Impulsem do napisania listu był esej Lema „Chance and Order” („Przypadek i Ład”), opublikowany w styczniowym numerze „New Yorkera”. Le Guin odniosła się do zawartych tam intymnych wyznań, zauważając, że obecny sposób myślenia Lema jest niewątpliwie pokłosiem jego niezwykłych doświadczeń życiowych.
W tym autobiograficznym eseju bardziej interesowały ją jednak jego uwagi o literaturze SF, zwłaszcza amerykańskiej: „To, jak oceniasz nas wszystkich, «resztę» nas! Przyjmujesz pozycję Jehowy, który ma prawo do wydawania bezstronnych i arbitralnych sądów. Spośród współczesnych pisarzy godny uwagi jest dla Ciebie właściwie tylko Saul Bellow. Borges (być może większy szczęściarz) zasłużył jedynie na przypis. Philip Dick i ja, wraz z całą resztą współczesnej fantastyki naukowej, zostaliśmy przez Ciebie – po cichu, lecz nieuchronnie – masowo potępieni jako łotrzykowie wykorzystujący dorobek poprzedników, epigońskie śmieci. Nie zgadzam się wcale z tym, że Verne, Wells i Stapledon nakreślili mapę całego terytorium. Uważam, że Twój ogląd literatury jest niekompletny i nieaktualny, co fatalnie osłabia Twój osąd. Niemniej gdy opinia jest wypowiadana tak autorytatywnie, nie ma sensu z nią dyskutować”. (...)
„Od dawna uważam Cię za wielkiego sojusznika i nawet jeśli to było tylko złudzenie, jego utrata byłaby dla mnie bolesna. Mam nadzieję, że nie muszę go tracić”.
Lem odpowiedział na ten list dopiero po dwóch miesiącach, kiedy przesyłka dotarła przez Kraków do Wiednia. Podkreślał, że „Przypadek i Ład” to w pierwszej kolejności esej autobiograficzny i odniósł się w nim do książek, które wpłynęły na niego jako pisarza science fiction, jeszcze zanim poznał twórczość Philipa K. Dicka i Le Guin. Jednocześnie przyznawał, że niewiele wie o współczesnych sporach literackich w USA. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
Le Guin przeprosiła za list napisany w złości i przyznała, że czuje się zawstydzona. Sugerowała, że w anglojęzycznym przekładzie zatraciły się te subtelności, o których napisał Lem, oraz że pobrzmiewa w nim dość agresywny ton, którego nigdy nie czuła w jego listach, co też może być kwestią tłumaczenia. Potwierdziła również plotki, które dotarły do Lema już wcześniej, na temat jej wystąpienia ze SFWA, spowodowanego sposobem, w jaki stowarzyszenie potraktowało Lema. W odpowiedzi na ten list pisarz uznał, że nieporozumienie zostało wyjaśnione.
Mimo protestów uznanych pisarzy w latach siedemdziesiątych Lema ostatecznie wykluczono ze SFWA, jako że bezpośrednio zaatakował poziom pisarstwa stowarzyszonych tam twórców science fiction. W liście informującym go o tej decyzji powołano się jednak na przeszkodę prawną, a nie na konkretny artykuł prasowy, który wywołał burzę.
Dyskusja na temat granic krytyki wewnątrz środowiska rozgrzewała kolejne pokolenia badaczy i pisarzy, a Lem do końca życia musiał opowiadać o tej historii rozmówcom zapraszającym go na wywiady i spotkania. Zazwyczaj podkreślał, że nie odbiło się to na jego karierze, bardziej bolało go oskarżenie Philipa K. Dicka o kradzież pieniędzy za wydanie po polsku „Ubika”. Do żelaznego repertuaru anegdot o amerykańskich kontaktach Lema należy i ta o donosie napisanym przez Dicka do FBI, jakoby polski pisarz był komunistycznym agentem. (…) Dzięki anglojęzycznym przekładom i obecności na rynku amerykańskim zyskał za to przyjaźń Ursuli Le Guin, jednej z najważniejszych pisarek XX wieku.
Prognozy Chochoła
Lem podziwiał postawę swojego najbliższego przyjaciela [Jana Józefa Szczepańskiego – red.]. Do Sławomira Mrożka pisał, że „zasadniczo sumieniem moim jest Jaś Szczepański, jego superego zeksterioryzowane, bo w tak silnym blasku cnoty trudno bardzo się ześwinić, nawet gdy ma się na to nieco ochoty”.