Rozmowy

Nadchodzi kres naszej cywilizacji. Pozostaje nam tylko elegancja

Współczesna szkoła naucza katechizmu politycznej poprawności: panuje tam ideologia LGBTQ+, wychwala się aborcję i zmianę płci, wpaja się religię ocieplenia klimatu. Zamiast uczyć czytania, pisania, liczenia i, przede wszystkim, myślenia, uczy się tam posłuszeństwa, tak jak w totalitarnych reżimach – mówi francuski filozof Michel Onfray.

TYGODNIK TVP : Czy w świetle ostatnich protestów dotyczących reformy systemu emerytalnego – ale również w kontekście ruchu żółtych kamizelek – można stwierdzić, że prezydentura Emmanuela Macrona stanowi triumf autorytarnego liberalizmu we Francji?

MICHEL ONFRAY:
Rzeczywiście, można powiedzieć, że mamy do czynienia z tą samą polityką, którą zaczął François Mitterrand w 1983 roku, kiedy porzucił poglądy socjalistyczne dla liberalizmu. Ta polityka nasiliła się po Traktacie z Maastricht z 1992 roku. Po 2005 byliśmy świadkami jej dalszej intensyfikacji, gdy na wyniki referendum w sprawie Konstytucji dla Europy elity zareagowały z pogardą, przekreślając jego rezultaty przy pomocy Traktatu Lizbońskiego w 2008 roku. Wtedy zarówno socjaliści, jak i liberałowie głosowali wbrew woli narodu.

Macron przegrał wszystkie wybory, które odbywały się w międzyczasie, to jest między kolejnymi wyborami prezydenckimi i mimo tego zachowuje się tak, jakby mógł nadal zupełnie lekceważyć zdanie zwykłych ludzi. Wybrano go dzięki systemowi liberalnych mediów – finansowanych z pieniędzy podatnika – który skryminalizował każdą opozycję wobec projektu Maastricht, ukazując ją jako faszystowską, skrajnie prawicową, antysemicką, a nawet nazistowską. Antywolnościowa tendencja we francuskiej polityce znalazła w brutalnym cynizmie Macrona swoje idealne ucieleśnienie.

W licznych artykułach twierdzi pan, że we Francji toczy się wojna domowa. Co ma pan przez to na myśli ?

We Francji powstały strefy bezprawia. Prawa Republiki tam nie obowiązują. Panuje tam mieszanka gospodarki równoległej, mafijnego, przestępczego życia, muzułmańskiego fundamentalizmu, islamolewactwa i nienawiści do Francji. Do tych miejsc nie wjeżdża ani policja, ani karetki czy straż pożarna. To terytoria utracone przez państwo. Co dzień dokonują się tam krwawe rozrachunki, strzelaniny i walki o wpływy, na które służby państwowe nie reagują.

Lewica produkuje pożytecznych idiotów, którzy wspierają ten stan rzeczy w imię „praw człowieka”. Wymiar sprawiedliwości nie ściga już przestępców, a gdy to robi, to kary i tak nie są wykonywane. Nie tylko na ulicach, ale również w szkołach i na uczelniach nie panuje już żaden autorytet. W mediach, w wydawnictwach, wśród dziennikarzy, tryumfuje nihilistyczna ideologia. We Francji popłaca zbrodnia, a cnota przynosi nieszczęście.

Czy nie uważa pan, że to, co przede wszystkim grozi Francji, to wielka deklasacja, drastyczny spadek poziomu życia, na który Francuzi nie są gotowi? L’insee – Państwowy Instytut Statystyki i Badań Ekonomicznych – szacuje, że we Francji ok. 10 milionów ludzi żyje w ubóstwie. Kryzys dostrzegamy również w systemie oświaty, w służbie zdrowia. Na domiar złego, żadna z partii nie chce zmierzyć się z tymi systemowymi problemami.

To nie jest coś, co Francji grozi, lecz coś, co się już we Francji dzieje. Do deklasacji już doszło... Szkoła naucza katechizmu politycznej poprawności : panuje tam ideologia LGBTQ+, wychwala się tam aborcję i zmianę płci, wpaja się religię ocieplenia klimatu. Zamiast uczyć czytania, pisania, liczenia i, przede wszystkim, myślenia, uczy się tam posłuszeństwa, tak jak w totalitarnych reżimach. „Rok 1984” Orwella i „Nowy wspaniały świat” nie stanowią już przypowieści, tylko socjologiczny opis naszej nowoczesności.

Proszę sobie wyobrazić, że we francuskich supermarketach mięso zawiera zabezpieczenia, by biedni głodni ludzie go nie kradli. Kto mógłby przewidzieć ten obłęd, to upokorzenie po trzydziestu latach polityki Maastricht ?

