Felietony

W królestwie nienawiści

Napędzają nas negatywne emocje i chęć posiadania. Więcej i więcej. A że nas też jest lawinowo i globalnie coraz więcej, to i zajadłość wprost proporcjonalna do gęstości zaludnienia.

Kiedyś nie używano tak intensywnie negatywnych emocjonalnie określeń. Nienawiść? Skądże. Można było kogoś nie lubić, ale nie aż do tego stopnia, żeby do zabicia. Teraz hejterzy tylko czekają na to, żeby kogoś pozbawić życia „bezkrwawo”, najpierw odbierając wiarę w jego sens. Pomoc u terapeutów to ratunek dla nielicznych. Większość słania się samotnie, wpadając w depresję lub uzależnienia.

Trochę bardziej od nas na wschód

Nie ma terenu wolnego od jej wpływu. Sztuka? Ależ skąd, zionie nienawiścią.
Wszechmądrzy powołują się na Goyę i „Kaprysy” czy „Saturna pożerającego dzieci”. Tylko że… wtedy to było przeciwko antyhumanistycznym zachowaniom bez nadziei na nagrody czy apanaże. Goya liczył się z następstwami, bo już wcześniej dostał po kulach.

Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Grzmi się o wolności sztuki, o jej niezależności od zewnętrznych wpływów. Artysta ma wyrażać swoje emocje i stanowisko na wszelkie dostępne mu sposoby.

No jednak nie.

Choć polityczna poprawność przybiera różne oblicza w rozmaitych krajach i okolicznościach, rygorystycznie egzekwowana staje się kagańcem. Czasem jest to wpis na czarną listę niebytu, kiedy indziej – przyspieszenie nieistnienia w sposób fizyczny.

Ten drugi wariant dotyczy białoruskiego artysty i więźnia politycznego Alesia Puszkina. Zamilkł na zawsze w nocy z 10 na 11 lipca tego roku w „niewyjaśnionych okolicznościach”. Nie był na to nieprzygotowany, choć zapewne nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń – od wczesnej młodości brał się za bary najpierw z radzieckim, potem rosyjskim reżimem. Chciało mu się białoruskiej niezależności, ogłoszonej po raz pierwszy w historii pod koniec I wojny światowej (25.03.1918). Trwało to raptem do stycznia następnego roku. O dalszych losach naszego wschodniego sąsiada proszę dowiedzieć się samodzielnie – jeśli ktoś ciekaw.

Dzień proklamowania niezawisłości Białorusi Aleś Puszkin przywoływał na własny sposób: w jej rocznicę malował obraz. Przez ponad 20 lat kompozycja stawała się coraz jaśniejsza, aż w końcu miała rozbłysnąć bielą wolności. Tak się nie stało z przyczyn, o których wszyscy wiemy. Bieżący (i, niestety końcowy) stan pracy można będzie oglądać w specjalnie w tym celu zaaranżowanym pomieszczeniu w Centrum Sztuki Współczesnej – Zamku Ujazdowskim (od 08.08.2023).

To nie pierwszy kontakt, jaki będzie dany polskiej publiczności, by zapoznać się z działalnością i postacią Alesia (był lepiej znany pod tym imieniem niż własnym nazwiskiem, zarazem – przypadkowo – słynnego rosyjskiego poety, z którym nie miał żadnych rodzinnych powiązań). Pomijając zrealizowany w 2007 roku przez Andrzeja Fidyka dokument pt. „Białoruski walc” (pokazywany w TVP), którego bohaterem był wspomniany twórca, Aleś był tu aktywny jako artysta wizualny i happener.

Mroczna wizja Białorusi: koszmarny chaos i siły diabelskie

U Alesia Puszkina poglądy nacjonalistyczne szły w parze z nowatorstwem w sztuce.

zobacz więcej
Już 23 lata temu, w lipcu 2000 roku, artysta brał udział w wystawie „Nowa Sztuka Białorusi” – także eksponowanej w stołecznym CSW. Potem systematycznie uczestniczył w plenerach organizowanych w naszym kraju i prezentował dorobek tudzież performances w polskich galeriach.

