Filip Memches: Warto przypominać słowa Benedykta XVI: „Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła”.
zobacz więcej
W inscenizacji „Irydiona” w reżyserii Jana Englerta z roku 1981 Masynissę zagrał Jan Świderski. Aktor został ucharakteryzowany tak, że w tym spektaklu fizycznie przypomina do pewnego stopnia Antychrysta z XVI-wiecznego obrazu Luki Signorellego w katedrze w Orvieto.
Skądinąd warto się przyjrzeć temu freskowi. I co widzimy? Antychryst podobny jest do Chrystusa. A ta jego cecha ma kluczowe znaczenie. To właśnie dzięki niej udaje mu się podawać za Mesjasza i oszukiwać ludzi.
Dziś sytuacja Polaków jest zgoła inna niż w czasach, w których Krasiński pisał „Irydiona”. Rzeczywistość zaborów i zrywy przeciw obcym władzom mogą się jawić jako bajka o żelaznym wilku. Natomiast na tle zawirowań w stosunkach międzynarodowych i zmian cywilizacyjnych toczy się w Polsce walka o rząd dusz.
Polacy są stawiani wobec wyboru: progresywny Zachód versus konserwatywny Wschód. Ale ten wybór jest fałszywy. Oznacza on bowiem szantaż.
Wariant prozachodni to przyjęcie ideologicznej agendy, którą narzucają lewicowo-liberalne elity Unii Europejskiej. Faworyzują one rozmaite mniejszości – kulturowe, obyczajowe, religijne – w opozycji do porządku regulowanego przez tradycyjne normy moralne i społeczne. A z chrześcijaństwa chcą uczynić projekt ideologiczny, który wychodziłby naprzeciw postulatom wysuwanym przez zwolenników ekologizmu, feministki, organizacje LGBT, orędowników multikulti (tak jak Irydion chciał politycznie wykorzystać wiarę wyznawców Chrystusa – żeby obrócić Cesarstwo Rzymskie w zgliszcza).
W Polsce miliony osób owego trendu z Zachodu nie akceptują. Nie po drodze im ze środowiskami, dla których emancypacyjne roszczenia grup mniejszościowych są polityczną wyrocznią.
Tyle że kiedy konserwatywna część społeczeństwa polskiego artykułuje swoje stanowisko, padają pod jej adresem oskarżenia o to, że ustawia się przeciw Zachodowi i tym samym przyjmuje wariant prowschodni, czyli sprzyja Rosji. A przecież to ciężki zarzut. Przeciętny Polak bowiem uważa – słusznie – że bycie pachołkiem Kremla jest straszliwą zbrodnią.
Szantaż zatem polega na wyrobieniu w Polakach przeświadczenia, że skoro nie ma innego Zachodu niż ten progresywny, to dla zachodniego progresizmu jedyną konserwatywną alternatywę stanowi Rosja, czyli opcja, która nie jest żadnym wyjściem. I koło się zamyka.
Swoją drogą, mimo że moskiewski polityczny establishment krytykując Zachód używa prawicowej retoryki (jak choćby nazywanie Europy „Gejropą”), to wcale nie oznacza, że Rosja jest oazą konserwatyzmu i chrześcijańskiej duchowości.
W tym kontekście warto przytoczyć opinie Krasińskiego. A był on przecież konserwatystą, choć nieoczywistym, ponieważ dostrzegał słabości dawnego, feudalnego świata i pojmował motywacje rewolucjonistów (czego dowiódł choćby w „Nie-boskiej komedii”).
Krasiński wobec Rosji nie żywił żadnych złudzeń. Wyrażał się o niej bardzo, a może nawet nazbyt, surowo.