TYGODNIK TVP: Jakie jest pana pierwsze skojarzenie ze słowem „wczasy”?
MARCIN WOJDAK: Wymieniłbym trzy słowa: jezioro, pomost i las. To taki archetyp, kwintesencja tego, z czym kojarzą mi się wczasy. Z racji tego, że już od kilkunastu lat robię zdjęcia ośrodków wypoczynkowych, do których jeździło się kiedyś właśnie na wczasy, to zdążyłem przejechać Polskę wzdłuż i wszerz i widziałem mnóstwo takich miejsc. O ile w górach, czy nad morzem baza noclegowa jest zróżnicowana i znaleźć tam można zarówno pensjonaty, jak i hotele czy bardziej ekskluzywne miejsca, typu wszelkiego rodzaju SPA, o tyle nad jeziorami dominują właśnie klasyczne ośrodki wczasowe. Kiedy, więc myślę „wczasy”, przed oczami mam czerwcowy wieczór, pomost wbijający się w jezioro, w tle odlatujące kormorany, a na brzegu wczasowicze zaczynają rozpalać ognisko. Wokół wszystkiego zaś unosi się zapach ciepłego, sosnowego lasu.
Czy z tych wspomnień, tego obrazka wzięła się też chęć i pomysł na napisanie książki „Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u”?
Chyba najbliższym prawdy będę jeśli powiem, że książka wydarzyła się niejako przy okazji. Zdjęcia ośrodków prezentowałem do tej pory na moim profilu Cosmoderna na Instagramie. Owszem, zacząłem się w pewnym momencie zastanawiać, czy nie mogłaby powstać z nich wystawa, albo czy mogłyby zaistnieć w jakiś sposób poza siecią. Zanim jednak zdążyłem sam coś wykoncypować, zgłosili się do mnie najpierw Instytut Dizajnu z Kielc z propozycją wystawy, a potem wydawnictwo Znak z ofertą wydania u nich książki. Przystałem na obie propozycje i pozwoliłem, żeby temat się rozwijał.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
A skąd w ogóle ta potrzeba poszukiwania i uwieczniania ośrodków wczasowych?
Jak większość pragnień, to również zrodziło się z niedostatku. Zawsze chciałem pojechać na kolonie, obóz, na takie typowe wczasy. Moi rodzice wybierali jednak hotele i pensjonaty, czyli wakacje w umownym stylu premium. A ja chciałem ganiać po lesie, palić ogniska, bawić się w podchody. Najprawdopodobniej więc – wracając do pytania – chciałem w ten sposób doświadczyć tego, czego nie dane mi było spróbować, gdy byłem dzieckiem.
Stworzył pan, jak mówi podtytuł książki, taką „pocztówkę z wczasów w PRL-u” i w ten sposób ocalił te ośrodki od zapomnienia.
Podtytuł to dzieło działu promocji wydawnictwa, ale ja się pod nim podpisuję. Dla dużej części wielkomiejskiej klasy średniej i średniej wyższej wczasy już dawno przestały istnieć. Zastąpiły je wyjazdy zagraniczne. Tymczasem okazuje się, że znakomita większość Polaków wciąż na takie wczasy wyjeżdża. Ośrodki istnieją, ale duża ich część została wyremontowana i zmodernizowana. To, co mnie interesowało i co ja chciałem udokumentować, ocalając od zapomnienia, to ośrodki wczasowe, które zachowały swój pierwotny wygląd. Bez tych wszystkich zmian, które nastały po upadku PRL-u. Fotografowałem te miejsca, które zachowały swój styl i pierwotną formę architektoniczną. A że zmiany następują cały czas i to w zastraszającym tempie, to był to w sumie ostatni moment, żeby zrobić zdjęcia będące podtytułowymi „pocztówkami z wczasów w PRL-u”.