W Polsce lewica „woke” upomina się – tak jak wszędzie indziej – o prawa „Innego”. Kategoria „Inny” obejmuje przede wszystkim wszelkie mniejszości (etniczne, religijne, seksualne). Mamy tu do czynienia z fetyszyzacją wszelkiej odmienności. Jednocześnie lewica „woke” znad Wisły nie ma hamulców, żeby dezawuować tę część Polaków, którą uważa za opresyjną większość (tak jak w świecie postponowani są wzięci w obronę przez Žižka „cisgenderowi” biali mężczyźni). Chodzi tu o osoby kierujące się autorytetem Kościoła katolickiego.
Przecież niejeden polski „woke’owy” intelektualista przyzna, że bliższy mu jest czarny działacz ruchu LGBT z Nowego Jorku niż Polak katolik z Podkarpacia. Z nich dwóch to ten drugi okazuje się dla niego „Innym”. To zatem głównie jemu powinien okazywać tolerancję.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Taki stan rzeczy skłania do wniosku, że polska lewicowa katofobia to coś, co można porównać do amerykańskiego białego rasizmu. Oto bowiem odgrywająca rolę elity lewicowo-liberalna inteligencja z wielkich miast okazuje pogardę ludowi z małych ośrodków, który wciąż bardziej wsłuchuje się w to, co mówią księża katoliccy niż progresywni mędrcy.
Wracając do tekstu Žižka w „El Pais”, nic dziwnego, że na jego temat pojawiły się wśród polskich użytkowników Twittera nieoczywiste podziały. Z prawej strony odezwały się głosy chwalące opinię Słoweńca, z lewej zaś – zgłaszające do niej zastrzeżenia.
Tymczasem co do poglądów Žižka nie można żywić złudzeń. W swoim tekście wskazuje on alternatywę dla lewicy „woke”. Są to siły głównego nurtu polityki w krajach zachodnich, przeprowadzające lewicowe zmiany kulturowe drogą ewolucyjną. I tak słoweński filozof chwali 12 amerykańskich senatorów z Partii Republikańskiej, którzy zagłosowali „wraz z większością demokratyczną za ochroną prawa par jednopłciowych do zawierania małżeństw”.
Wychodzi na to, że Žižek jest po prostu sympatykiem prawicy bezobjawowej. W USA ukuto nawet takie określenie: „Republican In Name Only” (w skrócie: „RINO” – po polsku: „Republikanin tylko z nazwy”). Obejmuje ono tych polityków Partii Republikańskiej, którzy wbrew opcji swojego ugrupowania przyjmują lewicową agendę kulturową. Tylko, że o ile znaczącą część Republikanów stanowią nadal ideowi konserwatyści, to inaczej sprawa się ma w przypadku prawicy w Europie. Wystarczy wymienić torysów czy niemieckich chadeków. Są to formacje, które w kwestiach kulturowych stopniowo przyjmują dyskurs lewicy.
Nie przekreśla to faktu, że ekscesy „woke’owe” mogą wywoływać wśród liberalnego mieszczaństwa opór. Inaczej jednak jest, gdy lewicowe zmiany kulturowe przeprowadzane są przy zastosowaniu taktyki stopniowego oswajania z nowinkami obyczajowymi.