Te złe wspomnienia nie wpłynęły na to, co czuję do pana Jędryki. Chociaż nie jestem w stanie oglądać tych filmów tak jak moi rówieśnicy, czy młodsze pokolenia. Ja przy prawie każdej scenie pamiętam, na co trzeba było czekać, że miałem kłopot z zapamiętaniem tekstu, albo że ktoś z kimś się pokłócił. Nie doświadczyłem więc wielkości Stanisława Jędryki jako twórcy fajnych filmów.
Reżyser na planie podpowiadał tekst, którego pan zapomniał?
Bywało, że pokrzykiwał zza kamery. To były czasy, kiedy dźwięk był dogrywany później na postsynchronach, więc można było bezkarnie tak robić. Jeżeli widział, że komuś naprawdę nie idzie, że się ciągle zacina, wrzucał kluczowe słowo i jakoś szło.
Gdy się denerwował, czasami sytuacja sama się rozładowywała, ale bywało, że trzeba było przeczekać tę burzę. Wszyscy wiedzieli, że taki jest i nie ma się co tymi jego humorami zbytnio przejmować.
Pamiętam jednak, że ktoś w połowie zdjęć do „Podróży za jeden uśmiech” wyleciał z planu. Powodem był fakt, że niefrasobliwie podchodził do swoich obowiązków. Tego Jędryka nie tolerował. Dyscyplina musiała być.
Bawił się z wami?
Tak. Gdy czekaliśmy na zdjęcia, a nie musiał niczego robić, nie był zajęty ustalaniem czegoś z operatorem, siadał na trawie obok nas i proponował zabawę. Przekomarzał się z nami, wspólnie układaliśmy wierszyki, planowaliśmy kawały. Prosił nas o opowieści szkolne i podwórkowe. Myślę, że w ten sposób prowadził swoje „badania terenowe”, chcąc zdobyć jakieś grepsy czy pomysły do kolejnych filmów młodzieżowych.
W trakcie kręcenia „Podróży” większą uwagę poświęcał Heniowi, bo czuł, że powinien wypełnić świat Henia dobrocią, bliskością. Henio też czuł, że to mu dużo daje.
A skąd pana zdaniem wzięło się zamiłowanie Jędryki do kręcenia filmów dla dzieci i młodzieży?
Może to również kwestia podwórkowego wychowania w Sosnowcu. Był człowiekiem melancholijnym i sentymentalnym. Chętnie odtwarzał świat dzieciństwa, w którym czuł się najlepiej. Może nie chciał w ten sposób stracić tego dziecka, które w sobie miał, a może chciał je odzyskać.
Najbezpieczniej czuł się tam, gdzie były te dwie jego matki, koledzy na podwórku, którzy grali w piłkę i którą on również był bardzo mocno zafascynowany. Na planie również trochę grywaliśmy. Ja nie byłem za dobry w sporcie, więc irytowało mnie, że nie umiem w tej dziedzinie konkurować z kolegami.
Podobno Jędryka był kobieciarzem?
Nie za bardzo zwracałem na to uwagę, bo miałem wtedy 12 lat, a w głowie swoje dziewczyny. Ale niewykluczone, że miał szczególną słabość. Być może chciał w ten sposób zrekompensować sobie odejście żony.