Potem można się zabrać za sprawy bardziej skomplikowane. Na przykład wspólna może być obrona. Oczywiście, mowa jest o sytuacji po zakończeniu wojny na Ukrainie, inaczej okaże się, że efektem polsko-ukraińskiej integracji będzie po prostu wciągnięcie Polski w walki. Ale w przyszłości stworzenie wspólnego dowództwa naszych armii może być bardzo korzystne tak dla Warszawy, jak i Kijowa. Oczywiście, Ukraina powinna chyba najpierw znaleźć się w NATO, co jednak dziś nie wydaje się nierealne.
I oczywiście wspólnie możemy też zajmować się sprawami zagranicznymi. To może nastąpić najpóźniej, bo Polska jest w UE, a Ukraina – nie. Perspektywa przyjęcia Ukrainy do Unii wydaje się dziś odległa, ale przy sporym wysiłku można to przyśpieszyć. Zresztą, na początek może wystarczyć koordynacja polityki zagranicznej.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jeśli taki byłby wspólny plan integracji, to wówczas można myśleć o stworzeniu polsko-ukraińskiej konfederacji. Chodzi o rozumienie konfederacji jako związku państw; w jakiejś mierze jest nią dziś Unia Europejska, a w przeszłości był m.in. Związek Niemiecki (1815 – 1866), Skonfederowane Stany Ameryki (1861 – 1865), a także Serbia i Czarnogóra (2003 – 2006). Bo w obecnych warunkach sens ma jedynie integracja stopniowa, powolna, z korzyścią dla obu krajów i starannie przemyślana. Wszyscy obywatele Polski i Ukrainy powinni mieć całkowitą jasność ku czemu i po co zmierzamy. I trzeba starannie analizować postępy integracji. Tak, żeby – jeśli coś nie zadziała – po prostu się z tego wycofać. I spróbować inaczej, lepiej.
Trzeba stawiać cele
Paradoksalnie (pomijając dramat trwającej wojny), Ukraina w odróżnieniu od Polski ma przed sobą wyraziste cele: wejście do UE i NATO. My już to osiągnęliśmy i nie bardzo widać nowe kierunki do jakich moglibyśmy dążyć – poza osiągnięciem ogólnego dobrobytu wszystkich obywateli.
Czemu więc nie moglibyśmy chcieć stworzenia bliskiej współpracy – sojuszu, konfederacji – tych krajów, które są sobie historycznie bardzo bliskie? Choćby właśnie Polski i Ukrainy? Boimy się, że Władimir Putin lub Siergiej Ławrow znów oznajmią, iż Polska „chce kontrolować Ukrainę”? I że będą straszyć Ukraińców „powrotem polskich panów”? Czy też może obawiamy się samych siebie, że to my, Polacy, nagle poczujemy jakiś „kresowy zew” i zechcemy naszych sąsiadów polonizować?
Nie trzeba bać się trudnych wyzwań. Parafrazując słowa Filipa Memchesa, polską racją stanu jest Ukraina jako niezależne i silne względem Kremla państwo. Nie oznacza to jednak, że nie możemy dalekosiężnie myśleć o korzystnej dla obu stron, stopniowej, polsko-ukraińskiej integracji.
– Piotr Kościński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy