Sama przykuta niegdyś do wózka przez polio (to choroba wirusowa, której już dziś niemal nie ma, bo jest przeciwko niej skuteczna szczepionka, co działa oczywiście na niekorzyść owej szczepionki w tym świecie, gdzie liczy się tupet i ignorancja), pani dr Pyz pojechała do Indii, by diagnozować i leczyć prawdziwych trędowatych. Leczyć także ze skutków stygmatyzacji, dla której od czasu wynalezienia skutecznych antybiotyków przeciwprątkowych nie ma żadnej przyczyny, a jednak ona trwa. Taka sama od tysiącleci. Dlatego w Jeevodaja – jak głosi nazwa: miejscu „dającym życie” – jest i szpitalik, i szkoła. Tak dobra, że aż integracyjna, dla dzieci leczonych z trądu lub mających trędowatych rodziców, i dzieci zdrowych, z rodzin niedotkniętych chorobą.
Paradoks w tym, że dziś trędowatych nadal wyrzuca się w Indiach poza nawias społeczeństwa, poza granice miast, skazuje na niebyt, żebraninę, życie na dnie właśnie wtedy, gdy zostaną zdiagnozowani i podejmą leczenie, a inni się o tym dowiedzą. Choć właśnie wtedy ci ludzie przestają być zakaźni dla innych, bo już pierwsza dawka leku tak bardzo ogranicza ilość komórek prątka trądu w organizmie chorego. Dziś też, aby zdiagnozować trąd, trzeba być od tego fachowcem. W całej swojej tam karierze pani dr Pyz tylko raz miała kontakt z pacjentem, którego ciało gniło i strasznie śmierdziało, niczym biblijnego Hioba.
To jest choroba dziś niemal bezobjawowa (słowo to ostatnio zrobiło wyjątkową karierę), bo w ogóle bezobjawowa czy niskoobjawowa przez 5 do 20 lat od zakażenia. A diagnozowana obecnie wcześniej, bo na podstawie analizy bakteriologicznej, mikroskopowej, wymazu z np. niewielkiego przejaśnienia skóry w jakimś niekoniecznie dobrze widocznym miejscu, czasem sporego oparzenia, którego chory nie zauważył, bo jego czucie w jakimś miejscu skóry jest już mocno ograniczone, a z nim wrażliwość na ból. To jest dziś choroba w pełni uleczalna i na trąd ludzie już zasadniczo nie umierają.
Czy to czyni z trądu chorobę, którą można się przestać przejmować i zajmować? O bynajmniej! Kurczenie się jej występowania nawet w miejscach endemicznych, jak Indie, jest bowiem wynikiem skuteczności współczesnych środków medycznych, umożliwiających jak najwcześniejszą diagnozę i skuteczne wyleczenie nawet w świecie masowej, niewyobrażalnej biedy. Gdy tych środków zabraknie, trąd powróci taki, jaki był jeszcze 150 lat temu, gdy leprozoria były w Europie, np. w Norwegii. Tamże zresztą prątek trądu został odkryty przez dr. Armauera Hansena.
W Indiach odrzucą od siebie trędowatych, i myślenie o nich także, ludzie wykształceni, elity społeczne i kulturalne, niepozbawione wiedzy, jaka jest realność trądu w dobie współczesnej medycyny. Ba, odrzucą ich także lekarze. Bo jak wyjaśnia dr Pyz, studia medyczne są drogie, a jak jakiś lekarz zacznie diagnozować i leczyć trąd, to inni pacjenci od niego odejdą – i nigdy tych studiów nie spłaci. Furda zatem fakty, bo liczą się indywidualne sukcesy biznesowe oraz opinie. Zwłaszcza zaś opinie tych, co o danej medycznej kwestii wiedzą niewiele lub nic i nie posiadają żadnego związanego z nią doświadczenia, natomiast mają sporo przesądów. Dlatego nadal, w różny sposób, ale z tych samych względów, choroby zakaźne stygmatyzują.
– Magdalena Kawalec-Segond
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Przypisy:
[1] https://www.sciencemag.org/news/2020/09/how-stigmatizing-disease-covid-19-hiv-creates-vicious-cycle-sickness
[2] https://www.tygodnikprzeglad.pl/zabic-kotanskiego-rodzine/
[3] https://www.youtube.com/watch?v=qE68zVJSQ-o&list=PLgItcKew0VyyGi9ZsXEpUJeEkWTi4-Ou-&index=7