Czas anarcho-tyranii i chaosu ludów?
piątek,
27 września 2019
W latach 90. wiele osób mających na swoim koncie dysydencką kartę w PRL, postawiło na liberalizm. Wybierając taką opcję atakowały one Kościół katolicki, używając tych samych argumentów, które wymierzone były wcześniej w PZPR. Takie były manowce antykomunizmu, gdy przepoczwarzył się on w bałwochwalczy kult wolności. Jarosław Zadencki to dostrzegł.
Zadencki – rocznik 1958 – mieszka od lat 80. w Szwecji. Zanim opuścił Polskę, ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Angażował się w antykomunistyczną opozycję: działał w Studenckim Komitecie Solidarności, brał udział w tworzeniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W stanie wojennym został internowany. W roku 2018 prezydent Andrzej Duda uhonorował go Krzyżem Wolności i Solidarności.
Za głównego wroga uważał bezbożną lewicę, która odrzuca chrześcijaństwo.
zobacz więcej
Publicystyka Zadenckiego to apologia polityki w czasach, w których sprawowanie jakiejkolwiek władzy budziło podejrzenie. Cechą panującego wówczas liberalnego podejścia była afirmacja indywidualizmu. Takim kategoriom jak „naród” czy „państwo” łatwo było nadać negatywne konotacje – uznać je za tłamszące jednostkę „kolektywy”. Skutkiem odrzucenia komunistycznej hierarchii wartości było jej odwrócenie. Oznaczało to, że w nowych okolicznościach jednostka jest wszystkim, wspólnota zaś – niczym.
Zdaniem Zadenckiego, taki stan rzeczy świadczył o wylewaniu dziecka razem z kąpielą. Liberalizm lat 90. podważał zasadę autorytetu jako taką. I w efekcie niszczył najwrażliwszą tkankę każdej wspólnoty, zbudowaną na poczuciu wzajemnego zaufania.
W eseju „Przeciw dehumanizacji człowieka i świata” czytamy między innymi: „Gdy zanika zaufanie między rodzicami a dziećmi, nauczycielami i uczniami, kapłanami i wiernymi, pracodawcą a pracobiorcą, mistrzem a czeladnikiem, rządzącymi a rządzonymi to nie tylko poddany zostaje w wątpliwość sam naturalny porządek społeczny, ale dokonuje się również destrukcja ludzkiej osobowości. Bez zaufania bowiem człowiek staje się bezradny wobec otaczającego go świata – nie potrafi go nawet opisać, bo stracił zaufanie do języka jako instrumentu poznania; rzeczywistość staje się nieoswojona, obca, często wroga lub po prostu bezsensowna, absurdalna. Wolność od autorytetu przekształca się w ucieczkę od rzeczywistości, ucieczkę w świat spreparowanych mitów i marzeń”.
W latach 90. wiele osób mających na swoim koncie dysydencką kartę w PRL, postawiło na liberalizm. Wybierając taką opcję atakowały one na przykład Kościół katolicki, używając tych samych argumentów, które wymierzone były wcześniej w PZPR. Takie były manowce antykomunizmu, gdy przepoczwarzył się on w bałwochwalczy kult wolności. Jarosław Zadencki dostrzegł tę przemianę i właściwe dał rzeczy słowo.