub w niej zamieszkałych, większy wkład PKP w świętowanie tej wielkiej rocznicy widzielibyśmy w ocaleniu pamiątek po czasach, gdy i PKP, i Polska odradzały się, by żyć w wolności.
Myśl bowiem o utworzeniu Muzeum Kolejnictwa zrodziła się wśród kolejarzy polskich wraz z odzyskaniem niepodległości, w 1918 roku. Co udało się ostatecznie 10 lat później. Szkoda, że podobne pomysły dziś nie rodzą się w głowach decydentów z PKP. Może oni po prostu nie kochają pociągów i kolejek, tak jak mój mały Tomek? – Magdalena Kawalec-Segond