Felietony

Czy liberalni „dziadersi” mają dość tęczowego szantażu?

Wystarczyłoby przecież, że Daukszewicz poprzestałby na drwinach z ludzi, którzy przez lewicowych radykałów nie są hołubieni. Oburzenia przypuszczalnie by nie było. A ubaw na salonach byłby po pachy.

W Polsce wybuchła istna „wojna w rodzinie”. Jej stronami są ludzie, których – jak mogłoby się zdawać – politycznie i światopoglądowo więcej łączy niż dzieli. Wystarczył jednak mocno niestosowny żart jednego z nich, a doszło w ich gronie do konfliktu.

Chodzi o głośną sprawę Krzysztofa Daukszewicza. Przypomnijmy, ów satyryk w jednym z wydań nadawanego w TVN24 programu „Szkło kontaktowe” poczynił złośliwą aluzję do faktu, że dziennikarz tej stacji Piotr Jacoń to ojciec transpłciowego dziecka. Przynajmniej tak to zostało powszechnie odebrane.

Gdy Daukszewicz dowiedział się, że to właśnie z Jaconiem będzie miał łączenie na antenie, zapytał swojego interlokutora w studiu Tomasza Sianeckiego: „A jakiej płci on dzisiaj jest?”. Jacoń to usłyszał, ale nie skomentował, tylko z kamienną miną zapowiedział swój materiał. Kiedy Daukszewicz się zorientował w sytuacji – skwitował swoje zachowanie słowami: „Chyba ja p…dolnąłem głupotę”. Rzecz w tym, że mikrofony były jeszcze włączone i jego wulgaryzm dotarł do widzów.

Skandaliczna sytuacja spowodowała, że Daukszewicz zniknął z programu, choć oficjalnie nie został zwolniony. Redakcja TVN24 jedynie opublikowała komunikat, w którym odcięła się od ciężkiego dowcipu satyryka, przeprosiła za to, co się stało, i wyraziła solidarność z mniejszościami seksualnymi.

Skądinąd media obiegła wieść, że po feralnym odcinku „Szkła kontaktowego” Daukszewiczowi udało się z Jaconiem porozmawiać i między nimi doszło do porozumienia. Satyryk również publicznie się kajał, usiłując zapewnić, że zawsze stał po stronie mniejszości seksualnych, a jego zamiarem nie była kpina z dziennikarza, lecz… z „transfobii”, która – jak twierdzi – cechuje lidera prawicy rządzącej Polską.

Zresztą to tłumaczenie nie przekonało Jaconia. Oświadczył on na Instagramie, że cytowanie nawet dla śmiechu „transfobicznych” wypowiedzi niektórych polityków to oswajanie z „językiem nienawiści”. Mimo to wszystko wskazywało na to, że satyryk i dziennikarz wyjaśnili sobie, co mieli wyjaśnić, i sprawa została zamknięta.

„Czteroliterowe aktywistki” (LGBT) wyśmiane przez Lisa

Tymczasem po miesiącu od tamtych wydarzeń Daukszewicz ogłosił na Facebooku definitywne odejście z programu, w którym występował. A pod adresem Jaconia, który znany jest z tego, że powołując się na bolesne doświadczenia swojego dziecka, podnosi publicznie temat osób transpłciowych, wysunął ciężkie oskarżenie.

Oto co zarzucił satyryk dziennikarzowi: „mam niestety nieodparte wrażenie, że sam się na swój krzyż wdrapał, bo nikt go tam nie powiesił. A już na pewno nie ja ani moja rodzina, która nie może się pozbierać po hejcie, na który nas skazał. I mam także nieodparte wrażenie, że z ofiary zamienił się dość szybko w kata, i że ma to gdzieś. Jeśli tak ma przebiegać nauka tolerancji, to ja w czymś takim nie zamierzam uczestniczyć”.
Krzysztof Daukszewicz wypoczywa… XVI Zawody Wędkarskie Aktorów, Warszawa, 12 czerwca 2023. Fot. FOTON/PAP
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Decyzja Daukszewicza została przez część osób z „bańki” progresywno-liberalnej skrytykowana. Dziennikarka „Newsweek Polska” Dominika Długosz na Twitterze nazwała satyryka „dziadersem”, który Jaconiowi wyrządził krzywdę, a potem sam „powiesił się na pluszowym krzyżu”. Swoją drogą nie da się ukryć, że całe zamieszanie bije wizerunkowo w stację bądź co bądź mającą w kręgach szerokiego frontu centrolewicowej opozycji status „wolnego medium”. Także i stąd może wynikać irytacja na satyryka, który podgrzewa atmosferę.

