Felietony

Mozolna droga do wspólnej modlitwy

– To jest właściwie najważniejszy postulat, jaki wynika z procesu przebaczenia i pojednania – zakończył swoje wołyńskie kazanie w Parośli abp Stanisław Gądecki, stojąc nad wciąż prowizorycznym miejscem pochowku. – Zwracam się więc z gorącym apelem do prezydentów Ukrainy i Polski oraz do władz parlamentarnych obu narodów o zgodę na godne pochówki wszystkich ofiar ludobójstwa.

„Najpierw się przedstawię. Jestem synem ziemi wołyńskiej. Urodziłem się w sierpniu 1942 r. we wsi Budy (gmina Werba, pow. Dubno). Polacy mieszkający w tej wsi zostali napadnięci 15 kwietnia 1943 r., a więc na trzy miesiące przed straszliwą „krwawą niedzielą”. Chutor moich rodziców był szczęśliwie dość oddalony od wsi i to nas ocaliło. Mianowicie przybiegła do nas przerażona, a rodzicom znana tylko z widzenia Ukrainka, wołając, żebyśmy uciekali, bo na wsi mordują Polaków”.

Tymi słowami rozpoczął swoje kazanie w katedrze w Łucku ojciec Jacek Salij OP, ale nie teraz, w czasie zakończonych właśnie obchodów 80. rocznicy rzezi wołyńskiej. Ojciec Jacek był na Wołyniu cztery lata temu, 11 lipca 2019 roku, a teraz jego kazanie przypomniał najpierw „Gość Niedzielny”, potem także Katolicka Agencja Informacyjna i może inne jeszcze media. Jest ono nie tylko świadectwem – „gdyby nie tamta anonimowa Ukrainka, prawdopodobnie zakończyłbym swoje życie jako ośmiomiesięczne niemowlę” – ale, jak to w nauczaniu ojca Salija, głęboką nauką moralną, lekcją historii i wołaniem o prawdę i pojednanie.

Ludobójstwo nazwane po imieniu

Z tego tekstu i myśli ojca Jacka Salija obficie czerpał abp Stanisław Gądecki podczas Mszy Świętej w Parośli na Wołyniu, w drugim dniu swoistego Triduum – Pielgrzymki Przebaczenia i Pojednania na Wołyń. Oprócz abp. Gądeckiego wyruszyli w tę trasę arcybiskup większy Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego oraz biskup łucki Witalij Skomarowski, przewodniczący Konferencji Biskupów Rzymskokatolickich Ukrainy. Odbyli ją dla upamiętnienia 80. rocznicy rzezi wołyńskiej. Pierwsze nabożeństwo odprawili w katerze świętojańskiej w Warszawie, gdzie ogłosili Orędzie odczytane i podpisane w piątek przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego i abp. Światosława Szewczuka, zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Ostatnie spotkanie odbyło się w katedrze św. Piotra i Pawła w Łucku, gdzie dołączyli do nich nuncjusz apostolski na Ukrainie oraz przedstawiciele Wszechukraińskiej Rady Kościołów i Organizacji Religijnych.

Abp Stanisław Gądecki 8 lipca mówił wprost: „Spotykamy się dzisiaj na Eucharystii w nieistniejącej już miejscowości Parośla, która przed II wojną światową była polską osadą złożoną z 26 zagród. Miejsce to stało się świadkiem okrutnej zbrodni, właściwie początku ludobójstwa. Jej mieszkańcy nie spodziewali się ataku, dlatego sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii bez problemu weszła do wsi, podając się za partyzantkę radziecką, po czym rozstawiła straże w pobliżu polskich gospodarstw. Następnie – związanych i bezbronnych mieszkańców wsi – napastnicy zamordowali przy użyciu noży i siekier, zabijając 173 osoby, w tym kobiety, dzieci i niemowlęta. Udało się uratować jedni mówią 8, inni 5 Polaków, w większości dzieci. Majątek zabitych został zrabowany i wywieziony. Wieś przestała istnieć.

