Problem, który podjął Zdziechowski, wydaje się dziś czymś anachronicznym. Bądź co bądź teraz, poza tak odległymi od Europy enklawami, jak Korea Północna, nie ma kwestii komunizmu. A obecnie Rosja nie stanowi dla Polski zagrożenia ideologicznego – w takim sensie, w jakim stanowił je Związek Sowiecki.
Rzecz w tym, że Zdziechowski będąc duchowym spadkobiercą Zygmunta Krasińskiego i wybitnym znawcą rosyjskiej kultury postrzegał komunizm nie tylko w kategoriach politycznych. W zjawisku tym myśliciel upatrywał zła metafizycznego, manifestacji szatana.
W swoich późnych esejach zarzucał Rosji sowieckiej fałszywy mesjanizm. Twierdził, że przejęła ona krążącą na obrzeżach rosyjskiego prawosławia ideę Moskwy – Trzeciego Rzymu, nadając jej zwulgaryzowaną, zsekularyzowaną formę. Taka była – według niego – konsekwencja dziejów Rosji: uwodzić ludzkość wzniośle brzmiącymi obietnicami, by ją ostatecznie zdeprawować.
„Bo co jest celem bolszewizmu?” – pytał Zdziechowski w „Widmie przyszłości”. I odpowiadał: „Walka z Bogiem. (…) Bolszewizm postanowił okaleczyć człowieka”. Okaleczenie to miałoby polegać na uczynieniu z człowieka maszyny pozbawionej jakiegokolwiek pierwiastka duchowego.
Polowanie na dusze
Jeśli zatem obecnie komunizm stanowi wyłącznie pieśń ponurej przeszłości, to przecież nadal mamy do czynienia z próbami przeorania natury ludzkiej – tym razem podejmowanymi przez europejski liberalny establishment, który został ideologicznie skolonizowany przez spadkobierców nowej lewicy. I tak kolektywistyczne utopie ustąpiły miejsce skrajnemu subiektywizmowi. Głosi on, że każda jednostka sama ma decydować o tym, co jest dobrem, a co złem, i generalnie żyć w takiej rzeczywistości, jaką sobie wedle własnego widzimisię wykreuje.