Jak otrzymała pani rolę Magdy?
Brałam udział w zdjęciach próbnych wraz z innymi aktorkami. Konkurencja była dosyć spora. Pamiętam, że gdy dowiedziałam się, że wygrałam ten casting, dyrektor teatru, w którym wówczas pracowałam, nie chciał mnie zwolnić z powodu prób do najbliższej premiery. Pożegnałam się, więc z filmową ekipą z żalem, że nie wezmę udziału w tym projekcie.
Tymczasem plany w teatrze się zmieniły i mogłam spokojnie do serialu wrócić. Było mi miło, bo Jerzy Gruza i Andrzej Kopiczyński, bardzo się z tego ucieszyli, zresztą ja też, bo z Andrzejem grałam już wcześniej w Teatrze Telewizji. To był ten łut szczęścia, który mi się przydarzył.
Serial przyniósł pani popularność. Da się ją znieść?
Czasem taksówkarz zdziwi się na mój widok i zapyta, czy naprawdę jeszcze żyję, bo mnie dawno nie było w telewizji, a w urzędzie młoda urzędniczka, gdy odpowiadam na pytanie, że jestem aktorką, patrzy na mnie z niedowierzaniem.
Dlaczego według pani ten serial do dziś jest tak popularny? Nawet w czasach pandemii scena monologu kobiety pracującej o placku ze śliwkami, który pozytywnie nastraja rodzinę albo choroby inżyniera Karwowskiego pojawił się w ogólnym obiegu i sprawiał, że ludzie się uśmiechali.
Dlaczego? Bo jest to po prostu znakomity scenariusz, dobrze zagrany i co najważniejsze nie zestarzał się. Wiele relacji między bohaterami to codzienne bardzo ludzkie problemy. W wielu przypadkach widz może się z bohaterami utożsamić. Ponadto serial zyskał nową wartość – jest dokumentem epoki, którą niektórzy wspominają z łezką w oku inni z ulgą, że minęła a ja… z uśmiechem.
– rozmawiała Marta Kawczyńska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy