No i pozamiatane, bukmacherzy od booków sięgają po nieprzeczytane numery prasy literackiej, by w przyszłym roku lepiej obstawić, RCW Literary Agency, która dysponuje prawami do prozy Abdulrazaka Gurnaha siadł serwer (nic dziwnego, zważywszy na to, że nawet na Amazonie.com większość jego powieści opatrzona jest dopiskiem „nakład wyczerpany”), zdesperowani dziennikarze, którzy MUSZĄ coś znaleźć do kolejnego numeru, wpisują w okna kolejnych wyszukiwarek „Abdulrazak” tak prędko, że zdarzają im się czeskie błędy oraz freudowskie pomyłki, i na ekranie wyskakuje „Abdulprozak” .
A Polska? Wsi spokojna, wsi wesoła, ani jednego Abdulrazaka w polskim przekładzie, nie tylko książki, ale bodaj fragmentu w „Literaturze na Świecie”, ani jednej doktorantki! Owszem, gorąco jest wśród wydawców (kto dostanie opcję na Gurnaha, WL czy Karakter? Oto wdzięczny temat dla bukmacherów!), ale reszta Polski jest jak zwykle podzielona sielankowo i abstrakcyjnie.
Ci wielkomiejscy wspominają niezapomniane wakacje na Zanzibarze, szczęśliwi, że tak wiele łączy ich z noblistą i jego krajobrazami, ci dworkowi (w rzeczywistości lub w marzeniach) oczywiście markotni: na Nobla obrazili się już dawno, odkąd okazało się, że nie dostał go Herbert, ale teraz w dodatku sarkają na Akademię Królewską, tak przewidywalnie postępową i politpoprawną. Kto to w ogóle słyszał o postkolonializmie? Kiedyś to były Noble, panie. Taki Reymont. Albo przynajmniej St. John Perse.
Nie jest to takie proste. Najlepszego pisarza świata trochę trudniej wskazać niż najszybszego żużlowca: trochę więcej kryteriów, trochę więcej kandydatów. Nawet jurorzy rodem z Sevres skłanialiby się pewnie ku temu, by sięgać po różne filtry: w tym roku skupmy się na powieściach historycznych, bo obrodziły, w następnym – na jednoaktówkach. A jeśli w dodatku jurorzy nie są z Sevres, lecz ze Sztokholmu, i jeśli szczerze wierzą, może jak w nic na świecie, w potrzebę historycznej sprawiedliwości, wyrównania win Zachodu i emancypacji kultur uposażonych pigmentalnie, w strukturalny rasizm i potrzebę dania mu odporu – no, to pozostaje się tylko dziwić, że w ubiegłym roku Nobla w ogóle mogła dostać Olga Tokarczuk.