To jest oczywisty proces i znów: nie musi i najczęściej nie wynika z niczyjego robaczywego serca. Po prostu wyzwania tego typu rodzą tak zaciekawienie oraz współczucie potrzebującym, jak i finansowanie dla projektów oraz ambicje. Odpowiedzią nauki jest badanie. Szybko zaś to się pchły łapie, a nie prowadzi badania. Myślenie lubi spokój. Presja musi znać swoje granice – także presja czasu.
„…baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli” (Ga 5, 15b)
Tymczasem my tu sobie spokojnie osiągamy jedynie poziom dna i pięciu metrów mułu pod nim. A może już od dawna tam byliśmy i COVID-19, ten wyzwalacz najniższych instynktów, też tylko je z nas powyzwalał, chociaż chodziliśmy do szkół dłużej niż 12 lat i powinniśmy umieć sobie z tym radzić, rozumieć mechanizmy?
To się przedstawia tak, w relacjach moich nie-naukowych przyjaciół śledzących media: „Widziałam w telewizji, jak ten młody matematyk od modelu odporności zbiorowej, Krzysztof Szczawiński, napadał na prof. Włodzimierza Guta, że on kłamie”. Przypominam, że w „naszym świecie”, co zbadano dla USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec, ok. 70 procent ludzi czerpie informacje o pandemii także lub wyłącznie z telewizji, a tylko jedna czwarta z mediów społecznościowych [2].
Czy my zatem jeszcze potrzebujemy jakichś internetowych trolli, całej tej infodemii, jak to ładnie określiło jakiś czas temu WHO? Po co nam „autorytety z internetu”? Nic lepszego dziś w sieci nie zobaczymy, jak doktor nauk ubliżający publicznie profesorowi nauk w telewizji. Czy jakaś telewizja ze swoimi pseudonaukowymi gośćmi, jakieś towarzystwo w aluminiowych czapeczkach chroniących przed 5G są dalej komukolwiek potrzebne do szczęścia? Do tej ekstazy, gdy wszyscy możemy już spokojnie rzucić się na wszystkich innych, by ich rozszarpać i pożreć?
Spór w nauce, podobnie jak spór w polityce, to jest kwestia podstawowa i niezbędny element. Bez niego nie ma rozwoju, nie ma poprawy, nie ma innowacji, nie ma nowych kierunków, nie ma planu B. Natomiast magiel czy ring do wolnej amerykanki jest tam elementem niepożądanym, a nawet głęboko szkodliwym.
Spór w nauce, zanim pojawi się w mediach – jako uzyskany konsensus z zaprezentowaniem zdań odrębnych – powinien się wypalić ze swego emocjonalnego żaru w aulach uniwersyteckich. I zostać przedyskutowany, a nie wyniesiony najpierw do telewizji. Ludzie, tzw. statystyczni Kowalscy, nienawidzą sporów, zwłaszcza w momencie przeczuwanym jako zagrożenie. Nie chcą wtedy obserwować żenujących kłótni, a już zwłaszcza kłótni ekspertów – to wzmaga w nich poczucie zagrożenia i dezorientacji. I jak ten biedny decydent oraz ten biedny konsument mają coś z tego zrozumieć, skoro matematyk nie rozumie wirusologa klinicznego?