TYGODNIK TVP: Rozmawiamy ze sobą, gdyż ostatnio na łamach „Science” psycholog poznawczy Itiel Dror wywołał burzę w społeczności medycyny sądowej – zresztą kolejną. Pierwsza była w lutym 2021 roku. Dziś mówi tak: „Jeśli moja praca skutkuje tym, że nawet jedna osoba nie zostanie niesłusznie skazana lub jedna winna nie zostanie uwolniona, to jest to warte całego odrzucenia, którego doświadczam”. Gdy się jest, jak pan, antropologiem występującym w roli biegłego sądowego, to w pracy ręka drży? To nie jest żadna archeologia, czysta nauka, tu chodzi o życie ludzkie.
TOMASZ KOZŁOWSKI: Zacznijmy od tego, że sprawstwem przestępstwa zajmuje się sąd. Biegły, nie tylko antropolog , czy w ogóle kryminalistyka zajmuje się sprawstwem śladu. Różnica jest bardzo istotna. Od identyfikacji i opisu śladu do skazania kogoś wiedzie droga daleka. Biegły dostarcza tylko wycinka analizy materiału dowodowego, zresztą nie dostarczając samego materiału, bo jego zbieraniem i dostarczeniem wymiarowi sprawiedliwości zajmuje się w naszym systemie prawnym policja. Zaś biegłego mogą powołać wszystkie strony procesu (prokuratura, sąd, obrona), a powołani biegli mogą się w swoich opiniach różnić.
Oczywiście bywa, że identyfikacja śladu może być przesądzająca o sprawie w opinii sądu. Natomiast rola antropologa w sprawach sądowych to nie tylko domena kryminalistyki, ale także np. ustalania spornego ojcostwa metodami morfologicznymi, co jest domeną sądów rodzinnych, a nie karnych. Na podstawie np. badań krwi można bowiem ojcostwo jedynie wykluczyć, zaś na podstawie analiz morfologicznych czy genetycznych można je ewentualnie potwierdzić. Wszystkie zaś wyniki cechuje nie tyle pewność, co pewne prawdopodobieństwo większe lub mniejsze.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Istnieją błąd statystyczny, błąd metody, no i błąd ludzki. W kryminalistyce, jak we wszelkich innych naukach, pierwszy z tych błędów się liczy i podaje, drugi stara usunąć albo maksymalnie zniwelować. Co zrobić z trzecim? Człowiek jest omylny oraz bywa uprzedzony…. Czy biegły poza śladem, który ma opisać, cokolwiek wie – powinien wiedzieć – o podejrzanym?
Bywa różnie. Ja w swojej karierze biegłego miałem przypadki, gdy sąd kierował do mnie proste zapytanie i nie wtajemniczał w cały kontekst, a bywało też, że przesyłał pełne akta sprawy. One nie są zwykle konieczne i ja z nich na ogół nie korzystam, właśnie po to, aby się nie uprzedzać w swoich opiniach.
I tu wracamy do dr. Drora, psychologa z University College London, który np. wykazał, że patolodzy sądowi częściej uznają śmierć dziecka za morderstwo a nie wypadek, jeśli ofiara była czarnoskóra i przywieziona do szpitala przez konkubenta matki, niż gdy była biała i przywieziona przez babcię. Podobne wnioski zawierają jego eksperymentalne prace z zakresu analiz daktyloskopijnych. Do uprzedzeń poznawczych dodajmy błędy typu „złe oznakowanie próbki”, czy „zanieczyszczenie próbek” i mamy… potencjalnie niewinną osobę w więzieniu lub groźnego przestępcę na wolności.
Te ostatnie problemy na ogół nie zależą od biegłego, bo próbki są pobierane przez techników kryminalistycznych, to do nich należy scena przestępstwa. Biegłego tam na ogół nie ma. Ślady muszą być ujawnione, odpowiednio zabezpieczone, najlepiej zadokumentowane lub zdjęte. Muszą zostać dokładnie opisane i oznakowane. Do biegłego trafiają na końcu i są niejako przetworzone przez wszystkie osoby, które miały wcześniej z nimi do czynienia. Antropolog powinien zacząć od określenia jakości śladu – dokumentacji dowodowej i ustalenia, czy ów w ogóle nadaje się do analizy. Miejmy też świadomość, że z drugiej strony rzadko trafi nam na biurko ślad jak „z książki”: piękny, idealny, czytelny. Bowiem nawet jeśli wszystko zostanie dobrze zrobione przez policję i świadkowie przestępstwa nie uszkodzą niechcąco śladu, to przecież przestępca świadomie ślady zaciera.