Wiadomość o tej zbrodni rozeszła się następnego dnia. Do spalonej wsi zaczęli przyjeżdżać Polacy z okolicy. Odwieźli rannych do szpitala we Włodzimiercu oraz poprosili o osłonę Niemców z Antonówki. Pod ich osłoną zdołali pogrzebać zamordowanych oraz wykonać fotografie ofiar.

Jeszcze w 1943 został wzniesiony tutaj pierwszy krzyż upamiętniający zabitych, który już nie istnieje. Następnie w lesie, w miejscu dawnej kolonii, Ukrainiec Anton Kowalczuk wzniósł pamiątkowy krzyż z informacją, że zbrodni tej dokonali nacjonaliści ukraińscy.

Był to pierwszy masowy mord UPA dokonany w tym miejscu na ludności polskiej dnia 9 lutego 1943 roku. Jest on uważany za początek rzezi wołyńskiej”.
Kościelne obchody 80. rocznicy zbrodni wołyńskiej. Przewodniczący KEP abp. Stanisław Gądecki (z prawej) i arcybiskup większy kijowsko-halicki, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp Światosław Szewczuk podczas nabożeństwa w archikatedrze warszawskiej. Fot. PAP/Andrzej Lange
Przytaczam w całości ten obszerny opis nie po to, by epatować okrucieństwem – autor jest ostatnim, który by tego chciał – ale by pokazać, że wszystko tutaj zostało nazwane po imieniu. Nie po raz pierwszy, choć biskupi ukraińscy mówią o „czystkach etnicznych” , a słowa o ludobójstwie padają tylko z ust polskiego hierarchy. Ale historia tego mozolnego dochodzenia do wspólnej modlitwy i do kolejnego wspólnego orędzia – jeśli nawet wciąż niesatysfakcjonującego dla wielu – jest już długa i bogata w wiele ważnych momentów.

Wsparcie grekokatolików w ZSRR

Zaczął tę drogę już Jan Paweł II w 1987 roku, kiedy to z jego inicjatywy doszło do dwóch spotkań: w Polskim i w Ukraińskim Kolegium w Rzymie polskich i ukraińskich najwyższych dostojników kościelnych.

To było już tak dawno, że zapewne wielu uczestników życia religijnego, także publicystów i może nawet młodszych księży, nie pamięta – lub nawet nie wie – że Kościół greckokatolicki istniał wtedy tylko w wolnym świecie. Na Ukrainie – i we wszystkich krajach obozu moskiewskiego – był całkowicie zakazany. Miał nie istnieć, a mimo to prymasi Polski – wcześniej kardynał Stefan Wyszyński, a po jego śmierci kardynał Józef Glemp – w głęboko przemyślany i utajniony sposób wspierali zakonspirowane działania grekokatolików. Już wtedy prymas Glemp zwrócił uwagę na ogromną ważność i potrzebę przebaczenia i pojednania polsko-ukraińskiego, zaś kardynał Myroslaw Lubacziwski przypomniał, że agresywny i zbrodniczy reżim ateistyczno-komunistyczny pragnie zniszczyć nie tylko religię, ale także nasze narody. Już wtedy obaj zaczęli mówić o konieczności wejścia na drogę, która doprowadzi do pojednania.

Modlę się: połącz nas panie Boże mileńki…

Każdy Ukrainiec, który pomagał Lachom w ucieczce, był traktowany jak zdrajca i zwykle dzielił ich los.

zobacz więcej
Rok później, polscy biskupi wykazali się wielką odwagą i radykalizmem nawet, bo zorganizowali na Jasnej Górze obchody tysiąclecia chrztu Rusi-Ukrainy. Uczestniczyli w nich kard. Lubacziwski i kilku biskupów z diaspory oraz duchownych z Ukrainy, gdzie grekokatolicy zaczęli wychodzić z podziemia. Były to – podkreśla raport KAI – pierwsze publiczne uroczystości z oficjalnym udziałem grekokatolików, zorganizowane na terenie jednego z państw zależnych od ZSRR.

– Jasna Góra, którą Polacy nazywają swoją duchową stolicą, cała rozbrzmiewała wtedy ukraińską mową. Potężny krok na rzecz ukraińsko-polskiego pojednania dokonał się wtedy dzięki tym uroczystościom – mówił w Łucku o. Jacek Salij, zakładając, że zapewne także dlatego abp Światosław Szewczuk w 2017 roku, w bazylice św. Piotra w Rzymie nazwał Jana Pawła II „patronem świętej sprawy pojednania polsko-ukraińskiego”.

Ojciec Salij obficie cytował polskiego papieża w swoim „wołyńskim” kazaniu, bo wskazywał, jak bardzo zależało papieżowi na polsko-ukraińskim pojednaniu.

– W 1991 roku nie było jeszcze państwa ukraińskiego. W Przemyślu papież spotkał się z wiernymi Kościoła greckokatolickiego i wyraził życzenie – przypomniał o. Salij – aby tamte milenijne uroczystości Kościoła na Jasnej Górze okazały się proroczą zapowiedzią pojednania Polaków z Ukraińcami. Jan Paweł II powiedział wtedy, że „tyle goryczy i udręki przeszły oba nasze narody w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Niech to doświadczenie (spotkanie na Jasnej Górze w 1988 – red.) posłuży jako oczyszczenie, które ułatwi spojrzenie z dystansem na dawne spory, pretensje i wzajemne nieufności, a przede wszystkim ułatwi wzajemne przebaczenie dawnych krzywd”. Dzisiaj dosłownie wszystko – a przede wszystkim wspólna wiara w Jezusa Chrystusa – wzywa do pojednania, braterstwa i wzajemnego szacunku; do szukania tego, co łączy. Wzniecanie dawnych nacjonalizmów i niechęci byłoby działaniem przeciwko chrześcijańskiej tożsamości; byłoby również rażącym anachronizmem, niegodnym obu wielkich narodów.

Kolejne spotkania i orędzia

Mogłabym teraz przejść przez kolejne wydarzenia, spotkania i orędzia szczególnie intensywnie realizowane w momentach wielkich rocznic rzezi wołyńskiej. Poprzestanę jednak na suchej wyliczance.
Pielgrzymka Jana Pawła II na Ukrainę w czerwcu 2001 roku. Papież i zwierzchnik Kościoła Grekokatolickiego na Ukrainie Lubomir Huzar (w głębi, z prawej) witają się z gośćmi na lotnisku w Boryspolu pod Kijowem. Fot. PAP/ Radek Pietruszka
Na pewno wielkie, zdaniem specjalistów przełomowe, znaczenie w procesie pojednania polsko-ukraińskiego miała pielgrzymka Jana Pawła II na Ukrainę w czerwcu 2001 r. Ówczesny zwierzchnik UKG kard. Lubomyr Huzar, powiedział wtedy: „Uznajemy, iż w ubiegłowiecznej historii naszego Kościoła były też chwile mroczne i duchowo tragiczne. Stało się tak, że niektórzy synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wyrządzali zło – niestety świadomie i dobrowolnie – swoim bliźnim z własnego narodu i z innych narodów. W Twojej obecności, Ojcze Święty, i w imieniu Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, pragnę za nich wszystkich prosić o przebaczenie Boga, Stwórcę i Ojca nas wszystkich, oraz tych, których my, synowie i córki tego Kościoła, w jakikolwiek sposób skrzywdziliśmy”.

– Ale papież z Polski zdecydowanie zwrócił uwagę na fałsz takich rozliczeń historycznych, które pogłębiają nienawiść i zamykają na pojednanie – przypomniał o. Salij – i zacytował JPII: „Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać to, co jednoczy, wyżej niż to, co dzieli, ażeby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, na braterskiej wspólnocie, współpracy i autentycznej solidarności".

Dwa lata później, z okazji 60. rocznicy zbrodni wołyńskiej, Jan Paweł II, może już po raz ostatni, upomniał się w liście do prymasa Polski oraz do obu kardynałów grekokatolickich rezydujących we Lwowie o pracę na rzecz pojednania: „Nowe tysiąclecie, w które niedawno wkroczyliśmy, wymaga, aby Ukraińcy i Polacy nie pozostawali zniewoleni swymi smutnymi wspomnieniami przeszłości. Rozważając minione wydarzenia w nowej perspektywie i podejmując się budowania lepszej przyszłości dla wszystkich, niech spojrzą na siebie nawzajem wzrokiem pojednania” – napisał.

Rok później, 7-8 sierpnia 2004 r., z inicjatywy kard. Huzara odbyła się „Pielgrzymka Miłości i Pojednania” do sanktuarium Maryjnego w Zarwanicy na Ukrainie. Uczestniczyło w niej 200 tys. młodych ludzi z obu krajów. Z kolei 26 sierpnia 2004 r., w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej, kilkuset Ukraińców z kard. Huzarem na czele przyjechało na Jasną Górę, aby modlić się z Polakami o pojednanie. Kolejny rok później, 19 czerwca 2005 r. na placu Piłsudskiego w Warszawie – bezpośrednio po Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie – doszło do spektakularnego aktu pojednania. Po wyznaniu wiary abp Józef Michalik i kard. Lubomyr Huzar odmówili modlitwę pojednania. Przyznali w niej, że Polacy i Ukraińcy zadali sobie wzajemnie wiele krzywd, co „napawa nas niewymownym bólem”. Poprosili „braci i siostry obu narodów”, aby razem z nimi „przebaczyli sobie wzajemnie”. Potem były kolejne i kolejne akty: w 2005, 2013, 2017, 2018, 2019. Nie mówiąc o historycznej wizycie biskupów na Ukrainie zaatakowanej 24 lutego 2022 przez Rosję – wizycie wsparcia i solidarności.

Łzy nasze i cudze

Sprawiedliwość nie wystarczy

Sprawa jest najpilniejsza. A niezałatwiona – obróci się przeciwko nam.

zobacz więcej
Ojciec Jacek Salij, niedościgły autorytet w sprawach moralnych dla wielu z nas, nie byłby sobą, gdy w swoim wołyńskim kazaniu nie nazwał po imieniu tego, o czym na ogół nie chcemy mówić: „Pragnę powiedzieć kilka zdań na temat niebezpieczeństwa zakłamania i hipokryzji, jakie mogą się kryć za zbyt łatwo rzucanymi wezwaniami do tego, żeby tam, gdzie w opisie i w ocenach tych samych wydarzeń historycznych różnimy się może szczególnie głęboko, porozumienia szukać na podstawie całej prawdy, której wzajemnie przed sobą nie będziemy ukrywać, choćby ta prawda była dla którejś ze stron nie wiem jak bolesna i zawstydzająca.

Mianowicie wszyscy, nawet najuczciwsi spośród nas, ulegamy – chcemy czy nie chcemy, świadomie lub bezwiednie – różnym egocentrycznym skrzywieniom. Kiedy pojawia się problem krzywd – zarówno tych, które my zadaliśmy innym, jak tych, których od nich doznaliśmy – to egocentryczne skrzywienie daje o sobie znać w sposób wręcz nieunikniony. Owszem, jeśli prawdę na temat krzywdy chcemy poznać uczciwie, staramy się przekraczać nasze uleganie subiektywnym ocenom, jednak nawet przy najlepszej woli obraz tych samych wydarzeń będzie u obu stron naznaczony jakimś subiektywizmem.

Sens tego, co chcę teraz powiedzieć, znakomicie oddaje spopularyzowane przez Józefa Mackiewicza litewskie przysłowie: »Tylko własne łzy są gorzkie, łzy cudze są jedynie mokre«. Spróbujmy w perspektywie tego przysłowia skomentować twierdzenie zawarte w wydanym sześć lat temu, w 70. rocznicę Krwawej Niedzieli liście pasterskim Rzymskokatolickiego Episkopatu Ukrainy, że wobec zbrodni dokonywanych wówczas przez ukraińskich nacjonalistów »reakcją ze strony polskiej były podejmowane akcje obronne i sporadyczne akcje odwetowe, w których także zginęli niewinni Ukraińcy. Nie były to wszakże działania proporcjonalne ani pod względem liczby ofiar, ani barbarzyńskich metod«.

