Na facebookowych grupach dla rodziców dzieci, które mają problem z tożsamością płciową, czuje się wręcz poczucie misji, czegoś transcendentnego. Rodzice prześcigają się, kto jest bardziej wyrozumiały i zafunduje dziecku operację usunięcia piersi lub kurację hormonami tak jakby afirmacja jakiegoś autentycznego „ja”, sprzecznego z ciałem dziecka, miała zapewnić mu życiową pomyślność. Niestety jest większe prawdopodobieństwo, że skończy się to szybkim rozwojem chorób somatycznych, nie wspominając już o konsekwencjach zaniedbania w leczeniu, bardzo często współwystępujących, zaburzeń psychicznych.
Jednym słowem kolejne literki po „LGBT” się mnożą, ale zapytam, jakie są między tymi środowiskami relacje.
Parada Równości w Warszawie i dawny ruch LGBT wywodziły się z inicjatywy społecznej osób z tego środowiska i niosły ze sobą postulaty uniwersalistyczne. Ludzie są różni, ale powinni być równo traktowani, stąd nazwa „parada równości”. Osoby homoseksualne postulowały nie tylko wolność wchodzenia w związki, ale także ograniczenie dyskryminacji. Później, w ślad za ruchem LGBT na Zachodzie, gdzie osiągnięto większość celów, do Polski przyszedł trend większego wsparcia osób transpłciowych niż homoseksualnych. Choć, paradoksalnie, prawo do tranzycji obowiązuje u nas już od lat 60. XX wieku.
Jednak główny problem wynika z tego, że zaczęto promować przekonanie o tym, iż każdy posiada niezależne od ciała poczucie tożsamości płciowej, które jest ważniejsze od biologii. Oznacza to, że to, iż każdy może sam decydować o tym, czy jest osobą heteroseksualną, gejem czy lesbijką, niezależnie od warunków fizycznych. Innymi słowy – kobieta homoseksualna, która uważa się za mężczyznę, staje się heteroseksualna, a mężczyzna heteroseksualny, uważający się za kobietę, zostaje lesbijką. W Polsce ogłaszano już legalny ślub takich lesbijek. Z takim podejściem do płci ruch LGBT walczył całe lata, zaś dziś je upowszechnia.
Pojawiły się też setki fikcyjnych tożsamości płciowych opartych wyłącznie na stereotypach, kiedy np. kobieta ubierająca się po męsku, stwierdza, że jest niebinarna. Z orientacją seksualną zaczęto zrównywać zwykłe preferencje, wynikające z osobowości np. potrzebę relacji intelektualnej, romantyzm albo niskie libido. To trywializuje, podważa powagę postulatów i sens dialogu społecznego w sprawie formalizacji praw rodzin gejów i lesbijek.
Czy LGBT to w ogóle jest jakaś zwarta społeczność? Ostatnio jeden z aktywistów gejowskich zabrał się za tropienie gejów wśród konserwatystów i prawicowych polityków.
Działania Barta Staszewskiego, który ujawnia orientację seksualną prawicowych polityków, jeszcze kilka lat temu byłyby dyskredytujące w oczach aktywistów gejowskich, ponieważ mieli oni świadomość różnorodności homoseksualistów i i potencjalnej szkodliwości takich czynów. Niestety do Polski dociera trend, w ramach którego osoby LGBT muszą wyznawać nie tylko ten sam system wartości, ale także poglądy polityczne. Zamiast uniwersalizmu stawiającego na podobieństwa pomiędzy ludźmi mamy politykę tożsamości, podkreślającą różnice.
Wydaje mi się, że dziś LGBT to zakon silnie związany z partiami lewicowymi, gdzie nie ma miejsca dla lesbijek-katoliczek czy konserwatywnych gejów. Dochodzi też do esencjalizacji, czyli przekonania, że osoby homoseksualne z racji samej orientacji są odmienne od pozostałych w różnych wymiarach życia i tworzą jakąś inną kulturę.
Na kanwie tego przekonania pojawiają się dość absurdalne pomysły takie jak budowa bloków mieszkalnych tylko dla lesbijek w Berlinie. Jeden z polskich portali Queer.pl zadał pytanie, czy chcielibyśmy czegoś takiego w Polsce, i większość czytelników odpowiedziała, że nie. Przecież to gettoizacja, tworzenie zamkniętych odseparowanych przestrzeni miejskich. Powinniśmy dążyć do integracji, a nie budowania enklaw mniejszości seksualnych. Czasem wydaje mi się, że takie pomysły są celowym działaniem agentury, która chce ośmieszyć, wewnętrznie rozbić lub osłabić skuteczność ruchu LGBT.
Czyli rację ten, kto stwierdził, że LGBT to nie pojedynczy ludzie mający takie, a nie inne preferencje seksualne, ale po prostu ideologia?
Rozumiem, o co chodziło temu, kto to powiedział, ale przez te słowa – po wywołanej przez nie aferze – trzeba koniecznie podkreślić, że akronimem LGBT nazwano konkretne grupy ludzi, więc takie zabawy słowne mogą skończyć się sprowokowaniem kogoś zdemoralizowanego do ataku, dlatego nie są rozsądne. Sam akronim jest jednak oczywiście kwestią umowną, pomysłem, ideą.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jednak trzeba pamiętać, że ta społeczność zaczęła wyznawać pewnego rodzaju ideologię, w której nie ma miejsca na inne poglądy. Poza tym nie ma tam miejsca dla feministek, które uznają wyraźne rozgraniczenie płci w sensie biologicznym. Nie ma miejsca na radosne, integrujące spotkania czy marsze, jeśli dopuszcza się hasła z groźbami kierowanymi wobec nas. Poza tym organizacje pozarządowe, które reprezentują interesy tej społeczności, nie skupiają się na walce o prawa społeczne, jak choćby związki małżeńskie osób LGBT, ale na eksponowaniu rozrywki klubowej czy obszaru związanego z seksualnością, a ostatnio także na sprawach osób transpłciowych.
Każda ideologia chciała nagiąć świat, czasem w – delikatnie mówiąc – zbyt dużym zakresie. Zmiana świata sama w sobie nie jest czymś złym, przecież po to tak naprawdę robi się politykę. Jednak radykalizacja i oderwanie od rzeczywistości nikomu nie służą.
Wiele osób, nawet bardzo tolerancyjnych, z Paradą Równości ma problem. Nie zabraliby na nią swojego dziecka. Ta kultura kojarzy się z pewnego rodzaju hiperseksualnością.
Występy tzw. drag queen na tego rodzaju imprezach faktycznie są kontrowersyjne, zwłaszcza że – nie wiem, dlaczego – tego rodzaju wizerunek stał się symbolem ruchu LGBT. Przypuszczam, że akcentowanie tego, co dawniej określano mianem transwestytyzmu, ma podłoże marketingowe, bo jest nietypowe i kolorowe, ale nie dość, że wzbudza wątpliwości co do powagi postulatów dotyczących legalizacji praw rodzin, to ośmiesza kobiety, prezentując karykaturalny wizerunek.
Kultura „drag” to zabawa w stylizowanie się na stereotypową kobietę, a z takim wizerunkiem feministki od lat walczą. Drag queen mają przerysowany makijaż, olbrzymie piersi, kokieteryjne ruchy. Zastanówmy się, co by było, gdybym zechciała stylizować się się na osobę innej rasy, albo miała upodobanie w przebieraniu się za kogoś starszego czy niepełnosprawnego. Z pewnością byłoby to uznane za co najmniej niestosowne. A równocześnie zmusza się nas, byśmy akceptowali faceta występującego w podwiązkach, szpilkach, mocnym makijażu i peruce.
Jest jeszcze inna groźna sprawa, czyli akcentowanie seksualnego wymiaru życia, w tym fetyszyzmu albo sadomasochizmu. Sądzę, że zaburzenia preferencji seksualnych nie są częstsze wśród gejów lesbijek niż w reszcie populacji, więc dlaczego akurat my mamy być widziani przez ten pryzmat?
Czy jest pani za tym, żeby transseksualiści (mężczyźni, którzy uważają się za kobiety) mieli dostęp do kobiecych szatni?
Wiele kobiet, które doświadczyły męskich zaczepek lub przemocy boi się chodzić ulicami samotnie po zmroku, a tym bardziej znaleźć w żeńskiej szatni z mężczyzną. Nawet jeśli „czuje się” on kobietą. Niestety wygląda to tak, że u mężczyzn jest więcej parafilii, czyli czegoś, co kiedyś nazywano po prostu… dewiacjami. Przykładem jest ekshibicjonizm, czyli czerpanie satysfakcji seksualnej z obnażania i masturbacji przed kobietami, które tego nie chcą.