Wielu ludzi na Zachodzie dawało się wówczas nabierać na serwowany przez Kreml propagandowy przekaz, w którym Lenin jawił się jako zbawca ludzkości. Ossendowski w swojej książce zadał kłam takiemu wizerunkowi, ale nie tylko. Zdemaskował również metody, którymi posługiwali się bolszewicy, żeby oszukiwać cudzoziemców.
W powieści jest fragment dotyczący wizyty Brytyjczyków i Francuzów w Moskwie. Zagraniczni goście oglądają tam zbudowaną przez gospodarzy fasadę dobrobytu, taką komunistyczną „potiomkinowską wioskę”. Nie mają szans zobaczyć choćby, usuniętych ze stolicy, wygłodniałych, wynędzniałych bezdomnych dzieci.
Bolszewicy nie mogli Ossendowskiemu tego darować. Skoro jego książki były światowymi bestsellerami, to i na polu polityki mogły mieć ogromną siłę rażenia.
Rosja to odrębna cywilizacja
Pisarz zmarł w Grodzisku Mazowieckim w roku 1945 – tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do tego miasta. Ale Sowieci chcieli mieć pewność, że ten, którego uważają za swojego śmiertelnego wroga, naprawdę nie żyje.
Bo gdyby jednak żył, to chcieliby go pojmać, żeby następnie torturami wydusić z niego informacje na temat rzekomo ukrytego gdzieś na Dalekim Wschodzie mitycznego skarbu Ungerna von Sternberga. Ponoć „krwawy baron” zamierzał owo zgromadzone bogactwo przeznaczyć na pokrycie budżetu wielkiej armii, zdolnej pokonać bolszewików.
Dlatego krótko po śmierci Ossendowskiego, przy jego grobie na cmentarzu w Milanówku zjawili się enkawudziści. Wykopali zwłoki pisarza. Następnie jeden z nich otworzył bagnetem jego usta, po czym miejscowy dentysta potwierdził tożsamość Ossendowskiego.
W PRL twórczość pisarza nie miała racji istnienia. Ale i po roku 1989 okazał się on dla niektórych Polaków postacią niewygodną. Tak było w ubiegłej dekadzie, kiedy samorządowe władze warszawskiej Ochoty toczyły batalię o treść upamiętniającej Ossendowskiego tablicy, wmurowanej w ścianę domu, w którym przed drugą wojną światową i w jej trakcie mieszkał. Lokatorzy budynku domagali się usunięcia z tablicy słowa… „antykomunista”.
A przecież w Polsce z perspektywy XXI wieku bycie antykomunistą nie powinno budzić żadnych kontrowersji. Czyżby przywołana sytuacja to kolejny argument na rzecz tezy, że brak ustawowej dekomunizacji w III RP był błędem?