Owszem, patrząc od strony prawdy materialnej, faktycznie tak było. Jednak żadne to usprawiedliwienie dla zbrodni, jakich w tych akcjach dopuścili się Polacy przeciwko Ukraińcom. Zbrodniami żadnych rachunków się nie wyrównuje. Łzy, jakie wtedy wylewali skrzywdzeni Ukraińcy, też były gorzkie, a nie tylko mokre. My, Polacy, zdecydowanie więcej powinniśmy sobie tamte zbrodnie uświadamiać, obżałowywać je przed Bogiem i przepraszać za nie naszych Braci Ukraińców”.

Grobów wciąż nie ma

I niech się nikomu nie wydaje, że w ten sposób o. Jacek Salij – czy w tym roku także abp Stanislaw Gądecki – próbują namawiać do relatywizowania prawdy. W żadnym razie. Ojciec Salij wyraźnie mówił w Łucku: „Otóż jest czymś oczywistym, że pojednanie możliwe jest tylko na gruncie prawdy. Można powiedzieć, że pojednanie stoi na dwóch filarach. Te filary to, po pierwsze, rozliczenie, czyli rzetelne poznanie i uznanie prawdy, i po drugie, przebaczenie. Jedno i drugie jest niezbędne, żeby pojednanie mogło się dokonywać. Jednak nieustannie trzeba uważać, żeby któryś z tych filarów nie zdominował tego drugiego.

Bo jeśli będziemy mówili przede wszystkim o rozliczaniu, możemy jeszcze pogłębić nasze wzajemne wrogości (zamiast je zmniejszać) i zaprzepaścić samą sprawę pojednania. Jeżeli z kolei będziemy mówili przede wszystkim o tym, żeby sobie wzajemnie przebaczyć, ryzykujemy nieautentyczność takiego nazbyt pospiesznego pojednania. Powtarzam, konieczne jest jedno i drugie. Zło musi być rozliczone, ciałom niesprawiedliwie zamordowanych należy oddać szacunek i złożyć do grobów; cała prawda o dokonanych zbrodniach powinna być nazwana i uznana.

Jednak cały ten proces niech się dokonuje z myślą o tym, żeby przyczyniać się w ten sposób do wzajemnego pojednania. Rozliczanie tak zawzięte, że pogłębiałoby tylko wzajemną wrogość, na pewno Bogu podobać się nie może. Jednak niedobre byłoby również pojednanie budowane na udawaniu, że nie było tego zła, które przecież było, albo na udawaniu, że to zło wcale nie było takie wielkie. Takie pseudo-pojednanie to byłoby tylko jak plaster położony na ropiejącą ranę”.

Czyli oczyszczenie pamięci historycznej, oczyszczenie – a nie jej zamazanie czy odrzucenie. Ten wątek jest stale obecny w kolejnych orędziach, w różnych ujęciach, po obu stronach. W nim najważniejsza jest sprawa grobów, o którą słusznie upominają się potomkowie ofiar pod przewodnictwem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, skądinąd duszpasterza Kościoła ormiańskokatolickiego, tak silnego w przedwojennej Polsce, na Wołyniu i Pokuciu. W tym roku wielkie wsparcie uzyskało to oczekiwanie ze strony abp. Stanisława Gądeckiego, który stawia sprawę otwarcie: umarłym należą się groby i modlitwa nad nimi.
Nieistniejący cmentarz w nieistniejącej wsi Huciska koło Bóbrki w obwodzie lwowskim. Fot. PAP/Vitaliy Hrabar
Wstrząsającą ilustracją braku grobów i nieoznakowanych nawet miejsc pochówków, najczęściej pospiesznych i pod osłoną nocy, jest kolegiata w Ołyce, w dawnej siedzibie ordynacji Radziwiłłów. Barokowa wspaniała świątynia, z wielkim wysiłkiem, powolutku poddawana renowacji dzięki staraniom Fundacji Dziedzictwa Kulturowego i pieniądzom z Polski, kryje wokół swych murów niejedne szczątki rzezi wołyńskiej: cóż więc z baroku, jeśli nie możemy pochować naszych umarłych. To już nie jest dramat Antygony, rzecz idzie w tysiące nieistniejących grobów.

– To jest właściwie najważniejszy postulat, jaki wynika z procesu przebaczenia i pojednania – zakończył swoje wołyńskie kazanie w Parośli abp Stanisław Gądecki, stojąc nad wciąż prowizorycznym miejscem pochowku. – Zwracam się więc z gorącym apelem do prezydentów Ukrainy i Polski oraz do władz parlamentarnych obu narodów o zgodę na godne pochówki wszystkich ofiar ludobójstwa, poprzedzone ekshumacjami ciał pomordowanych, aby ich rodziny mogły wreszcie zapalić znicz i pomodlić się nad tymi wielce pouczającymi dla naszej przyszłości grobami – powiedział abp Gądecki.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Nie wiem, czy hierarcha już wtedy wiedział, że do łuckiej katedry przyjdą razem na modlitwę prezydenci Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski, który jest zresztą w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo ofiarą banderowskich oddziałów licznie padali także Żydzi. – Można postawić hipotezę, że prezydent Ukrainy kieruje się uwarunkowaniami dużo poważniejszymi niż tylko historia relacji polsko-ukraińskich. Ukraińcy muszą się zmierzyć, prędzej czy później, także z problemem ich udziału w Holokauście – skomentował tegoroczne kościelne uroczystości prof. Jan Żaryn, ubolewając nad nieadekwatną odpowiedzią biskupów grekokatolickich.

Czy jest inna droga?

Wszystkie te wydarzenia, orędzia i modlitwy nie przeszkadzają, oczywiście, politycznym komentatorom – albo nie doczytali, albo z góry wiedzą lepiej – wypisywać, że Kościół wysługuje się politykom czy jakoś tak. I że „współcześni polscy biskupi uwierzyli, że Polska prowadzi politykę wschodnią i ma jakąś dyplomację. Jak uczy więc historia, dla Polski jest lepiej, by Kościół, zajmując się pojednaniem, dyplomację prowadził sam, państwo omijając szerokim łukiem”, jak napisał w Onet komentator tego portalu Witold Jurasz.

Otóż Kościół, jak pokazuje omawiane w Tygodniku TVP kazanie abp Gądeckiego na Jasnej Górze wygłoszone 3 maja, nie miał zamiaru czekać na to, co zrobi w tym roku nasze państwo z kolejna rocznicą. I sam się zabrał za wyrównywanie kolejnych odcinków drogi prowadzącej do pojednania, jeśli nawet nie uzyskał ze strony braci grekokatolików wszystkiego, co zamierzał. W ciągu dwudziestu zaledwie lat i tak zbudowano potężny kawał tej drogi. Ale trzeba na nią wejść i iść dalej, nawet jeśli powoli.. – Choć, oczywiście, różni ludzie mają różną wrażliwość i zawsze będą tacy, którym – jak mówi nasz redakcyjny kolega Piotr Kościński, znakomity specjalista od spraw wschodnich – wciąż będzie za mało opisów ludobójstwa, za mało ustawionych krzyży, nawet jeśli będzie ich tysiąc, za mało pokajania strony ukraińskiej i jej próśb o wybaczenie.

Jeśli więc nie dominikanin Jacek Salij, nie abp Stanisław Gądecki, nie Jan Paweł II i inni święci – to kto nas może jeszcze przekonać, że innej drogi nie ma i nie będzie.

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Ruiny kościoła na terenie nieistniejącej już wsi Huciska koło Bóbrki w obwodzie lwowskim. Z okazji 80. rocznicy rzezi wołyńskiej, przedstawiciele Lwowskiej Obwodowej Administracji Wojskowej, pracownicy Konsulatu Generalnego RP we Lwowie oraz lokalnych organizacji polskich złożyli kwiaty i zapalili znicze. Fot. PAP/Vitaliy Hrabar
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?