27-30 lipca 2023 r. odbędzie się dziewiąta edycja Kromer Festival Biecz. Kultura I Rzeczypospolitej, która nawiąże do trwającego ponad 200 lat sojuszu polsko - litewskiego, czyli złotego okresu rozwoju Rzeczypospolitej i niezwykłych zmian w kulturze. Telewizja Polska jest współorganizatorem Kromer Biecz Festival 2023. Rozmowy z gośćmi wydarzenia i transmisje koncertów będzie można oglądać każdego festiwalowego dnia w TVP Kultura, emisja koncertu z Rynku w Bieczu także na antenie TVP2 – w niedzielę 30 lipca o godz. 21:55.
więcej
TYGODNIK TVP: Czy nasz sarmatyzm nie trafi wkrótce w tryby mielącej wszystko maszynki cancel culture?
KRZYSZTOF KOEHLER: To smutna refleksja i niestety muszę się z nią zgodzić. Ostatnio mamy nadmiar artykułów i książek opisujących z upodobaniem wszystko, co negatywne w naszej historii, więc siłą rzeczy na celowniku znajduje się i kultura czasów sarmackich. Ale to nic nowego, nurt krytyki kultury szlacheckiej pojawił się już w czasach polskiego oświecenia, choćby w programowej komedii Franciszka Zabłockiego „Sarmatyzm”, napisanej w 1784 roku. Zabobon, pijaństwo, kołtuństwo, ksenofobia, pewien prymitywizm – to cechy bohaterów sarmackich. Przeciwstawia się im w komedii ludzi, którzy otarli się o Warszawę, są bardziej światowi, dysponujący szerszymi horyzontami, lepszym gustem. Później oczywiście zjawisko sarmatyzmu stało się przedmiotem zainteresowania tzw. krakowskiej szkoły historycznej, która w czasach zaborów próbowała dokonać analizy przyczyn upadku Rzeczypospolitej, szukając ich w czynnikach wewnętrznych. Ostatnim akordem krytyki kultury sarmackiej były czasy PRL, gdzie nawet definicje w specjalistycznych encyklopediach poświęconych kulturze staropolskiej powielały określenia z czasów oświeceniowych. Odnoszę wrażenie, że dzisiejsza krytyka sarmackości wraca do dyskursu oświeceniowego i marksistowskiego, ale dodaje się nowe zagadnienia: wyzysk chłopów (chętnie mówi się o niewolnictwie), kolonizację wschodnich rubieży państwa i inne negatywne zjawiska społeczne. W ten sposób powstaje nowa wersja starej czarnej legendy Sarmacji.
Przewrotnie można zapytać, czy znane jest jakieś państwo w Europie w XVII czy XVIII wieku, w którym nie było wyzysku i krzywdy wyrządzanej poddanym przez klasę panującą…
Nie. Niestety nie. Wyzysk wpisany jest w dzieje ludzkości i ten dzisiejszy, którego jesteśmy świadkami, zapewne za jakiś czas będzie oceniany tak samo surowo jak te dawne. Gdy spędzałem wakacje w Alpach i wędrowałem w okolicach Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda czytałem o tym, z jak wielkim ludzkim, niewolniczym cierpieniem wiązała się budowa szlaku przez tę przełęcz. Po to, by mogła tędy przewędrować armia ku dalszym podbojom. Rozmawialiśmy wtedy o tym i zastanawialiśmy się, czym różni się sowiecka budowa kanału biełomorskiego od tego typu wielkich przedsięwzięć. Różnica być może polega na tym, czy dana kultura, cywilizacja coś tworzy, buduje, czy tylko prześladuje swych poddanych i jest odtwórcza, złodziejska. Bo czemu zachwycamy się jednak ludzką pomysłowością, która buduje szlaki komunikacyjne tak wysoko w górach, a przeraża nas bezsensowne, ostatecznie dzikie okrucieństwo, które jest wynikiem kaprysu sowieckiego satrapy? Otóż uważam, że kultura szlachecka, sarmacka, choć też oparta była na wyzysku, stworzyła coś – ukształtowała pewną cywilizację, zostawiła po sobie trwałe dokonania i dlatego nie zgadzam się na jej totalną dyskredytację, jak czyni to woke culture. Choć – powtarzam – przecież widzę i słyszę ludzkie łzy i ogrom cierpień.