Pamiętam wreszcie rozmowy z ludźmi. Czasem ktoś mnie zagada, zapyta czym się zajmuję, z kim ostatnio rozmawiałem w programie. Tak się złożyło, że była Rybotycka. Wówczas, każdy mówił mniej więcej to samo: co za wspaniała dziewczyna, jaki głos cudowny, jakie piękne piosenki!
Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy są różni ode mnie. W gruncie rzeczy czasem stają mi się bliżsi niż ci podobni. Pani Beata uwielbia Kraków, ja mam z tym miastem problem. Wyprowadzałem się i wracałem tutaj.
Jej raj znajduje się gdzieś na Mazurach. Z kolei ja jestem zwierzęciem miejskim, które przez okrągły rok może nie oglądać drzewa. Moja muzyka to hałas, tymczasem pani Beata zamieszkuje krainę łagodności. I tak się przeplatamy. A jednak spotkaliśmy się przy jednym stoliku.
Pogadaliśmy o tym wszystkim i nie tylko. Ciekawił mnie Kraków, którego już nie ma, a także Śląsk. Pani Beata pochodzi właśnie stamtąd. Jak tradycyjna śląska rodzina zareagowała na „próżniacze” czyli artystyczne ambicje młodej dziewczyny?
Wreszcie, pozostaje temat małżeństwa. Beata Rybotycka od lat pozostaje w szczęśliwym związku z reżyserem Krzysztofem Jasińskim, co niewątpliwie przydaje jej krakowskości. Jak rozdzielają sferę prywatną od pracowniczej? Czy to w ogóle możliwe? Wiem, że w teatrze zwracają się do siebie oficjalnie: pani Beato, panie Krzysztofie. Życie z drugim artystą na co dzień to osobne zagadnienie. Też jestem artystą i z trudem wytrzymuję sam ze sobą.
Słuchałem pani Beaty, myślałem o tych strasznych różnicach między nami i nagle zrozumiałem, że są one pozorne. Przecież oboje mieszkamy w Krakowie, zajmujemy się sztuką i rzuca nas po całej Polsce. Zapewne też trudno z nami wytrzymać.
–
Łukasz Orbitowski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy