Rozmowy

Jeśli zyskiwali nowe ziemie, to w wyniku unii, jeśli nawracali, to krzyżem, a nie mieczem

Europa XVI wieku była czasem krwawych wojen religijnych i prześladowań. Pokojowe współżycie mieszkańców Rzeczypospolitej było zaskoczeniem dla ludzi z Zachodu. U nas religii i etnosów było więcej, wielu gdzie indziej prześladowanych znajdowało swoje miejsce w Rzeczpospolitej, która szczyciła się swoim pacyfizmem czy antyimperializmem, czyli rezygnacją z podporządkowywania sobie przemocą innych – mówi prof. Krzysztof Koehler, twórca historycznych audycji TVP Kultura.

27-30 lipca 2023 r. odbędzie się dziewiąta edycja Kromer Festival Biecz. Kultura I Rzeczypospolitej, która nawiąże do trwającego ponad 200 lat sojuszu polsko - litewskiego, czyli złotego okresu rozwoju Rzeczypospolitej i niezwykłych zmian w kulturze. Telewizja Polska jest współorganizatorem Kromer Biecz Festival 2023. Rozmowy z gośćmi wydarzenia i transmisje koncertów będzie można oglądać każdego festiwalowego dnia w TVP Kultura, emisja koncertu z Rynku w Bieczu także na antenie TVP2 – w niedzielę 30 lipca o godz. 21:55.
więcej

TYGODNIK TVP: Czy nasz sarmatyzm nie trafi wkrótce w tryby mielącej wszystko maszynki cancel culture?

KRZYSZTOF KOEHLER:
To smutna refleksja i niestety muszę się z nią zgodzić. Ostatnio mamy nadmiar artykułów i książek opisujących z upodobaniem wszystko, co negatywne w naszej historii, więc siłą rzeczy na celowniku znajduje się i kultura czasów sarmackich. Ale to nic nowego, nurt krytyki kultury szlacheckiej pojawił się już w czasach polskiego oświecenia, choćby w programowej komedii Franciszka Zabłockiego „Sarmatyzm”, napisanej w 1784 roku. Zabobon, pijaństwo, kołtuństwo, ksenofobia, pewien prymitywizm – to cechy bohaterów sarmackich. Przeciwstawia się im w komedii ludzi, którzy otarli się o Warszawę, są bardziej światowi, dysponujący szerszymi horyzontami, lepszym gustem. Później oczywiście zjawisko sarmatyzmu stało się przedmiotem zainteresowania tzw. krakowskiej szkoły historycznej, która w czasach zaborów próbowała dokonać analizy przyczyn upadku Rzeczypospolitej, szukając ich w czynnikach wewnętrznych. Ostatnim akordem krytyki kultury sarmackiej były czasy PRL, gdzie nawet definicje w specjalistycznych encyklopediach poświęconych kulturze staropolskiej powielały określenia z czasów oświeceniowych. Odnoszę wrażenie, że dzisiejsza krytyka sarmackości wraca do dyskursu oświeceniowego i marksistowskiego, ale dodaje się nowe zagadnienia: wyzysk chłopów (chętnie mówi się o niewolnictwie), kolonizację wschodnich rubieży państwa i inne negatywne zjawiska społeczne. W ten sposób powstaje nowa wersja starej czarnej legendy Sarmacji.

Przewrotnie można zapytać, czy znane jest jakieś państwo w Europie w XVII czy XVIII wieku, w którym nie było wyzysku i krzywdy wyrządzanej poddanym przez klasę panującą…

Nie. Niestety nie. Wyzysk wpisany jest w dzieje ludzkości i ten dzisiejszy, którego jesteśmy świadkami, zapewne za jakiś czas będzie oceniany tak samo surowo jak te dawne. Gdy spędzałem wakacje w Alpach i wędrowałem w okolicach Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda czytałem o tym, z jak wielkim ludzkim, niewolniczym cierpieniem wiązała się budowa szlaku przez tę przełęcz. Po to, by mogła tędy przewędrować armia ku dalszym podbojom. Rozmawialiśmy wtedy o tym i zastanawialiśmy się, czym różni się sowiecka budowa kanału biełomorskiego od tego typu wielkich przedsięwzięć. Różnica być może polega na tym, czy dana kultura, cywilizacja coś tworzy, buduje, czy tylko prześladuje swych poddanych i jest odtwórcza, złodziejska. Bo czemu zachwycamy się jednak ludzką pomysłowością, która buduje szlaki komunikacyjne tak wysoko w górach, a przeraża nas bezsensowne, ostatecznie dzikie okrucieństwo, które jest wynikiem kaprysu sowieckiego satrapy? Otóż uważam, że kultura szlachecka, sarmacka, choć też oparta była na wyzysku, stworzyła coś – ukształtowała pewną cywilizację, zostawiła po sobie trwałe dokonania i dlatego nie zgadzam się na jej totalną dyskredytację, jak czyni to woke culture. Choć – powtarzam – przecież widzę i słyszę ludzkie łzy i ogrom cierpień.

Odsiecz wiedeńska była głupotą. A Jan Chryzostom Pasek draniem

Sarmatyzm to tradycja, z której wyrastają wolność, demokracja i ruch Solidarności.

zobacz więcej
Kiedy pojawił się ten termin?

Sarmatyzm? Trudno powiedzieć. Na pewno używany był w oświeceniu (wspomniany tytuł komedii), a potem funkcjonował po roku 1945. I w całości wypełniony był negatywną, zasługującą na krytykę treścią. Z tego powodu uważam, że jeśli chcemy mówić o kulturze szlacheckiej, o formacji kulturowej szlachty Rzeczypospolitej wielu narodów, nie powinniśmy używać tego pojęcia. Z definicji, że tak powiem, pomija ono bowiem wszelkie elementy pozytywne, czyli republikańską wizję wolności obywatelskiej i towarzyszący jej ustrój polityczny, zbudowany na wartościach republikańskich. Kult cnót obywatelskich czy frapujące nas poczucie odpowiedzialności obywatela za wspólnotę polityczną. Sarmatia to była wspólnota, konstruowana oddolnie. „Wspólnota pożytku”, jak to pięknie określił Stanisław Orzechowski. A muszę dodać, iż wydaje mi się, że wielu obywateli ze szlachty w XVI czy w XVII wieku nie używało pojęcia „Sarmata” w odniesieniu do siebie. Co więcej, sądzę, że dla szlachty ważniejsze były idee neorzymskiej teorii i praktyki politycznej niż zagadnienia „sarmackie”.

Ktoś jednak to pojęcie wykreował.

Pojęcia geograficzno-historyczne „sarmacja azjatycka” czy „sarmacja europejska” nie wzięły się z mitologii, ale zapisów rzymskiej historiografii i wczesnej kartografii. Gdy w czasach renesansowych coraz częściej zaczęto do nich sięgać, automatycznie zostały zaadoptowane przez mieszkańców Rzeczypospolitej. Choć też zachowałbym wstrzemięźliwość w twierdzeniu, że przeciętny szlachcic był jakoś specjalnie zainteresowany swoją historią w starożytności. To była atrakcyjna legenda o dzielnych wojownikach z terenów dzisiejszego Iranu, którzy najechali ziemie środkowej Europy, zostając tu, aby stworzyć późniejszy naród szlachecki. Z kolei Jan Długosz, bardzo ważny dla sfer intelektualnych historyk z XV wieku, umieszczał legendarnych Sarmatów na czarnomorskich stepach. Ale przecież średniowieczni historycy, Gall Anonim czy Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem, o Sarmatach niewiele mają do powiedzenia. Ten ostatni pisał o Grakchusie, którego imię brzmiało swojsko dla ludzi obcujących z kulturą antyczną – mitycznie zakładał wspólnotę polityczną nad Wisłą. Zresztą tworzenie takich legendarnych prapoczątków nie było jakąś polską specjalnością. Francuzi mają swój gallikanizm, skandynanowie – gotyzm itp. Popatrzmy na Litwinów, przecież wywodzili siebie z samego Rzymu. Byli przekonani o swoich antycznych korzeniach, a założyciel Litwy miał być krewnym Eneasza, którzy dopłynął w swej wędrówce aż do Bałtyku. To była, można powiedzieć, naturalna tendencja w pewnym okresie dziejów Europy.

Rzeczpospolitą Obojga Narodów tworzyło kilka zbiorowości językowych i religijnych. Czy zatem dziś tego sarmatyzmu troszkę nie zawłaszczamy dla Polski?

Oczywiście! Sarmackość nie równa się polskość. Nawet gdy dziś mówimy o „szlachcie polskiej” rozmijamy się troszkę z odpowiednim zakresem pojęciowym. Szlachta wielkopolska, małopolska, ruska, szlachta koronna, czy szlachta Wielkiego Księstwa Litewskiego – takie pojęcia funkcjonują w debacie. Po dwóch wiekach szkolenia w pojęciach nacjonalnych, do końca nie potrafimy tego zrozumieć. Choćby tego, że wspólnotowość szlachty nie była narodowa, rozciągała się na szlachtę polską, ruską, litewską. Była raczej wspólnotą partycypacyjną, a ja bym powiedział etosową. Współcześni badacze, którzy nie potrafią uciec od historycznego prezentyzmu, powiadają „korporacjonizm”. Ale takie porównania są anachroniczne, więcej wprowadzają zamętu niż jest w nich mocy opisowej. Zastanawiają mnie na przykład uwagi o „polonizacji” szlachty litewskiej, pojawiające się we współczesnej retoryce antyszlacheckiej. No niezwykła to polonizacja, w której praktycznie do końca wieku XVII wieku w Wielkim Księstwie Litewskim językiem urzędowym był język ruski.
Opór
Kim byli Sarmaci w Europie? Wydaje się, że jak nigdy później, w XVI wieku nie mieliśmy wobec niej kompleksów.

Rzeczpospolita Obojga Narodów w swoim tzw. złotym czy srebrnym wieku, czyli od XV do XVII, była kluczowym krajem w tej części Europy. Jej mieszkańcy zdawali sobie z tego sprawę, a do tego mieli poczucie dobrze funkcjonującego państwa, którego obywatele z upodobaniem podkreślali swoją oryginalność. Gdy Jerzy Ossoliński wjeżdżał ze swoim barwnym poselstwem do Rzymu, ostentacyjnie manifestował przepych, choćby „przypadkowo” gubiąc złote podkowy. Tak w świat szedł przekaz o bogactwie Rzeczypospolitej. Zresztą nie była to wcale tylko fasada, bo jej mieszkańcy mieli uzasadnione przekonanie o swojej wyjątkowej roli w Europie. Rozumieli ją geopolitycznie: Rzeczpospolita miała za zadanie bronić Europy przed zagrożeniem ze wschodu czy północy (moskiewska tyrania), przed islamem, a jednocześnie podkreślała, że nikogo nie napada – jeżeli zyskuje jakieś ziemie, to w wyniku unii, jeżeli nawraca, to krzyżem a nie mieczem. I znowu: kiedy się to mówi, to słyszy się zarzut, że podziela się szlachecką megalomanię. Ale to nie była żadna megalomania (a tym bardziej nie jest): tak, Rzeczpospolita budowała swój międzynarodowy raison d’être absolutnie pragmatycznie i bez najmniejszej egzaltacji. Jak wiadomo, w polityce międzynarodowej Sarmaci dobrze to rozgrywali, przez wieki prowadząc pokojową politykę wobec Wielkiej Porty. A przede wszystkim, wymachując sztandarem antemurale, usiłowali nie dać się wciągnąć w ideę wielkiej antytureckiej krucjaty, do której to idei nieustannie wracała Stolica Apostolska czy inne państwa europejskie, widzące w tym swój interes. Uważam, że Rzeczypospolita prowadziła przez wieki bardzo rozsądną politykę międzynarodową.

Szlachtę Rzeczypospolitej, bywającą na salonach Europy, cechowała dość wyjątkowa już wtedy dobra znajomość łaciny. I tu zaczyna się łamigłówka sarmatyzmu. Bo jak to? Z jednej strony łacina, z drugiej orientalizm, z jednej zamiłowanie antyku, z drugiej tureckie szarawary?

Atrybuty orientalnej kultury były ulubionym elementem także kultury materialnej szlachty i magnatów. To była zbyt silna, zbyt pewna siebie kultura, by bać się zapożyczeń. Ale to jednak tylko zewnętrzność. Przede wszystkim bowiem Sarmaci w swojej praktyce politycznej czy w refleksji politycznej zwracali się w stronę rzymskich tradycji republikańskich. To warte podkreślenia: nie tradycji cesarskiej, tylko tradycji republiki. Mówiąc obrazowo: nie Tacyt, tylko Cycero czy Liwiusz. Nie pałacowe, dworskie intrygi, tylko polityczne zmagania ludu o wolność. Tego rodzaju pisma studiowano w Rzeczpospolitej, te postawy kształtowały obywatelski etos. Choć z czasem… Została z niego tylko retoryka. Gdzieś z czasem odseparowało się „słowo” od „rzeczy”…

Szkoły nie tylko dla szlachty, opera nie tylko dla króla

Współczesna historiografia dowartościowuje znaczenie i jakość jezuickiego kształcenia.

zobacz więcej
Ale sarmatyzm nie jedno miał imię. Wydaje się, że miał swoje kolejne etapy od czasów jagiellońskich aż do upadku Rzeczypospolitej.