Piotr Bernatowicz, dyrektor Ujazdowa, miał okazję poznać Alesia i nawiązać z nim przyjacielskie relacje. – To nie był nawiedziony opozycjonista ani cierpiętnik – opowiadał Bernatowicz. – Do końca pozostał optymistą, entuzjastycznie nastawionym do życia. Duży, mocno zbudowany facet, silny także charakterem. Nawet pobyt w więzieniu potrafił spożytkować artystycznie. Na przykład rysował. I to wcale nie negatywne wydarzenia! On rysowaniem projektował sobie to, na co miałby ochotę. Choćby na takie czy inne dania. Chyba każdy wie, że jadłospis więzienny nie należy do urozmaiconych. A on snuł rysunkowe wizje swoich ulubionych potraw.

Aleś studiował w Białoruskim Państwowym Instytucie Artystyczno-Teatralnym w Mińsku, lecz miał przerwę w studiach – został zmobilizowany i wysłany na wojnę do Afganistanu. Po powrocie udało mu się zakończyć naukę, po której skierowano go do pracy w Witebsku. Miasto z artystycznymi tradycjami (miejsce urodzin Marca Chagalla, potem jego pracy dydaktycznej w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie starł się z osobowością Kazimierza Malewicza), Puszkin założył tu pierwszą galerię sztuki nowoczesnej, nazwaną – nieco żartobliwie – „U Puszkina”.

Za pierwszą kadencję podziękował prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence kończąc (formalnie) pracę w 1999 roku… taczkami gnoju, wywalonego przed prezydencką rezydencją w Mińsku.

Jak się skończyła walka Alesia o „swoje”, czyli narodowe racje?
Podobno podjęto próby jego „ratowania”, gdy de facto umierał w więzieniu w Grodnie z powodu perforacji żołądka wywołanej chorobą wrzodową.
Taka bywa cena płacona przez współczesnych buntowników.

Donosi życzliwy

Żyjemy w czasach rzekomo „ciekawych”, które można próbować dookreślić na różne sposoby, szukając słów czy skojarzeń między eugleną zieloną a partycypacją w parcelach na Marsie. Tam też jest nadzieja na stworzenie kolonii pierwotniaków z walnym udziałem naszego gatunku, chyba niesłusznie zwanego homo sapiens. Jakie z nas istoty rozumne?

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Napędzają nas negatywne emocje i chęć posiadania. Więcej i więcej. A że nas też jest lawinowo i globalnie coraz więcej, to i zajadłość wprost proporcjonalna do gęstości zaludnienia.

Gdybym miała znaleźć określenie na obecny czas, powiedziałabym – to królestwo nienawiści. Jak wiadomo, skłóconymi najłatwiej rządzić. Podobno pierwsi Rzymianie wprowadzili w czyn tę zasadę. W polskiej tradycji „dziel i rządź” sięga czasów piastowskich – ale co tu ograniczać się do jednego terytorium, rysowanego na mapie czymś, co wciąż nazywa się granicami?

Globalna wioska zaistniała w „Galaktyce Gutenberga” przeczuwanej przez Marshalla McLuhana już w 1962 roku. Jednak nawet kanadyjski teoretyk komunikacji nie zdołał przewidzieć, że najważniejszym masowym przekazem pierwszej połowy XXI wieku będą negatywne emocje. Ostatnio z „plusem ujemnym”. Czyli im gorzej, tym lepiej. Tym goręcej.

Kiedyś postrachem byli anonimowi donosiciele, podpisujący zazwyczaj swoje nasączone jadem, prawdziwe bądź wyimaginowane „skargi” i „obawy” dyktowane „troską o publiczne dobro”, hasłem „Życzliwy”.

Teraz nie trzeba pisać donosów. Wystarczy opublikować w mediach społecznościowych – pod własnym nazwiskiem czy nickiem – nieprawdziwą a krzywdzącą informację o kimś, komu chce się zaszkodzić. Nie ma szans pisać sprostowań, szukać pomocy u prawników. Może ktoś bardzo zasobny i ustosunkowany da radę pomówieniom. Zwykły człowiek obrzucany jest błotem bezkarnie i skutecznie. Zwłaszcza wtedy, kiedy uwiarygodnia ją jakiś środowiskowy „autorytet”, któremu akurat zależy na zniesławieniu kogoś, kto pamięta niewygodne dlań prawdy.

Trochę retro

Niedawno ukazało się drugie wydanie książki Stanisława Lema „Okamgnienie” (WL, 2023), pozycji genialnej w swym wizjonerstwie. Pierwsza edycja powstała bowiem jako zbiór felietonów (esejów?) w reakcji naszego pisarza na naukowy raport „Technologie XXI stulecia”, zamówiony przez niemiecki rząd w połowie lat 90. ubiegłego wieku.

Lem: życie pod lupą trzymaną przez milicję

Młodsze pokolenie oczekiwało od niego bardziej jednoznacznych deklaracji politycznych.

zobacz więcej
Dwadzieścia jeden krótkich tekstów. Początkowo mają charakter polemiki lub (nawet) autokrytyki własnych powieści z gatunku fantastyki naukowej, tworzonych przez Lema z pozycji „zakurtynowej”. Pod od koniec (publikowane są chronologicznie) nabierają złowieszczego brzmienia. W dwutysięcznym roku autor „Summy technologiae” zapowiada to, co obserwujemy obecnie. Tylko u niego nie ma ani cienia hurraoptymizmu, cechującego wypowiedzi elokwentnych protagonistów turbokapitalizmu, skrzyżowanych z obietnicami piewców technologicznego raju i innych bzdur, w które wierzą chyba tylko – by użyć określenia Lema – „osoby bardzo niedokształcone i młode”.

Rzeczywistość jest odwrotna wobec tych prognoz, snutych przez „watahy odkrywców, wynalazców, naukowców oraz syntetycznych wielbłądów z nagimi dziewczętami między garbami, jako też tanków udających słonie i słoni naśladujących tanki”. Nie po raz pierwszy maluczcy tego świata są ciśnieni przez niby-elitę napędzaną chcicą wycyckania naiwnych. Zawsze miało to miejsce, lecz nie na wielomiliardową skalę.

Ostatni felieton Lema we wspomnianym „Okamgnieniu” brzmi jak wycie nad truchłami wszelkich ideałów. Przerażenie, świadomość, że tego obłędu nie da się odkręcić. Kiedy już nie ma się nadziei, jakakolwiek kokieteria i krycie się pod maską futurofantastyki nie ma sensu. Kiedy już każdy będzie miał to, czego zapragnie, „od pieluszek po mogiłę bezwonnie elektroniczną”, stanie się to, co dziś obserwujemy: „Śniąc lube marzenia senne na jawie, fantomatyzowane tłumy będą wprawdzie nadal płodziły rodzinnie dzieci, ale owa dziatwa, jako wyśniona i tym samym nierealna, poważnie przyczyni się do nastania miłego końca świata, którego, jak mawiał niezapomniany Kisiel, wam i sobie życzę”.
Howgh.

Żyjmy dłużej

Taki tytuł nosił miesięcznik wydawany od 1958 roku, który cudem utrzymuje się nadal na rynku, oferując podobno rzetelne informacje na temat zdrowia i profilaktyki. Co i rusz natrafiam na porady, jak samodzielnie (choć z dużym zaangażowaniem czasowym, a także finansowym) przedłużyć sobie ziemski pobyt. Pomijając komfortowe emeryckie raje za bajońskie sumy, technologiczni mędrcy mamią nas bajerami o wydłużeniu życia do ponad setki, a i 120 stanie się normą.

Słyszałam o starcu-multimilionerze, zlecającym comiesięczne przetaczanie krwi – własnej, zużytej, na młodzieńczą, tętniącą zdrowiem. Podobno ten współczesny wampir ma się kwitnąco. A farmy sztucznych organów, polowania na „dawców części wymiennych”, utrzymywanie w śpiączce tych, którzy nie wrócą do świata, ale ich wątpia działają tak długo, jak sztucznie podtrzymywane tchnienie? Taki luksus nie dla każdego.

Już Michel Houellebecq prawił w „Możliwości wyspy” o „nieśmiertelnych”, samoistnie reprodukujących się ludziach (?), bytujących w odosobnieniu jak w szklanych pałacach oraz hordach zdziczałych niby-ludzi, egzystujących (krótko) poza tymi izolatkami, dziesiątkowanych chorobami i nienawiścią. Bo gdy nie ma się nic do stracenia i jedynym kierunkowskazem staje się instynkt przetrwania, kultura idzie w zapomnienie.

Tu także Lem miał wiele do powiedzenia już 23 lata temu. „Okamgnienie” wydaje się profetyczną wizją wobec szalbierczych prognoz entuzjastów nowych technologii, z IA na czele. „Bardzo wiele osiągnięć, zwłaszcza naukowych, świadczy o tym, że globalny koszt działań sprzyjających życiu będzie rósł z upływem czasu, zapewne z przyspieszeniem, przez co może dojść do bezwzględnego, ale i racjonalnego rozwarstwienia ludzkich mas na czołówkę, która usprawni i wydłuży swoje życie, i na ogromną resztę wegetującą po staremu”.

Gdy gra toczy się o dołączenie do grona wybrańców versus bezimienna egzystencja z dnia na dzień, uczciwość i wierność jakimkolwiek „tradycyjnym” wartościom idzie w odstawkę.
Wygodna i usłużna cyfra pozwala pozbyć się konkurencji bez użycia broni, która wymaga nauki, nazwijmy to umownie, fechtunku.
Teraz wystarczy słowo.

Niewidoczny jad

Od dawna wiadomo, że trujące słowo może zadać rany głębsze niż broń. Może nawet uśmiercić – choć człowiek atakowany złą mową/obmową pozostanie przy życiu.
Jakie formy przybiera nienawiść?

Kłopot z niepowagą

W swych kolażach Wisława Szymborska zrobiła ze szmiry… antytezę szmiry.

zobacz więcej
Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,
jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.

Nie jest jak inne uczucia.
Starsza i młodsza od nich jednocześnie.
Sama rodzi przyczyny,
które ją budzą do życia.
Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.
Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.


To pierwsze strofy wiersza Wisławy Szymborskiej o „bohaterce” nazwanej wprost, bez niedomówień. Nienawiść. Spersonifikowana.
Kto jej doznał – zadziwi się trafnością metafor poetki. Ona sama zaś zdumiałaby się potężniejącymi rozmiarami tego twora-potwora, który

…Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
– ona jedna.


Szymborska nakreśliła „portret” tego najsilniejszego z uczuć trzydzieści lat temu, a przynajmniej wtedy opublikowała wiersz w tomiku pt. „Koniec i początek”. Chyba każdy wie, jaka to była epoka – postransformacyjny entuzjazm polityczny i czas budowania zrębów nowych fortun z jakże częstym wykorzystaniem „luk prawnych”. W ogóle, kapitalizm wdarł się do jaźni rodaków i niweczył wszystko zastane, by żywym ogniem wolnorynkowej swobody wypalić wszystko, co przypominało poprzedni ustrój. Pod nóż poszli ludzie winni i niewinni. Tych drugich zdecydowanie więcej – jako że ci pierwsi mieli argumenty przetargowe w postaci zakorzenienia w niezniszczalnych, niewidocznych układach. Zastanawiałam się – kogo noblistka miała na myśli pisząc to, co zacytowałam powyżej? [Przypomnijmy: ten napisany wcześniej utwór poetka wykorzystała 4 czerwca 1992, przesyłając go do redakcji „Gazety Wyborczej", która, zgodnie z intencją autorki, wykorzystała wiersz do politycznego ataku na obalony właśnie rząd Jana Olszewskiego - red.]

Nie funkcjonowało jeszcze określenie „mowa nienawiści”, nie rozpisywano się o mobbingu; nieznane były terminy „stalking” ani „staffing” (kto nie wie, wyjaśniam: to niejako odwrotność mobbingu, czyli nękanie kadry lub osoby zarządzającej firmą przez podwładnych). Ba, jeszcze nie znaliśmy hejtu ani hejterów. Oczywiście, jak świat światem, istniało zjawisko metodycznego niszczenia niewygodnych ludzi poprzez obmowy i odbieranie im zarówno godności, jak i prawa do obrony.

Współczesny ostracyzm może być bardziej dotkliwy niż wygnanie z miasta, stosowane w starożytności. Infamia często ma formę środowiskowego wykluczenia, niekoniecznie zauważalnego dla osób pozostających poza tym kręgiem.
Internetowe fora, a obecnie także deep-fakes doskonale nadają się do manipulowania zbiorowymi emocjami oraz przekonaniami.
Nie pomogą coraz bardziej przepracowani psychoterapeuci i psychologowie.
Z nią – nienawiścią – nikt się nie zmierzy.

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Rzeźba Nemki Mii Florentine Weiss zatytułowana LOVE/HATE, odsłonięta 31 października 2019 r. na wrocławskim placu Nowy Targ. Monument LOVE HATE jest ambigramem – napisem możliwym do odczytania z dwóch stron: z jednej jest wyraz „Love”, z drugiej natomiast „Hate” (miłość i nienawiść). Instalacja gościła też m.in. w Berlinie, Monachium, Goslar, Brukseli, Beroun, Pradze i Arcachonie. Fot. PAP/Maciej Kulczyński
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?