Pod koniec życia był już na dobre i złe związany z prawicowymi tytułami, ale nigdy nie udawał zadzierżystego antykomunisty.
zobacz więcej
Ale my, młodsi czytelnicy i czytelniczki, zdążyliśmy przestać się o to martwić, szybko dorastając między 1987 a 1990 rokiem; pojawiły się inne atrakcje. I zbójeckim prawem autora mogę powiedzieć w imieniu owego starszego człowieka w brylach z rogowymi oprawami i w grubych szkłach, który dawno już pewnie nie żyje: „Wy sobie lećcie w ten kosmos, tutaj i tak zaraz wszystko zacznie rdzewieć”. Tak też się stało. Dziś śremski dworzec to ruina, podobnie jak cała kolejowa linia Jarocin-Czempiń. A jeśli chodzi o fantastykę, to i na niej geopolityka odcisnęła swoje piętno: Stany Zjednoczone zaczytują się w chińskim autorze Cixin Liu, twórcy choćby trylogii trisolariańskiej, której astropolityczne wątki ukrywają niejeden bieżący, międzynarodowy trop.
Rzecz jednak ma być o
Stanisławie Lemie, którego 15. rocznica śmierci przypada 27 marca. I owszem, będzie. On był pierwszy na mojej domowej półce, za sprawą skromnie wydanej książeczki z „Bajkami robotów”, z czarno-białymi ilustracjami. Był też w szkole, w piątej lub szóstej klasie podstawówki. Na dobre została ze mną „Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła”: opowieść o wielu morałach, z których większość dotyczy zasadniczej prawdy, że człowiek powinien zachowywać ostrożność, wchodząc w bliższą znajomość z technologiami, wytworami własnych rąk i swoich zaborczych pragnień. Cyfrowe maszyny mogą bowiem wykazać złośliwość, (nie)typową dla rzeczy martwych, albo źle zrozumieć lub przeinaczyć nasze intencje i tym sposobem napytać nam jeszcze większej biedy niż ta, której miały zapobiec.
Ale i to nie byłaby cała prawda o Lemie, którego czytałem. Najważniejsza lekcja okazała się taka: otoczony kosmosem i technologiami, jakich dotąd ludzkość nie znała, człowiek wciąż będzie głupcem. Albo mędrcem. Będzie się mylił, będzie kłamał, szukał prawdy i wyciągał z niej rozliczne pożytki, wpadał dzięki niej w kolejne pułapki; będzie się śmiał, wylewał łzy i ocierał oczy; będzie podległy namiętnościom; będzie czuł samotność, będzie jej pragnął i próbował temu zaradzić, ku własnemu szczęściu i zgubie.
Lem jest autorem literatury, która przygląda się bliżej technologii i naukowej wiedzy, opowiada o nich, ale nie traci z oczu człowieka w jego kondycji, którą jedni nazywają ułomną, inni grzeszną. Jest też autorem, który przypomniał, że wszechświat może być nam znacznie bardziej obcy, niż skłonni byliśmy sądzić w czasach, którymi rządził jeszcze historiozoficzny optymizm różnej proweniencji. Jego kosmologia apofatyczna dobrze się ukazuje, gdy porównamy „Solaris” choćby z „Końcem eksperymentu »Arka«” braci Arkadija i Borysa Strugackich.