Pożegnanie z polarnym lodem. Odnawialne źródła energii nie rozwiążą problemów z klimatem
piątek,
16 kwietnia 2021
Rozpoczęty proces nie jest możliwy do zatrzymania jedynie poprzez ograniczania emisji CO2. Cywilizacja potrzebuje epokowej innowacji, tymczasem tzw. cele klimatyczne budują złudną wizję rozwiązania problemu w roku 2050. Marnujemy czas na dyskusję o odnawialnych źródłach energii – mówi prof. Peter Wadhams.
Światowej sławy oceanolog z Uniwersytetu w Cambridge od kilkudziesięciu lat bada obszary arktyczne. Uczestniczył w ponad 50 ekspedycjach polarnych i jest autorem głośnej w Europie, niewydanej jeszcze w Polsce książki „A Farewell to Ice: A Report from the Arctic” (Pożegnanie z lodem: raport z Arktyki).
Jeden z najwybitniejszych specjalistów badający Grenlandię, szwajcarski naukowiec Konrad Steffen, który zginął tam niestety w sierpniu zeszłego roku w wyniku wypadku, od lat przekonywał w swoich pracach, że wszystkie wcześniejsze estymacje były niedoszacowane. Szybkość roztapiania się pokrywy na biegunie północnym jest znacznie większa, a podniesienie się oceanów o 1 metr do końca 2100 roku, czyli oficjalną prognozę Międzyrządowego Panelu Klimatycznego, można wsadzić między bajki. Prof. Steffen słusznie przekonywał, że ten wzrost może dojść aż do 4 metrów, to olbrzymie zagrożenie dla krajów takich jak Bangladesz, ale też większości miast nadmorskich. Szacujemy, że we wrześniu roku 2021 po raz pierwszy w dziejach ludzkości na Oceanie Arktycznym nie będzie pokrywy lodowej.
Dlaczego biegun północny ogrzewa się szybciej niż Antarktyda? Czy ma to związek z tym, że większość ludzkości żyje na tej części globu?
Ocean Arktyczny jest integralną częścią aż trzech kontynentów, Antarktyda ma to szczęście, że na południu jest w izolacji i faktycznie jest mniej podatna na całość zmian związanych z globalnym ociepleniem. To na północy następują procesy, które cechuje największe przyspieszenie i syndrom sprzężenia zwrotnego. Oznacza to, że jedno zjawisko uruchamia kolejne, choćby tzw. efekt albedo. Gdy znika biały lód i śnieg, które odbijają od 80 do 90 procent promieniowania Słońca, staje się coraz cieplej. Ciemna głębia wody i ziemia owe promieniowanie pochłaniają, nagrzewając się coraz bardziej i prowadząc do roztapiania kolejnego lodu.
Dlatego „klimatyzator planety”, jak wielokrotnie określał pan Arktykę, jest rozregulowany, choćby poprzez gaśnięcie prądu Golfsztrom?
Prąd Zatokowy zapewnia Europie stosunkowo łagodny klimat, ale zauważamy, że słabnie. Badałem ten proces na Północnym Atlantyku, gdzie w efekcie ogólnego podgrzewania oceanu woda w głębi jest cieplejsza niż kilkadziesiąt lat temu. To powoduje mniejszą dynamikę mieszania się wody, zaburza cyrkulację i siłę prądów morskich. W całym procesie jest wielki paradoks, polegający na tym, iż zmiana w Golfsztromie sprawia, że obszary zwrotnikowe są jeszcze gorętsze, a kraje, które korzystały z jego dobrodziejstw, jak Islandia czy Norwegia i cała północna Europa, będą musiały mierzyć się z ochłodzeniem. Wygasanie prądu będzie oznaczać, że ciepło nie będzie przenoszone na północ Atlantyku.
Choć na naszą wyobraźnię najbardziej działają sceny trzęsień ziemi, to jednak w skali globalnej powodzie wywołują największe straty ekonomiczne.
zobacz więcej
A jak rozumieć fale zimna wędrujące na południe, jak w tym roku w Teksasie czy wcześniej na obszary śródziemnomorskie w Europie?
To proces odwrotny, związany z zaburzeniem innego prądu – strumieniowego. To bardzo wąska strefa silnych wiatrów wiejących z zachodu na wschód, która stanowi bufor oddzielający masy powietrza polarnego od tych w niższych szerokościach geograficznych. Znamy go choćby z tego, że lot z Ameryki Północnej do Europy jest znacznie krótszy niż podróż powrotna. W ostatnich latach zauważyliśmy, że osłabł, co wynika z mniejszej różnicy temperatur pomiędzy tymi dwoma potężnymi masami powietrza. Prąd strumieniowy nie tylko stracił swoją moc, ale także i kierunek. Zamiast wiać z zachodu na wschód, przenosi zimne masy powietrza na południowe obszary kontynentów – czy północnoamerykańskiego, czy europejskiego. Zdarzenia z roku 2019 w Europie, tzw. bestia ze wschodu, i tegoroczne fale mrozu w amerykańskim Teksasie są dobrym przykładem na anomalie pogodowe, które moim zdaniem będą się powtarzać. Takie ataki zimna będą bardzo uciążliwe dla naszej cywilizacji, wpływają znacząco na uprawy i zbiory na terenach położonych na niższych szerokościach geograficznych. To już się dzieje, zobaczmy tylko, jak zmieniają się ceny żywności w ostatnich dekadach. Cały czas rosną!
Ogrzewanie obszarów polarnych powoduje inny negatywny efekt: rozpuszczanie wiecznej zmarzliny. Ile jest prawdy w doniesieniach o bąbelkach metanu, unoszących się do góry na Morzu Łaptiewów?
Ależ ja to widziałem na własne oczy! Tego rodzaju zjawiska już mają miejsce. Olbrzymie pokłady metanu są uwięzione w szelfie morskim i gdy będzie się stawało cieplej, zaczną się uwalniać. Dzieje się to już teraz na płytszych wodach, gdy wydobywający się metan nie zdąży się rozpuścić w wodzie. Roztapianie się wiecznej zmarzliny w okolicach polarnych także będzie oznaczać zwiększenie emisji metanu. Poza tym w ostatnich latach miała miejsce seria dość dramatycznych wydarzeń – eksplozji kraterów na Syberii, co oznacza, że następuje tam znacząca aktywność gazu.
Metan przypomina dżina uwolnionego z butelki.
Metan jest podejrzewany o przyczynienie się aż w jednej czwartej do globalnego ocieplenia, a jego wpływ na ten proces jest coraz większy. Z grubsza można powiedzieć, że jedna cząsteczka metanu ma kilkanaście razy większy wpływ na przegrzewanie planety niż cząsteczka dwutlenku węgla. Do metanu uwalnianego z powierzchni Ziemi dochodzi ten, który powstaje jako efekt uboczny rolnictwa i hodowli zwierząt. Kolejnym źródłem jest wydobycie i transport gazu ziemnego. Pewne kraje bardziej dbają o szczelność rurociągów, inne mniej. Do tych drugich oczywiście zalicza się Rosja, która próbuje wyciszyć problem i nieprzychylnie patrzy na badania naukowców, związane z ulatnianiem się metanu na Morzu Wschodniosyberyjskim.
Statki szwedzkie czy niemieckie mają więc problem z realizacją badań, a na utrudnienia trafiają także rosyjscy naukowcy – ich rząd wycisza problem związany z syberyjskim metanem, bowiem jego skutkiem jest negatywny PR ogromnego biznesu, jakim jest sprzedaż gazu do europejskich krajów. Dlatego wielkim uznaniem darzę pracę rosyjskich naukowców Natalii Szakowej i Igora Semiletowa, autorów raportów i odważnych ludzi, którzy pracują praktycznie w opozycji do interesów własnego kraju. Ale żeby było jasne: są atakowani nie tylko przez władze rosyjskie, lecz również naukowców z USA, którzy podważali ich raporty. Zresztą, proszę zauważyć, iż problem negatywnego wpływu metanu na klimat nie znalazł się we wcześniejszych raportach IPCC!
IPCC, czyli Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu – ciała doradczego ONZ, autora pięciu najważniejszych raportów o klimatycznych problemach związanych z działalnością człowieka. Dlaczego kwestia metanu nie znalazła się w ich raportach? Zapomnieli o tym? To tak, jak by pacjenta chorego na raka radzili leczyć na zapalenie płuc.
Niestety, brak informacji o skali problemu, jakie niesie ze sobą metan jest potwierdzeniem, że IPCC nie chce nam mówić wszystkiego. Przecież to instytucja powołana przez rządy państw, która nie musi i nie chce publikować wszystkich danych. Tego rodzaju informacje mogą być bardzo kłopotliwe dla ich mocodawców. Proszę sobie wyobrazić przedstawiciela Arabii Saudyjskiej, podpisującego się pod raportem dotyczącym konsekwencji wydobycia i spalania ropy naftowej (śmiech).
Czy urządzenia do wydobycia gazu i ropy oraz budynki mieszkalne na rosyjskiej Dalekiej Północy zawalą się?
zobacz więcej
Powoduje to, że dyskusja o globalnym ociepleniu zasadniczo staje się błędna. Od kilku lat politycy i aktywiści tacy, jak Greta Thunberg w czasie swojego wystąpienia w Polsce, apelują o ograniczenie emisji dwutlenku węgla. To ważne działania, ale nie są w stanie zatrzymać uruchomionego procesu, który z dekady na dekadę będzie postępował, czyniąc świat coraz cieplejszym. Nie da się rozwiązać problemu jedynie przez ograniczanie emisji. Jedynym rozwiązaniem jest eliminacja z atmosfery dwutlenku węgla do poziomu sprzed rewolucji przemysłowej.
Dobrze wiemy, że to technicznie niemożliwe, chyba że zbudujemy rurę w kosmos…
Niekoniecznie. Metody są, ale ważna jest kwestia politycznych decyzji, w co będą inwestowane pieniądze. Rozwiązania, które mam na myśli, nie są zaliczanie do głównego nurtu i mało kto mówi o konieczności podejmowania podobnych wyzwań, zwłaszcza politycy decydujący o działaniach takich, jak European Green Deal. Tymczasem obok redukowania emisji powinniśmy przede wszystkim myśleć o technologii przechwytywania dwutlenku węgla z atmosfery. I nie jest to fantastyczna wizja, gdyż na Islandii są już pierwsze prototypy, co najciekawsze – oparte na stworzonych w latach 20. XX wieku „płuczkach” do oczyszczania powietrza w łodziach podwodnych. Przechwytywany z atmosfery dwutlenek węgla pod ogromnym ciśnieniem wpompowywany jest do skał. Mało tego, w USA pracuje się nad rozwiązaniami, w których gaz może być wykorzystywany do wytwarzania sztucznego wapienia, co rozwiązuje inny współczesny problem cywilizacji, czyli zapotrzebowanie na beton i wyczerpujące się zasoby jego naturalnych komponentów.
Cywilizacja potrzebuje czegoś, co w języku angielskim nazywa się „moonshot thinking” – epokowej innowacji. Tymczasem działania obecnej klasy politycznej, obiecującej nam tzw. cele klimatyczne, są zasadniczo błędne, budują bowiem złudną obietnicę rozwiązania problemu w roku 2050. Marnujemy tym samym czas na dyskusję o odnawialnych źródłach energii, a rozpoczęliśmy proces, którego nie da się zatrzymać. Globalne ocieplenie oznacza kompletne rozregulowanie klimatu, a rozpoczęty proces nie jest możliwy do zatrzymania jedynie poprzez ograniczania emisji CO2. Dziś emitujemy do atmosfery 42 miliardy ton dwutlenku węgla rocznie. To, że będziemy emitować mniej dzięki OZE, nic nie zmieni. Jedyne rozwiązanie globalnego problemu zmian klimatycznych to usuwanie tych 42 milionów ton dwutlenku węgla rocznie.