Głośniej jednak zrobiło się o obrońcach Daukszewicza. Tym samym okazało się, że awantura wywołana jego zachowaniem w „Szkle kontaktowym” stała się źródłem środowiskowego podziału. Daukszewiczowi wsparcia udzielili jego koledzy – inni satyrycy występujący w „Szkle kontaktowym”: Robert Górski oraz Artur Andrus, którzy postanowili opuścić program. Jednak ciekawszy odzew stanowią opinie ze strony publicystów spoza Grupy TVN.

I tak na Twitterze Tomasz Lis przejechał się po ludziach, których nazwał „świętymi krowami” i „czteroliterowymi aktywistkami” (nawiązanie do skrótu: „LGBT”). Jego zdaniem osoby te chcą decydować o tym, kto w danej firmie ma pracować, a kto z niej odejść. „Terroryzm autopromocji, szantażu emocjonalnego i politycznej poprawności” – tak określił on mechanizm, który doprowadził do odejścia Daukszewicza z programu (a w istocie prawdopodobnie po prostu w ten sposób publicysta scharakteryzował zachowanie Jaconia).

Jest to o tyle zaskakujące, że przecież Lis w przeszłości, będąc szefem „Newsweek Polska”, nieraz promował na łamach tego tygodnika agresywną tęczową agendę. Tyle że zaraz po tym, jak w zeszłym roku stracił swoją posadę, musiał stawić czoła medialnym doniesieniom o tym, iż na kolegiach redakcyjnych wspomnianego czasopisma opowiadał kawały „seksistowskie” i „homofobiczne”. Obłuda? Niech to pytanie pozostanie otwarte.

Z kolei Przemysław Szubartowicz – publicysta w młodości związany z prasą lewicy postkomunistycznej (między innymi z gazetą „Trybuna”), a obecnie bliski opcji progresywno-liberalnej – napisał dla Interii felieton pod wymownym tytułem „Nietolerancyjni tolerancyjni”. On również stanął w obronie Daukszewicza.

Tekst Szubartowicza jest szczególnie warty odnotowania, ponieważ mógłby wyjść spod klawiatury jakiegoś umiarkowanego konserwatysty. Autor zwraca w tym felietonie uwagę na zjawisko, które wykracza poza Polskę, a nawet trafiło nad Wisłę właśnie z importu. Chodzi o „woke culture”.

Ten nurt polityczny wywodzi się z USA. Jego nazwa oznacza „przebudzoną” świadomość wybranych grup (takich jak Murzyni, kobiety czy homoseksualiści) co do tego, że były one na przestrzeni dziejów dyskryminowane przez cywilizację zachodnią i nadszedł dla nich czas, by przeciw zastanej rzeczywistości się zbuntować.

„Woke culture” to zjawisko kojarzone z „cancel culture”, czyli wymazywaniem ze zbiorowej pamięci między innymi tych postaci, na których ciąży – słusznie lub niesłusznie – odium rasizmu i innych politycznie niepoprawnych postaw.

Michnik musi uchodzić za „dziadersa”

Szubartowicz przywołuje swój wywiad z filozof oraz liberalną publicystką Agatą Bielik-Robson, który ukazał się w ubiegłym roku również w Interii. Został on wówczas przeprowadzony w związku ze sprawą Tomasza Lisa. Argumenty, jakie padły w tej rozmowie, miały uzasadnić tezę o tym, że były szef „Newsweek Polska” znalazł się w ogniu nagonki zorganizowanej przez przedstawicieli współczesnej wersji purytanizmu.

Bielik-Robson oznajmiła, że „woke culture” to „kolejna, lekko tylko zeświecczona odsłona tak zwanych Wielkich Przebudzeń, które od kilku stuleci regularnie wstrząsają kulturą protestancką. Pojawiają się zawsze w epokach nasilonej »grzeszności« (dziś powiedzielibyśmy: moralnego permisywizmu), odpowiadając na kryzys utwardzeniem kultu prawowitości”.

Ruch transaktywistów promuje niebezpieczne postawy

Feministka: LGBT to zakon, w którym nie ma miejsca dla lesbijek-katoliczek czy konserwatywnych gejów.

zobacz więcej
Jakie są tego konsekwencje? „Wszyscy »grzesznicy« – według Bielik-Robson – muszą zostać natychmiast wskazani, osądzeni i usunięci z nowego sprawiedliwego porządku. Ogarnięci szałem prawowitości ludzie nie są już zdolni do tego, by kultywować w sobie niepewność i niewiedzę, które są podstawą tolerancji. A w oświeceniowym, liberalnym świecie to były podstawowe cnoty, które dawały żyć sobie i innym, przyzwalając na ogromny margines zaufania i swobody”.

W przeświadczeniu Bielik-Robson ten dawniejszy porządek był „wierniejszy ewangelicznej prawdzie, że nie ma ludzi bez winy, a zarazem przekonaniu, że ludzie nie są do gruntu źli. Każdy jest czemuś winny, ale to nie znaczy, że jest złem wcielonym, które natychmiast trzeba usunąć ze świata. Ci, którzy osądzają innych bez chwili namysłu, nie mają w sobie krzty samokrytycyzmu i pokory”.

W rozważaniach Bielik-Robson jest sporo racji. Można z nich wysnuć wniosek, że w epoce marginalizacji instytucjonalnych religii, zapotrzebowanie na żarliwą wiarę podbudowaną surowym kodeksem moralnym nie zanika. Ale gdy się ona wyłania, to przybiera takie kuriozalne formy, jak „woke culture”. Tyle że pochwalane przez Bielik-Robson samoograniczenie na dłuższą metę liberałom nie pomaga. Oddają oni bowiem pole lewicowym radykałom.

Przykładem może być historia „Gazety Wyborczej”. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. linię temu dziennikowi nadał jego redaktor naczelny Adam Michnik – liberał, któremu dziś daleko do „woke culture” i podobnych zjawisk.

W lutym bieżącego roku udzielił on na łamach „GW” wywiadu Dominice Wielowieyskiej, w którym przyznał: „nie walczyłem o prawa LGBT. No nie walczyłem, byłem niewolnikiem ducha tego czasu, takiej, a nie innej świadomości społecznej i przekonania, że są to sprawy stricte intymne”. Po czym dodał: „jestem dziewiętnastowieczny. Mnie te manifestacje, które mają elementy obsceniczne [chodzi o parady równości], po prostu rażą, wydają się prymitywne. I nie chodzi mi o to, czy te demonstracje organizują osoby homoseksualne, czy heteroseksualne. Po prostu nie lubię obsceniczności, odzierania seksu z wszelkiej intymności, publicznego obnażania się”.

Dziś „Wyborcza” serwuje narrację, która nie pokrywa się z tym credo Michnika. Owo medium nie waha się naruszać rozmaitych tabu. Lansuje bez żenady rozwiązłość seksualną. Oswaja Polaków z tym, co wśród większości z nich wciąż uchodzi jeśli nawet nie za zboczenie, to przynajmniej za dziwactwo. Tak więc w oczach ludzi, którzy w „GW” się tymi tematami zajmują, Michnik musi uchodzić za „dziadersa”.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
W tym kontekście można się odwołać do wizji XIX-wiecznego hiszpańskiego polityka i myśliciela Juana Donoso Cortesa (więcej o nim w tekście „Liberalizm jest nijaki. Prowadzi Europejczyków na manowce”). W niej wieszczył on, że w polityce będą się liczyć tylko wyraziste opcje, a letniość nie będzie się opłacać. Dlatego stawiającemu na umiar i rozsądek mieszczańskiemu liberalizmowi nie dawał szans na przyszłość.

A logika kolejnych fal rewolt kulturowych jest bezwzględna. Ją właśnie, odnosząc się do sprawy Daukszewicza, wskazują dyskutanci z prawej strony polskiej debaty publicznej. W serwisach społecznościowych z ich strony wybrzmiewały głosy, które można streścić powiedzeniem: „Rewolucja pożera własne dzieci”.

Tylko czy musiało dojść do „wojny w rodzinie”? Wystarczyłoby przecież, że Daukszewicz poprzestałby na drwinach z ludzi, którzy przez lewicowych radykałów nie są hołubieni. I nie chodzi tu tylko o polityków polskiej prawicy czy duchownych katolickich.

Można sobie wyobrazić, że satyryk chcąc ośmieszyć prawicowe i katolickie przekazy antyaborcyjne zażartowałby sobie z prawnej ochrony osób obciążonych wadami genetycznymi – tak, jak zrobił to w podobnej kwestii Andrzej Mleczko na pewnym rysunku dla „Polityki” w roku 2016. Wtedy oburzenia przypuszczalnie by nie było. A ubaw na salonach byłby po pachy.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Krzysztof Daukszewicz odszedł z programu TVN24 i oskarżył o hejt Piotra Jaconia, dziennikarza stacji i ojca transpłciowego dziecka, który wydał o tym książkę i podnosi publicznie ten temat. Na zdjęciu Jacoń jako laureat Medalu Wolności Słowa w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, 30 sierpnia 2022. Fot. PAP/Adam Warżawa
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?