Pluł do kawy nazisty. Stracił pracę za pochwałę gwizdania na ZSRR
piątek,
29 marca 2019
„W 1949 r. był jakiś mecz bokserski Polska – Związek Sowiecki, na którym on nie był, znał tylko wyniki z prasy. Krótko opisał to, co wiedział z innych gazet i dodał: «zachowanie publiczności wzorowe, godne naśladowania». Tymczasem Sowieci zostali wygwizdani na tym meczu. Musiano go wyrzucić z «Przekroju» i ze Stowarzyszenia Dziennikarzy”. Andrzej Dobosz w 20. odcinku programu „Z pamięci” wspomina Leopolda Tyrmanda – część 1.
Autor „Złego” był człowiek cywilizacji miejskiej, znającym wszelkie zaułki Warszawy, dzielnicę zburzoną pod Pałac Kultury. Natomiast na przyrodę był absolutnie niewrażliwy. O pisarzu opowiada Andrzej Dobosz – część 2.
zobacz więcej
Leopold Tyrmand urodził się w roku 1920 w Warszawie, w średniozamożnej rodzinie urzędniczej, gdzie jaja i masło nie były problemem, ale Riviera był to ósmy cud świata.
W 1937 roku zrobił maturę w dobrym liceum im. Jana Kreczmara i wyjechał na rok do Paryża, na studia z architektury. W 1939 roku latem wrócił do Polski.
Po wybuchu wojny opuścił Warszawę i znalazł się w Wilnie. Tam wkrótce przekonał się, czym jest władza radziecka. Dokonał czynu zdawałoby się nieobliczalnego: ponieważ znał dobrze francuski i miał wygląd człowieka z Południa, zdobył fałszywy paszport na nazwisko de Tyrmand i zgłosił się jako Francuz ochotnik do pracy w Niemczech.
Przez pierwsze dwa lata był kelnerem w głównym hotelu we Frankfurcie nad Menem, ponieważ niemieccy kelnerzy byli zmobilizowani na front, a tam właśnie byli jacyś tacy posiłkowi ludzie z całej Europy. I z tej pracy kelnera zapamiętał, że koło południa trzeba było przynieść kawę dla miejscowego gauleitera partyjnego i w korytarzyku między kuchnią a salą kelnerzy pluli do tej kawy. Ale musieli się pilnować, żeby kawa nie była za chłodna, bo by ich odesłano z powrotem.
Tak, jak o elegancję, dbał o prawdę. O Leopoldzie Tyrmandzie opowiada Andrzej Dobosz – część 3.
zobacz więcej
Po dwóch latach Frankfurtu zaciągnął się na niemiecki statek handlowy. Pływał po morzu Bałtyckim z transportami węgla. Uciekł w Stavanger w Norwegii. Został schwytany, wzięty do obozu. Jakoś przetrwał wojnę.
Po wojnie żył do 1946 roku w Skandynawii i w 1946 wrócił do Polski. Zaczął działać jako dziennikarz – w „Przekroju”, w „Expressie Wieczornym”. Przede wszystkim w „Przekroju”, gdzie pisywał o sporcie. I to się skończyło źle w roku 1949.
Był wtedy jakiś mecz bokserski Polska – Związek Sowiecki, na którym on nie był, znał tylko wyniki z prasy. Krótko opisał to, co wiedział z innych gazet i dodał: „zachowanie publiczności wzorowe, godne naśladowania”. Tymczasem Sowieci zostali wygwizdani na tym meczu. Tyrmanda musiano wyrzucić z „Przekroju” i ze Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Mieszkał w Warszawie, a pisywał do wydawanego w Krakowie „Tygodnika Powszechnego” – zarówno o imprezach sportowych, jak i kulturalnych: wystawach, koncertach. Pisywał o jazzie w „Ruchu Muzycznym” i zaprzyjaźnił się w Warszawie przede wszystkim ze Zbigniewem Herbertem.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.: