Kultura

Lem: życie pod lupą trzymaną przez milicję

Dyskusja na temat granic krytyki wewnątrz środowiska rozgrzewała kolejne pokolenia badaczy i pisarzy, a Lem do końca życia musiał opowiadać o tej historii. Zazwyczaj podkreślał, że nie odbiło się to na jego karierze, bardziej bolało go oskarżenie Philipa K. Dicka o kradzież pieniędzy za wydanie po polsku „Ubika”. Do żelaznego repertuaru anegdot o amerykańskich kontaktach Lema należy i ta o donosie napisanym przez Dicka do FBI, jakoby polski pisarz był komunistycznym agentem.

Fragmenty biografii Stanisława Lema „Ucieczka z Wysokiego Zamku” drukujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.

W maju 1977 roku Lem wyjechał na pięciomiesięczne stypendium do Berlińskiej Akademii Sztuki. Po raz pierwszy miał okazję napisać do Ursuli Le Guin z Berlina Zachodniego, a to oznaczało, że w sposób bardziej bezpośredni mógł jej opowiedzieć historię porażki związanej z próbą [polskiego – przyp.red.] wydania „Czarnoksiężnika z Archipelagu” [autorem przekładu był młody wówczas poznański poeta Stanisław Barańczak, już wtedy mocno zaangażowany w działania opozycyjne i z tego powodu objęty zakazem druku przez władze – przyp.red.] oraz wyjaśnić, w jakich realiach tworzy. Ogromnie frustrowała go wtedy własna bezsilność.

Wcześniej, podczas wystawnej fety z okazji dwudziestopięciolecia istnienia Wydawnictwa Literackiego, głośno opowiedział o swoich kłopotach z wydaniem „Czarnoksiężnika” w tłumaczeniu Barańczaka. Zadziwiło go, że nikt z obecnych nie skomentował tej sytuacji: „Był to po prostu pokaz dobrych manier w Krakowie, a przy okazji doskonała demonstracja oportunizmu”.

Po imieniu z Ursulą

Chciał odmalować Le Guin lokalny koloryt, przy okazji wyznając: „Słyszę, że nie ma już żelaznej kurtyny, niemniej cała moja korespondencja przychodząca z zagranicy jest otwierana i oczywiście czytana. Ponieważ tego listu podobny los nie spotka, mogę Pani napisać, jak to jest być «wybitnym polskim pisarzem». Otóż trzeba żyć pod lupą trzymaną przez milicję. Być może teraz lepiej Pani zrozumie, dlaczego aż tak mnie nie przygnębiło wyrzucenie z SFWA” [Towarzystwo Pisarzy SF - przyp.red.]

Jednocześnie zastrzegł, by pisarka nigdy publicznie nie dzieliła się tym fragmentem jego zwierzeń, bo chce jeszcze móc wrócić do Krakowa, gdzie zostawił rodzinę. „Bardzo źle jest żyć w «kraju socjalistycznym» i zarazem bardzo źle jest być emigrantem”. Ironicznie komentował zerwanie współpracy z Wydawnictwem Literackim, bo po raz pierwszy został w Polsce bez wydawcy, podczas gdy miał ich wielu za granicą.

Choć przerwa nie trwała długo, na tym etapie jego kariery była jednak zadziwiająca i z pewnością budziła lęk o przyszłość. „Nie mogę nawet wykluczyć, że mój wydawca, ta ciekawa hybryda członka partii i delegata milicji [ Lem pisał tu o Andrzeju Kurzu, ówczesnym dyrektorze Wydawnictwa Literackiego, który był członkiem PZPR i opracowywał podręczniki do marksizmu-leninizmu – przyp. red.] , opublikuje jakimś cudem Pani powieść, aby pokazać, jak fałszywy był mój ogląd faktów. Oczywiście byłbym zadowolony, gdyby tak się stało i gdyby „Czarnoksiężnik” ukazał się w Polsce, mimo to zakończyłem tę współpracę. Wystarczy”.
Ursula K. Le Guin w swoim domu w Portland w stanie Oregon w 2001 roku. Fot. Beth Gwinn/Getty Images
List Lema zastał Ursulę Le Guin w południowej Kalifornii, gdzie przez miesiąc uczyła studentów, po raz pierwszy na tak długo odseparowana od rodziny. „Sądzę, że samotność sprzyja przesadnym reakcjom emocjonalnym, być może dlatego czytałam Twój list ze łzami w oczach”. Przyznała się, że podczas zajęć seminaryjnych poświęconych współczesnym powieściom science fiction, omawiając „Niezwyciężonego”, opowiedziała o sytuacji Lema w Polsce. Spotkało się to z energicznym protestem jednej z marksistowskich studentek z pokolenia ’68, której nic nie było w stanie przekonać, że twórcy w bloku wschodnim są poddani państwowemu nadzorowi.

Le Guin dodała, że odkąd Lem napisał do niej po raz pierwszy, zastanawiała się, kto oprócz nich czyta ich korespondencję, i podkreśliła, że także w USA przez kilka lat rządów Nixona otwierano i czytano większość prywatnych listów wysyłanych za żelazną kurtynę. Dopiero od tego listu oboje zaczęli zwracać się do siebie po imieniu.

W pozycji Jehowy

W ich korespondencyjnej znajomości zdarzały się także burzliwe spory. Mimo że Le Guin cierpliwie znosiła przejawy apodyktyczności Lema, to z niektórymi jego poglądami nie mogła się zgodzić. „W czasach gdy z Polski docierały do nas fragmentaryczne i przerażające wiadomości – pisała w lutym 1984 roku – skontaktowałam się ze Stanisławem Barańczakiem na Harvardzie i zapytałam go, czy powinnam się o Ciebie martwić. Odpowiedział: nie, nie martw się, Lem jest bezpieczny”.

Śmiać się i smucić z panem Lemem

Cyfrowe maszyny mogą napytać nam większej biedy niż ta, której miały zapobiec – ostrzegał.

zobacz więcej
Impulsem do napisania listu był esej Lema „Chance and Order” („Przypadek i Ład”), opublikowany w styczniowym numerze „New Yorkera”. Le Guin odniosła się do zawartych tam intymnych wyznań, zauważając, że obecny sposób myślenia Lema jest niewątpliwie pokłosiem jego niezwykłych doświadczeń życiowych.

W tym autobiograficznym eseju bardziej interesowały ją jednak jego uwagi o literaturze SF, zwłaszcza amerykańskiej: „To, jak oceniasz nas wszystkich, «resztę» nas! Przyjmujesz pozycję Jehowy, który ma prawo do wydawania bezstronnych i arbitralnych sądów. Spośród współczesnych pisarzy godny uwagi jest dla Ciebie właściwie tylko Saul Bellow. Borges (być może większy szczęściarz) zasłużył jedynie na przypis. Philip Dick i ja, wraz z całą resztą współczesnej fantastyki naukowej, zostaliśmy przez Ciebie – po cichu, lecz nieuchronnie – masowo potępieni jako łotrzykowie wykorzystujący dorobek poprzedników, epigońskie śmieci. Nie zgadzam się wcale z tym, że Verne, Wells i Stapledon nakreślili mapę całego terytorium. Uważam, że Twój ogląd literatury jest niekompletny i nieaktualny, co fatalnie osłabia Twój osąd. Niemniej gdy opinia jest wypowiadana tak autorytatywnie, nie ma sensu z nią dyskutować”. (...)

„Od dawna uważam Cię za wielkiego sojusznika i nawet jeśli to było tylko złudzenie, jego utrata byłaby dla mnie bolesna. Mam nadzieję, że nie muszę go tracić”.

Lem odpowiedział na ten list dopiero po dwóch miesiącach, kiedy przesyłka dotarła przez Kraków do Wiednia. Podkreślał, że „Przypadek i Ład” to w pierwszej kolejności esej autobiograficzny i odniósł się w nim do książek, które wpłynęły na niego jako pisarza science fiction, jeszcze zanim poznał twórczość Philipa K. Dicka i Le Guin. Jednocześnie przyznawał, że niewiele wie o współczesnych sporach literackich w USA. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.


Le Guin przeprosiła za list napisany w złości i przyznała, że czuje się zawstydzona. Sugerowała, że w anglojęzycznym przekładzie zatraciły się te subtelności, o których napisał Lem, oraz że pobrzmiewa w nim dość agresywny ton, którego nigdy nie czuła w jego listach, co też może być kwestią tłumaczenia. Potwierdziła również plotki, które dotarły do Lema już wcześniej, na temat jej wystąpienia ze SFWA, spowodowanego sposobem, w jaki stowarzyszenie potraktowało Lema. W odpowiedzi na ten list pisarz uznał, że nieporozumienie zostało wyjaśnione.

Mimo protestów uznanych pisarzy w latach siedemdziesiątych Lema ostatecznie wykluczono ze SFWA, jako że bezpośrednio zaatakował poziom pisarstwa stowarzyszonych tam twórców science fiction. W liście informującym go o tej decyzji powołano się jednak na przeszkodę prawną, a nie na konkretny artykuł prasowy, który wywołał burzę.

Dyskusja na temat granic krytyki wewnątrz środowiska rozgrzewała kolejne pokolenia badaczy i pisarzy, a Lem do końca życia musiał opowiadać o tej historii rozmówcom zapraszającym go na wywiady i spotkania. Zazwyczaj podkreślał, że nie odbiło się to na jego karierze, bardziej bolało go oskarżenie Philipa K. Dicka o kradzież pieniędzy za wydanie po polsku „Ubika”. Do żelaznego repertuaru anegdot o amerykańskich kontaktach Lema należy i ta o donosie napisanym przez Dicka do FBI, jakoby polski pisarz był komunistycznym agentem. (…) Dzięki anglojęzycznym przekładom i obecności na rynku amerykańskim zyskał za to przyjaźń Ursuli Le Guin, jednej z najważniejszych pisarek XX wieku.

Prognozy Chochoła

Lem podziwiał postawę swojego najbliższego przyjaciela [Jana Józefa Szczepańskiego – red.]. Do Sławomira Mrożka pisał, że „zasadniczo sumieniem moim jest Jaś Szczepański, jego superego zeksterioryzowane, bo w tak silnym blasku cnoty trudno bardzo się ześwinić, nawet gdy ma się na to nieco ochoty”.
1 kwietnia 1989. Niezależne Forum Kultury odbywające się w auli Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego. Na zdjęciu: pisarz, reporter, podróżnik Jan Józef Szczepański (z lewej, na pierwszym planie) i pisarz, dziennikarz i podróżnik Kazimierz Dziewanowski (z prawej). Fot. PAP/Grzegorz Rogiński
Niewielu ludzi mogło sprostać standardom etycznym wyznaczanym przez Szczepańskiego, także dlatego, że miał za sobą szkolenie wojskowe, działalność w podziemiu, partyzantkę w Armii Krajowej. Jego podziwiana powszechnie powściągliwość w ferowaniu sądów, a jednocześnie gotowość do rezygnacji z osobistych ambicji budziły szacunek.

Lem miał odmienne doświadczenia: wielomiesięczne życie w strachu przed okupantem, najbliższymi sąsiadami i przypadkowymi przechodniami. Zdawał sobie sprawę, że w krytycznych momentach, kiedy zagrożone jest życie całych rodzin, do ocalenia potrzebne są środki finansowe, znacznie przewyższające przeciętne dochody. Cały czas pamiętał, że z uwagi na pochodzenie może zostać zmuszony do budowania życia od nowa na emigracji. Nic dziwnego, że nie chciał wychodzić przed szereg (…).

Po dwóch latach przyglądania się represjom i wysłuchiwania publicznych kłamstw podjął decyzję o zaangażowaniu się w ruch kontestatorów systemu. Zrobił to we właściwym sobie stylu, czyli pisząc eseje.

W 1978 roku opublikował swoje pierwsze dwa artykuły poza oficjalnym obiegiem – w broszurze Polskiego Porozumienia Niepodległościowego – pod pseudonimem „Chochoł” (jeden z nich został przedrukowany w paryskiej „Kulturze”). Symbolicznie odwołał się więc do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego i tajemniczej postaci rodem z kultury ludowej, która podawała w wątpliwość wspólne cele narodu i obrosła w sprzeczne interpretacje.

Publikacje te stanowiły remedium na poczucie braku sprawczości i beznadziejne rachuby polityczne. Kontakt z emigracyjnymi pismami zawdzięczał Szczepańskiemu (…).

Osamotniony, staroświecki, dziwaczny. Poszedł dalej w ciemność…

Pod koniec życia był już na dobre i złe związany z prawicowymi tytułami, ale nigdy nie udawał zadzierżystego antykomunisty.

zobacz więcej
„Pogorszenie się sytuacji ekologicznej (już teraz w licznych regionach kraju zatrucie środowiska przekroczyło wszelkie normy i standardy) wraz z nasilającym się niedoinwestowaniem służby zdrowia (obcięcie importu leków, urządzeń medycznych itd.) pocznie pod koniec lat osiemdziesiątych coraz wyraźniej wpływać na stan zdrowia ludności i spowoduje skrócenie przeciętnej życia, lecz nasilenie się kłamstwa w publikowanych statystykach wszelkiego rodzaju może zjawiska takie przez długi czas wcale skutecznie maskować i będą na ów temat krążyć tylko niesprawdzalne pogłoski”.

Skądinąd to ciekawe, że postulaty opozycji dotyczące ochrony środowiska zostały dość szybko przyćmione przez postulaty polityczne i gospodarcze, podczas gdy kryzys ekologiczny i stan zdrowia społeczeństwa wymagał wprowadzenia konkretnych rozwiązań już wtedy.

W „Prognozach Chochoła” Lem przewidywał kolejną zapaść gospodarczą, nasilenie represji wobec obywateli i jeszcze większe upodobnienie polskiego ustroju do ZSRR.

W artykule „Paradoksy sowietyzacji” zwracał uwagę na lokalną specyfikę PRL, państwa socjalistycznego, które boi się klasy robotniczej. „Jej wystąpień spontanicznych władza PRL obawia się i to spędza nieraz sen ze strudzonych oczu członków Biura Politycznego. Środki mające uśmierzyć takie zagrożenie przejęli władcy PRL z bogatego sowieckiego arsenału; nie przejęli jak dotąd wszystkich, co znowu świadczy o tym, że proces sowietyzacji PRL jest jeszcze daleki od zakończenia”.

Według Lema-Chochoła postępująca sowietyzacja miała głębokie konsekwencje społeczne, ponieważ sprawiała, że obywatele stawali się bierni, a jednocześnie zajadli, potulni i cyniczni, cierpliwi i obłudni.

W jego artykule nie zabrakło też futurologii: „PRL łatwiej może się przedzierzgnąć w pseudo tyranię zgniłą, niż w sprężyście zarządzaną prowincję imperium, miłą Kremlowi, bo totalnie zsowietyzowaną. Tu należy wypowiedzieć taką jeszcze istotną uwagę, że Polska stała się ostatnimi czasy słabym ogniwem sowieckiego bloku, przez wewnętrzny nieład, który nie daje się opanować przede wszystkim na skutek nieudolności p o l i t y c z n e j rządzących”.

Nieoczekiwanie artykuł kończy optymistyczna pointa: „Nasz nierząd jest dziś naszą szansą na daleką przyszłość. Takie zdarzają się niekiedy złośliwe paradoksy historii”. Przewidywał więc, że nieudolność w zarządzaniu krajem, niezrozumienie procesów społecznych i stosowanie wyłącznie krótkofalowych, doraźnych środków zapobiegających kryzysom doprowadzi do upadku ustroju.

Esbecy wśród literatów

Jego kontestatorskie stanowisko dostrzegli funkcjonariusze bezpieki inwigilujący środowisko krakowskich literatów. W „Analizie stanu bezpieczeństwa”, której poddany został ZLP, podkreślano „negatywny stosunek do istniejącej w kraju rzeczywistości społeczno- politycznej” grupy skupionej wokół krakowskich członków PEN Clubu, do którego należał Lem.

Literaci-kontestatorzy podjęli intensywne działania, by na XX Zjeździe ZLP w Katowicach wyeliminować z list kandydatów należących do partii. Szczególnie zależało im na odsunięciu od władzy Władysława Machejka i Tadeusza Hołuja. Ich starania przyniosły oczekiwany rezultat, co niepokoiło władze PRL. Podczas zjazdu Kornel Filipowicz, Leszek Elektorowicz, Wiesław Paweł Szymański i Jan Józef Szczepański krytykowali niewydolność krajowej polityki kulturalnej, działalność cenzury i ograniczenia swobód twórczych.
Kraków, 1960. Stanisław Lem w garażu przy swoim domu, ulica Narwik na osiedlu Kliny. Fot. PAP/Piotr Barącz
Funkcjonariusze bezpieki podjęli liczne starania, by zminimalizować szkody, jakie opozycja mogła wyrządzić wizerunkowi PZPR i wpływom partyjnym w ZLP. Starano się wyprzedzić odpowiedzi na zarzuty poszczególnych prelegentów, co w nowomowie określano sformułowaniem „replika wyprzedzająca”. Solą w oku był Szczepański, którego wezwano na rozmowy i próbowano wywierać na niego naciski.

W raporcie funkcjonariusze odtrąbili sukces, uznawszy, że nastawieni opozycyjnie do władz literaci, choć zdobyli przewagę liczebną w Związku, nie zajęli kluczowych stanowisk, nie będą więc mieli wpływu na kierunek działań podejmowany przez lojalnych wobec partii działaczy. Informowali też, że dzięki pracy operacyjnej udało się pozyskać nowych współpracowników, czyli osoby chętne do udzielania informacji na temat innych pisarzy.

Było to ważne, ponieważ wszystkich niepokornych zamierzano odseparować od środowiska literackiego. Jako przykład takiego działania, polegającego na wywołaniu wewnętrznego konfliktu w Związku, autorzy raportu podali Lema, podkreślając, że choć zajmuje on krytyczne stanowisko wobec władz, sam czerpie «korzyści socjalne» z przysługujących mu przywilejów”.

Jak w każdej insynuacji, nie wynotowano w dokumencie żadnego konkretu o korzyściach systemowych, będących udziałem Lema. Nie wiadomo, czy chodziło o nagrody państwowe, pozwolenie na wyjazdy za granicę czy po prostu łaskawą zgodę na korzystanie z zarobionych dewiz. Funkcjonariuszom zależało po prostu, by wywołać plotki, które miały Lema zdyskredytować.

Młodzi i radykalni
Młodsze pokolenie oczekiwało od pisarza bardziej jednoznacznych deklaracji politycznych. W wywiadzie, którego w 1979 roku Lem udzielił studenckiemu pismu „itd”, Maciej Rybiński pytał go wprost, dlaczego nie wykorzystywał swojej pozycji i nie zabierał głosu w sprawach publicznych. Podkreślał też ubogie tło społeczne jego powieści i próbował znaleźć źródło tego oporu przed politycznym zaangażowaniem, a po wymijających odpowiedziach Lema przypomniał mu jego marksistowskie uwiedzenia, czyli pierwsze opublikowane książki.

„Ja nie jestem jedyny – bronił się Lem, który zgrzeszył w tamtych czasach, zwłaszcza w porównaniu z innymi. – Ja nawet ponoszę pewne straty materialne, nie podpisując umów na „Obłok Magellana”, ponieważ książka ta jest lukrowaną wizją przyszłości. Popełniłem wiele grzechów. Nawet pewne partie Astronautów rażą mnie swoim przesłodzeniem. Jeśli dziś mogę o sobie powiedzieć, że zmądrzałem, to w każdym razie proces był bardzo powolny”.

Dla zaangażowanych politycznie studentów argument o dobrowolnej rezygnacji z dewiz za przekłady powieści o globalnym zwycięstwie komunizmu nie był jednak przekonujący. Nie o słodycz wizji marksistowskich też im chodziło.

Rybiński konstatował: „Nie jest Pan wierzący, nie jest Pan marksistą, nie angażuje się Pan w sprawy publiczne, nigdy też nie słyszałem, żeby zaakcentował Pan silnie swoją przynależność do stowarzyszeń twórczych, choćby opowiedzeniem się po którejś stronie w głośnych sporach”.

Nadchodziło nowe i wśród tych podziałów coraz trudniej było znaleźć swoje miejsce komuś, kto programowo starał się przede wszystkim pisać i publikować książki.

– Agnieszka Gajewska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

„Ucieczka z Wysokiego Zamku” Agnieszki Gajewskiej
O książce

„Nawet jeśli ktoś nie czyta jego książek, nad naszymi głowami krąży planetoida 3836, nazwana przez Międzynarodową Unię Astronomiczną jego imieniem” – napisała Agnieszka Gajewska na zakończenie ogromnej biografii Stanisława Lema (1921-2006), nad którą pracowała kilka lat i którą Wydawnictwo Literackie przygotowało dla czytelników w dobiegającym końca Roku Lema ogłoszonym w stulecie jego urodzin.

Lem jest pisarzem, który przez lata – a zadebiutował już w 1946 roku – rozpalał wyobraźnię kolejnych pokoleń czytelników, a stworzone przezeń postaci jak Ijon Tichy czy Pilot Pirx weszły na stałe do historii literatury, nie tylko fantastyczno-naukowej; był też naukoznawcą i filozofem, czynnym i cenionym.

Zafascynowany możliwościami ludzkiego umysłu – studiował medycynę – był pisarzem w pewien sposób tragicznym, tworzył bohaterów pozbawionych emocji – racjonalnych w świecie podporządkowanym bezwzględnym wymogom rozumu. W Roku Lema można usłyszeć i takie tezy, że sprawiła to zamknięta przez pisarza – zatrzaśnięta wręcz w czeluściach niepamięci – przeszłość w lwowskim getcie i niedopuszczona do twórczego przepracowania świadomość Zagłady.

Stanisław Lem napisał wprawdzie – z wdzięcznością przyjętą przez lwowiaków – wspomnieniową książkę „Wysoki Zamek”, ale dopiero w „Ucieczce z Wysokiego Zamku” Agnieszki Gajewskiej przeczytamy o losie rodziny Lehmów w czasie sowieckiej i niemieckiej okupacji – i wypędzeniu ze Lwowa, którego pisarz już nigdy nie odwiedził.

Był pisarzem światowej sławy, czym lubiła się popisywać komunistyczna władza, z czym pisarz – do czasu – nie polemizował. Jego najbliższym przyjacielem był Jan Józef Szczepański, wybitny intelektualista i oparcie moralne dla środowisk nie tylko krakowskich. Ich pokazane w książce relacje są prawdziwym wzorcem przyjaźni.

Stanisław Lem był autorem niezwykle pracowitym i czytanym na całym świecie – do roku stulecia jego książki zostały wydane w łącznym nakładzie czterdziestu dwóch milionów – w przekładach na pięćdziesiąt dwa języki.

– Barbara Sułek-Kowalska
Zdjęcie główne: Kraków, luty 1966. Filozof, pisarz, futurolog, eseista i satyryk Stanisław Lem w swoim domu przy ulicy Narwik na osiedlu Kliny. Fot. PAP/Henryk Makarewicz
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.