Określa się pan mianem populisty. Co oznacza dla pana populizm? ODWIEDŹ I POLUB NAS Jestem rzeczywiście populistą i mówię to z dumą. Dla populisty demokracja to władza ludu, sprawowana przez lud, dla ludu, nie zaś władza nad ludem, przeciw ludowi i pomimo ludu, która stanowi zbrodnię wymierzoną w lud. To od Françoisa Babeufa [uczestnika rewolucji francuskiej – red.] zaczerpnąłem pojęcie „populicide”, czyli zbrodni przeciw ludowi. On posłużył się nim, by nazwać zbrodnie jakobinów przeciw Wandejczykom. Maastrichtowcy zaliczają się do tej grupy populicides, popełniających zbrodnie przeciw ludowi. Mówiąc krótko: populista to demokrata, a populobójca to ktoś, kto staje po stronie tyranii i autokracji.

Czy populizm jest wciąż możliwy w kraju, który, jak pisze politolog Jerôme Fourquet, rozpadł się na archipelagi, gdzie przepadły wspólne systemy odniesienia?

Francja jest martwa, weszła w stan dekompozycji, rozpada się kawałek po kawałku... Mamy do czynienia z panowaniem egoizmu, narcyzmu, z plemiennością. Ludzie są pochłonięci swoimi komórkami i ekranami, swoim małym, ograniczonym światem, mediami społecznościowymi, gdzie obnażają swoje życie prywatne. Nie ma to nic wspólnego z wolnością, to anarchia.

Nie wolno wydawać innych sądów, mieć innego zdania niż to, które służy podtrzymaniu tego stanu rzeczy. Degeneracja wspólnoty w zbiór oddzielonych od siebie atomów zmierza w kierunku przekształcenia tych atomów w komórki nowotworowe cywilizacyjnego raka.

Czy nie sądzi pan, że populiści za bardzo skupiają się na tzw. wojnie kulturowej, zaniedbując równie fundamentalne zagadnienie, jakim jest zaproponowanie alternatywnych rozwiązań ekonomicznych?

Alternatywy polityczne i ekonomiczne istnieją, to żyrondyzm, wspólnotowość, samorządność, referenda. By jednak je wprowadzić, trzeba dążyć do utworzenia wspólnoty. Tego dążenia nie podziela już nikt. Związki społeczne postrzega się jako przeszkody na drodze do autystycznego zadowolenia, które stanowi dziś regułę.

Wierzy pan, że populiści z prawicy i lewicy mogą się dogadać i zjednoczyć, skoro nawet zjednoczenie prawicy wydaje się we Francji niewykonalne?

Razem z moimi kolegami z czasopisma „Front Populaire” usiłujemy do tego doprowadzić. Suwerenistyczna lewica nie znosi prawicowych suwerenistów, bo od suwerenności bardziej liczy się dla niej ideologia. Jestem człowiekiem lewicy i sam dostrzegam, że lewica jest o wiele mniej tolerancyjna od prawicy. Odrzuca z góry wszelki sojusz z tą ostatnią ze względu na jej przywiązanie do narodu i do Francji.

Uniwersalizm lewicy kończy się tam, gdzie natrafia na ludzi, którzy nie myślą jak ona. Lewicowcy są gotowi ściąć głowę każdemu, kto nie przypomina ich pod względem ideowym. Ci, którzy wychwalają wszelkie „różnice”, lubią je tylko na papierze i tolerują tylko o tyle, o ile te „różnice” prowadzą do uniformizacji w jakiejś wyidealizowanej magmie.

Ponad 50 lat temu filozof Jean-François Revel pisał w książce „Ni Marx, ni Jésus", że Europa utraciła zdolność do tworzenia „prototypów”, to jest nowych form kulturowych i politycznych i że jedyne, co jej zostało, to naśladować to, co przychodzi z zewnątrz. Niedawno inny filozof Régis Debray w swojej książce „Civilisation” stwierdził, że Europejczycy powinni pogodzić się z dekadencją i dostrzec w niej okazję do twórczości, jak było w przypadku schyłkowego okresu monarchii Austro-Węgierskiej. Pan również napisał książkę o dekadencji, czy wierzy pan, że jest ona nieodwracalna? Czy jesteśmy skazani na imitację i stagnację?

I jeden i drugi z pewnością czytali Hegla, a co najmniej Paula Valéry’ego [francuskiego poetę, prozaika, eseistę – red.], który uczulał nas na fakt, że cywilizacje są śmiertelne. Cywilizacje to żywe organizmy, formy witalne i, jako takie, poddane są rytmowi narodzin, rozwoju, rozkwitu, dekadencji, gnicia i w końcu – zaniku. To schemat obejmujący wszystko, począwszy od systemu słonecznego, na życiu komórkowym kończąc.
Michel Onfray. Fot. Louis Monier / Bridgeman Images – RDA / Forum
Żadnemu lekarzowi nie przyszłoby do głowy, aby nafaszerować stuletniego starca lekami po to, by wziął udział w maratonie. Każdy przyzna, że byłby to szarlatan i kłamca. Przyszłość naszej cywilizacji kryje tylko jej kres. Nie jest to ani złe, ani dobre samo w sobie, to konstatacja poza dobrem i złem. Nie ma co tego ani opłakiwać, ani się tym radować, dążyć do zatrzymania tego procesu, albo do przywrócenia dawnego ładu. Pozostaje nam tylko elegancja. Nie dać za wygraną nihilizmowi, to już bardzo wiele.

Jest pan populistą, lecz jednocześnie niepokoi pana postęp technologiczny. Co stanowi, według pana, większe zagrożenie dla Europy, sztuczna inteligencja czy Unia Europejska?

Nie jestem zaniepokojony, staram się patrzeć trzeźwo. Sztuczna inteligencja przyniesie ze sobą prawdziwe grand remplacement [wielką zamianę – red.], ona zastąpi całe populacje. GAFAM [Wielka Czwórka, największe firmy działające w cyberprzestrzeni: Alphabet (dawniej Google), Amazon, Meta Platforms (dawniej Facebook) i Apple. Czasami wśród nich wymienia się także Microsoft – red.] skupiło w swoich rękach wielką władzę i rozporządza niewyczerpanymi zasobami finansowymi. Nie ma żadnej siły duchowej, religijnej czy politycznej, która stawiłaby opór temu projektowi totalnego państwa i totalnej cywilizacji.

Islam realizuje swój projekt podboju – w wersji soft albo hard – zapominając, że jego prawdziwymi przeciwnikami nie są wyznawcy religii abrahamicznych, lecz ci, którzy ślepo wierzą w rynki. To te ostatnie zabiją w muzułmanach nawet pragnienie podboju.

Natomiast Unia Europejska to pas transmisyjny kalifornijskiego projektu przekształcenia świata wedle zasad transhumanistycznych. Sztuczna inteligencja w końcu zastąpi inteligencję naturalną, i tak ledwie zipiącą w szkołach zniszczonych przez mentalność wywodzącą się z Maja 68’.

Prawicowy gaullistowski polityk Philippe Séguin, stwierdził w 1992 roku, że układ z Maastricht oznacza koniec dziejów Francji. Czy miał rację?

Miał całkowitą rację. Wtedy rozpoczęła się wasalizacja, którą zapowiadały Stany Zjednoczone 6 czerwca 1944 roku, bo kryptonim lądowania w Normandii brzmiał Overlord [czyli władca – red.]. Ameryka zapowiedziała w ten sposób rysy politycznego projektu, który chciała realizować w Europie. Ich celem była wasalizacja Francji, następnie całej Zachodniej Europy, na drodze polityki AMGOT (Allied Military Government of Occupied Territories [czyli Sojuszniczy Rząd Wojskowy Terytoriów Okupowanych – administrację wprowadzoną po II wojnie światowej na zajętych przez aliantów terytoriach europejskich, .m.in. w Niemczech i we Włoszech – red.]). Generał Charles de Gaulle na to nie pozwolił. Po tym, jak odszedł od władzy 1969 roku, wasalizacja znów nabrała rozpędu. 1992 to rok, w którym Francja runęła w historyczny niebyt.

Czy protesty żółtych kamizelek, a teraz przeciw reformie systemu emerytalnego, nie stanowią dalekiego echa francuskiego „nie” z referendum z 2005 roku?

To prawda, widać tu ciągłość, ponieważ Macron to spadkobierca tej linii politycznych grabarzy kraju i narodu. Ta linia biegnie od Pompidou, przez Giscarda, Mitterranda, Chiraca, po Sarkozy’ego i Hollande’a [kolejnych prezydentów Francji – red.]. Rok 2005 stanowił coup de grâce [cios – red.]: naród powiedział „nie” wasalizacji, której skutki dostrzegał już od lat. W 2008 roku maastrichtowcy z prawa i lewa zabiegali, by wybrani przez naród senatorowie i posłowie głosowali przeciw woli narodu i przyjęli Traktat Lizboński, de facto odrzucony trzy lata wcześniej. Gilets jaunes [żółte kamizelki – red.], a teraz ci, którzy protestują przeciw reformie emerytalnej, dają wyraz swojej wściekłości. Są bici i maltretowani przez policję, bo rząd chce uciszyć społeczeństwo. Demokracja przepadła w 2008 roku, a tyrania doszła do władzy wraz z Macronem, który nasyła swoje oddziały na lud już od ponad pięciu lat.

Napisał pan książkę o de Gaulle’u, w której wyczuwa się pewien podziw dla tego przywódcy. Jak pana zdaniem Charles de Gaulle ustosunkowałby się do tzw. tandemu francusko-niemieckiego?

Ten tandem to sadomasochistyczna para. Francja jest tu uległa wobec Niemiec. De Gaulle pragnął Europy narodów, w której Francja zachowałaby swoją suwerenność i pozycję, najlepiej pierwszą, jeśli to możliwe. W życiu Mitterranda były tylko dwie stałe: nienawiść do de Gaulle’a i bezgraniczny oportunizm, więc nie zawahał się przed sprzedaniem kraju Niemcom, aby tylko utrzymać się przy władzy i zniszczyć to, co zbudował generał. Ten ostatni odzyskał suwerenność, którą odebrali naziści i stworzył jej nową formę, czyli V Republikę.

Francja nad przepaścią. Macron obraża obywateli, wojsko mówi o zamachu stanu, elity lubują się w seksualnych dewiacjach

Aż 70 procent obywateli twierdzi, że ich kraj się rozpada.

zobacz więcej
Francja wynalazła uniwersalizm polityczny, lecz teraz płaci za to cenę : wykształcił się w niej odruch miłości do własnych wrogów. Kocha to, co prowadzi do jej zguby : niemiecki nacjonalizm i immigracjonizm.

Jak rozwijały się warunki dla wolności słowa we Francji za Pańskiego życia ? Czy odnosi Pan wrażenie, że ostatnio została ona ograniczona?

Wolność słowa jest martwa. Prasa znajduje się w rękach garstki miliarderów, wszędzie powtarza się to samo : europeizm, imigracjonizm, kosmopolityzm, jakobinizm... Dowodzi tego fakt, że całe spektrum prasy, od liberalnego „Le Figaro” po komunistyczną „L’Humanité”, przechodząc przez „Le Monde” i „Libération”, wzywały do głosowania na kandydata maastrichtowców.

Uniwersytety opanowała ta sama choroba. Dla przykładu, uniwersytet w Bordeaux odwołał wykład feministki Sylvaine Agacinski, ponieważ jest ona krytyczna wobec legalizacji surogacji. Jednocześnie ta sama uczelnia rozwija czerwony dywan przed Jean-Markiem Rouillanem, lewackim terrorystą z grupy Action Directe, który był skazany na dożywocie za zabójstwo trzech osób z zimną krwią. Wypuszczono go wcześniej. Później dostał 8 miesięcy więzienia za wychwalanie terrorystów z Bataclan [klub muzyczny w Paryżu, w którym w 2005 roku doszło do masakry zorganizowanej przez dżihadystów – red.].

Światek wydawniczy nieustannie się autocenzuruje, skupiony na tym, by uniknąć procesów wszczynanych przez koterię LGBTQ+, do których dołączają antyrasiści, antyfaszyści, przeciwnicy dyskryminowania osób grubych i inni aktywiści zwalczający „przywłaszczenie kulturowe”, które rzekomo dokonuje się na Zachodzie. Podobna atmosfera panuje w mediach.

Wolności słowa nie ma. Nie wolno mnie zapraszać do mediów publicznych. Francja przeżywa nawrót do reżimu „ładu moralnego”, który usiłowało narzucić Vichy, tylko teraz odbywa się to w innym wydaniu ideowym.

– rozmawiał Krzysztof Tyszka Drozdowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Michel Onfray (1959) jest francuskim filozofem, którego prace propagują hedonizm, poznanie naukowe i ateizm (krytykuje przede wszystkim chrześcijaństwo, judaizm i islam). W 2002 roku, w reakcji na przejście do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji Jeana-Marie Le Pena (którego zwalczał) utworzył promujący lewicowe poglądy nieformalny otwarty i bezpłatny Uniwersytet Ludowy w Caen. Choć on sam uważa się za lewicowca, jego krytycy twierdzą, że z czasem jego poglądy dryfowały na prawo. W 2021 roku skrytykował papieża Franciszka za przywrócenie restrykcji w odprawianiu łacińskiej mszy trydenckiej, stwierdzając, że ta forma nabożeństwa należy do cywilizacyjnego dziedzictwa ludzkości. Od 2020 r. jest redaktorem czasopisma „Front Populaire”, które politolog Jean-Yves Camus określił jako „antyliberalne, populistyczne i suwerennistyczne”.
SDP 2023

Zdjęcie główne: Protesty w Paryżu 23 marca 2023 przeciw ustawie wydłużającej wiek emerytalny z 62 do 64 lat. Fot. Michał Adamski / Forum
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.