Felietony

„Kos”, czyli popkulturowa wersja ludowej historii Polski

W filmie Maślony Kościuszko okazuje się być przywódcą nie tylko powstania narodowego, ale i rewolty społecznej. Jesteśmy bowiem świadkami buntu polskich chłopów. Występują oni przeciw swoim ciemiężycielom, czyli polskiej szlachcie, która w „Kosie” jawi się jako warstwa degeneratów.

Komuna wróciła. A może nigdy nie odeszła. W każdym razie nad współczesnym polskim dziejopisarstwem krąży widmo – widmo Karola Marksa i Fryderyka Engelsa.

Oczywiście, w kraju, w którym uchodzą oni za głównych teoretyków zbankrutowanego moralnie i politycznie systemu, nie wypada się powoływać na to, co po nich zostało. Niemniej są śmiałkowie, którzy to czynią. Tyle że swój przekaz wzmacniają oni czymś, co nad Wisłą ma szczególną siłę perswazji. Chodzi o ideologiczne błyskotki importowane zza Atlantyku.

Wiadomo, w Polsce wszystko, co amerykańskie, budzi respekt i bynajmniej nie kojarzy się z siermiężną peerelowską rzeczywistością, której ideologicznymi patronami byli Marks i Engels (o Włodzimierzu Leninie nie wspominam, bo to inny przypadek – zbrodniarz, którego bronią wyłącznie niszowi ekstremiści). Dlatego przekaz XX-wiecznej lewicy amerykańskiej dużo łatwiej sprzedać niż do znudzenia potępiane przez polskich antykomunistów ramoty dwóch niemieckich myślicieli.

Stąd się bierze w polskiej debacie publicznej kariera nurtu, który określany jest jako „ludowa historia Polski” (to też nawiązanie do tytułu wydanej w roku 2020 książki historyka i lewicowego publicysty, Adama Leszczyńskiego). W gruncie rzeczy mamy do czynienia z wzorami rodem z USA. Konkretnie chodzi przede wszystkim o inspirację głośną książką Howarda Zinna „Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od roku 1492 do dziś”. Autor tej wydanej w roku 1980 pozycji kreśli dzieje Ameryki z perspektywy grup społecznych przedstawianych jako ich ofiary. Są to: Indianie, Murzyni, kobiety, imigranci, biedota.

Ale historiografia to nie wszystko. W powszechnym przekonaniu obecnie jednym z głównych narzędzi przeprowadzania zmian społecznych jest popkultura. Dlatego aż się prosiło, żeby „ludowa historia Polski” znalazła swoje odzwierciedlenie w kinematografii. I tak się stało za sprawą filmu „Kos” w reżyserii Pawła Maślony. To koprodukowane przez TVP dzieło zostało obsypane licznymi nagrodami na tegorocznym Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni (między innymi dostało Złote Lwy).

Tło „Kosa” stanowią wydarzenia na ziemiach polskich między drugim a trzecim rozbiorem Rzeczypospolitej. Oto do Polski powrócił z Ameryki Tadeusz Kościuszko i dowodzi zrywem narodowym przeciw zaborcom. Za oceanem „Kos” (bo tak był tam nazywany) zdobył sławę, uczestnicząc w wojnie brytyjskich kolonii o niepodległość. Na ziemiach polskich towarzyszy mu przybyły wraz z nim czarnoskóry adiutant Domingo.

W filmie Maślony Kościuszko okazuje się przywódcą nie tylko powstania narodowego, ale i rewolty społecznej. Jesteśmy bowiem świadkami buntu polskich chłopów. Występują oni przeciw swoim ciemiężycielom, czyli polskiej szlachcie, która w „Kosie” jawi się jako warstwa degeneratów. Wyróżnia ją pastwienie się nad parobkami oraz wymachiwanie szabelką. To właśnie taka postawa przyczyniła się do upadku Rzeczypospolitej.



Tak więc w produkcji Maślony insurekcja kościuszkowska jest zrywem niosącym nizinom społecznym emancypację oraz inkluzywizm. Udział chłopów w powstaniu to akt ich uszlachcenia. Tym samym są oni dokooptowywani do narodu polskiego. A zawdzięczają to Kościuszce, który kreowany jest na typowego hollywoodzkiego bohatera. Nie tylko dzielnie wybawia z różnych opresji gnębiony lud, ale i okazuje się być też amantem. Wyznaje, że ma romanse z mężatkami, ponieważ potrafi kochać tylko te kobiety, z którymi nie może się wiązać.

Ktoś złośliwy mógłby zakpić z „Kosa”, że to film na miarę politycznie poprawnych standardów, które charakteryzują Netflix. Mamy tu przecież wspomnianego czarnoskórego mężczyznę – beneficjenta walki z niewolnictwem i rasizmem, a istotny motyw stanowi opór wobec ucisku społecznego.

Można też w „Kosie” doszukiwać się elementów tego, co bywa we współczesnej Polsce nazywane „przemysłem pogardy”. Oto na uwagę zwraca to, jak Polaków portretuje rosyjski kawalerzysta Iwan Dunin. Ten pół-Rosjanin, pół-Polak szydzi z hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Stwierdza, że Polacy wyżej stawiają honor jednostki nad dobro swojego kraju, co jest dla nich zgubne. W tym kontekście przypomina się ojkofobiczna teza, która niegdyś padła na łamach „Gazety Wyborczej”, a którą streścić można tak: nowoczesność i postęp Polska zawdzięcza zaborcom, bo przedrozbiorowa Rzeczpospolita była państwem ciemnoty i zacofania.

Wydaje się zatem, że twórcy „Kosa” aspirują do tego, żeby ich dzieło było sztandarową produkcją polskiej wersji „woke culture”. A jednak to zbyt dobry film, żeby pozwolić na to, aby ta opcja go całkowicie zawłaszczyła.

Jeśli zyskiwali nowe ziemie, to w wyniku unii, jeśli nawracali, to krzyżem, a nie mieczem

Sarmackość nie równa się polskość. Językiem urzędowym w Wielkim Księstwie Litewskim był ruski.

zobacz więcej
Traktowanie z buta chłopów przez szlachtę nie jest przecież fantasmagorią marksistów, lecz faktem. Nie trzeba żywić lewicowych obsesji na punkcie antagonizmów klasowych, żeby przyznać, że tak właśnie w Polsce było. Wystarczy choćby sięgnąć do kazań kapłana katolickiego, który bynajmniej z lewicą nie miał nic wspólnego. To Piotr Skarga. Ten żyjący na przełomie XVI i XVII wieku jezuita, nadworny kaznodzieja króla Zygmunta III Wazy, za jedną z głównych polskich przywar narodowych uważał krzywdy wyrządzane „kmiotkom”.

W jednym z kazań Skargi czytamy: „Wszyscy się wolnością szlachecką bronią, wszyscy ten płaszcz na swe zbrodnie kładą i poczciwą a złotą wolność w nieposłuszeństwo i we wszeteczność obracają. O, piękna wolności, w której wszystkie swawolności i niekarności panują, w której mocniejszy słabsze uciskają, w której Boskie i ludzkie prawa gwałcą, karać się nie dadzą ani królowi ani urzędom”.

Skarga ostrzegał, że polskie wady narodowe mogą Rzeczpospolitą doprowadzić do katastrofy. I tak się właśnie stało. Dlatego do jezuity przylgnęła opinia, że się okazał prorokiem.

„Kos” jest więc filmem prawdziwym, nawet jeśli nie brak w nim przerysowań (to specyfika sztuki, artystom wolno ich używać). A znakomitym komentarzem do niego może być następujący fragment tekstu filozofa Wawrzyńca Rymkiewicza z kwartalnika „Kronos” sprzed sześciu lat (nr 3/2017): „Insurekcja jest chwilą powstania narodu polskiego w jego nowoczesnym kształcie. W I Rzeczypospolitej narodem była tylko szlachta. Polacy byli narodem Sarmatów. Od czasu Kościuszki Polakiem jest każdy, kto chce być Polakiem, niezależnie od swojego pochodzenia społecznego (Bartosz Głowacki), a nawet od swojej przynależności etnicznej (żołnierzem Kościuszki był Berek Joselewicz; sama postać Naczelnika wzbudza zresztą do dzisiaj międzynarodowe spory, Białorusini nie bez podstaw uważają go za swojego rodaka). Polskość kościuszkowska jest zatem decyzją, a jej kryterium – mówimy o przywódcy powstania – jest gotowość do poświęcenia życia za Ojczyznę. Krótko mówiąc: Polakiem jest ten, kto gotów jest umrzeć dla Polski”.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Po obejrzeniu „Kosa” zastanawiałem się nad tym, czy teraz w Polsce nie odnawiają się spory sprzed ponad 100 lat – między dyskursem klasowym (obecnie reprezentowanym przez „ludową historię Polski”) a dyskursem narodowym. Wtedy – w dużym uproszczeniu rzecz ujmując – lewica podburzała proletariat przeciw warstwom definiowanym w marksizmie jako „klasy posiadające”, natomiast nacjonaliści i chrześcijańscy demokraci opowiadali się za solidaryzmem społecznym. Ale postulat owego solidaryzmu opierał się między innymi na krytycznej ocenie roli szlachty w dziejach Polski (tak właśnie stawiał sprawę Roman Dmowski, bądź co bądź teoretyk polskiego nacjonalizmu i lider Narodowej Demokracji, w książce „Myśli nowoczesnego Polaka” z roku 1903).

Dzisiejsi zwolennicy dyskursu klasowego chcą problemy społeczne uwikłać w lewicową „politykę tożsamości”. Na przykład niedożywienie dzieci w ubogich rodzinach stawiają na jednej płaszczyźnie z niespełnieniem roszczeń zgłaszanych przez ruchy LGBT (jak żądanie wprowadzenia do ustawodawstwa „małżeństw” jednopłciowych). Mieszając kwestie dotyczące podstawowych ludzkich potrzeb z kulturowymi dziwactwami, doprowadzają egalitaryzm do absurdu.

Alternatywą dla takich zapędów jest rozstrzyganie problemów społecznych na gruncie dyskursu narodowego. Wówczas spaja ono Polaków jako wspólnotę. Z korzyścią dla nich. Lewicowa „polityka tożsamości” może zaś społeczeństwo polskie tylko rozsadzać. Ku uciesze wrogów Polski.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Współproducentem i dystrybutorem filmu „Kos” w reżyserii Pawła Maślony jest TVP.
SDP 2023
Zdjęcie główne: Scena z filmu „Kos”. Na pierwszym planie Jacek Braciak w roli Tadeusza Kościuszki. Fot. Mat. prasowe TVP/Aurum Film
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?