Jeszcze raz powtarzam: nie istniał „sarmatyzm”. Kultura Rzeczpospolitej (a może pewna formuła cywilizacyjna) była dynamiczna. Inna była w wieku XV, kiedy się formowała w wyniku pertraktacji poddanych z władcami (przywileje) – w tym okresie właśnie pojawia się „obywatelskość” jako model funkcjonowania wspólnoty (cezurą tego okresu jest zapewne konstytucja nihil novi). A inna w czasach ostatnich Jagiellonów (renesans z jego mocną obecnością neorzymskich idei w przestrzeni publicznej – aż po ruch egzekucyjny w latach 60. wieku XVI). Co innego działo się w okresie pierwszych bezkrólewi, które były właściwie testem obywatelskości republikańskiej w Rzeczpospolitej – to obywatele w debacie publicznej stworzyli przecież artykuły henrykowskie, które niektórzy uznają za pierwszą konstytucję w nowożytnym świecie. Cezurą tzw. złotego wieku był zapewne kryzys polityczny związany z Zygmuntem III Wazą, prowadzący do rokoszu sandomierskiego 1606-1607. Od tego czasu coraz większy wpływ (dzieje się to stopniowo, ale nieubłagalnie) na politykę państwa mają bogate rody możnowładcze, przekształcające republikę z trójpodziałem władzy, król – arystokracja – obywatele, w oligarchę. Do tego dołączył się naprawdę ogromny kryzys drugiej połowy XVII wieku, czyli kolejne wyniszczające kraj wojny. To były ciężkie czasy: agresja Moskwy, powstanie Bohdana Chmielnickiego, potop szwedzki, wojny moskiewskie, wojny tureckie… To, że z tych wszystkich opresji państwo podźwignęło się (także ekonomicznie), świadczy o ogromnym potencjale Rzeczpospolitej.

A może – cytując Karola Marksa – jednak byt kształtował świadomość? Magnaci akumulowali kapitał, a o potędze i zapaści Rzeczypospolitej tak naprawdę decydowały ceny zboża w Europie.

Zgadzam się. Nie ma sensu za wszelką cenę kłócić się z Marksem. Jednak nie wszystko chyba jest wynikiem zjawisk ekonomicznych. Niektóre umysły widziały zagrożenie dla państwa już w końcu wieku XVI. Tacy pisarze, jak Piotr Skarga (a może i część środowiska politycznego wokół Zygmunta III Wazy), widzieli zagrożenie w naruszeniu zasady równowagi politycznej – coraz silniejszym rozroście magnaterii przekształcającej się w oligarchię. Ale jedyną na to reakcję upatrywali (jak to się mówi: taki był wówczas w Europie trend) we wzmocnieniu władzy królewskiej. Rzeczypospolita nie poszła tą drogą. Dobrze? Źle? Nie wiem. Efektem było jeszcze większe bogacenie się bogatych i stopniowa ich przewaga w państwie. „Prywat”, na który tak narzekał Skarga, w wymiarze średniozamożnego szlachcica boli i dokucza wspólnocie, ale nie tak bardzo, jak w przypadku kogoś, kto będzie miał fundusze na to, by mieć swoją armię lub prowadzić swoją politykę międzynarodową. A jeśli do tego ów magnat pochodzi z historycznie młodego rodu, nie ma za sobą wielopokoleniowej edukacji w politycznej szkole Rzeczypospolitej, to ta prywata przychodzi mu jeszcze łatwiej. A wracając do ekonomii: potęga Rzeczypospolitej została zbudowana na handlu zbożem i drewnem, ale w wiekach kolejnych ten ekonomiczny model zaczął się wyczerpywać.

Skoro 90 proc. Polaków pochodzi z chłopstwa, to dlaczego właściwie mamy odwoływać się do wyzyskującej ich szlachty? A może ktoś chciałby budować tożsamość na uniwersum włościan z północnego Mazowsza, a nie na jakichś tam sarmatach!

A proszę sobie budować (śmiech). Na szczęście mamy tu pełną wolność. Ja jestem bardziej historykiem idei czy literatury, niż ideologiem sarmacji. Jedynie podkreślam, że w pewnym momencie w tym miejscu Europy zbudowane zostało coś unikatowego, coś praktycznie niepowtarzalnego nigdzie indziej. Coś, co funduje nie tylko polskość, ale także europejskość. Weźmy walkę narodowowyzwoleńczą w czasie zaborów, nieustającą batalię o wolność, później nawet ruch Solidarności. Przecież to wszystko wyrastało z wolnościowych ideałów sarmacji, z organicznej niezgody na jakiekolwiek jej ograniczanie. To jest coś, co nas później odróżniało od stłamszonych przez carską tyranię Rosjan, jak i od nauczonych drylu Prusaków i Austriaków, bojących się jak ognia każdego w mundurze. Nasza Sarmacja była unikatową, jedyną niezapożyczoną formą kulturową, stworzoną tutaj – czymś, co jest kapitałem mającym wpływ na przyszłość społeczną Polski.
Zmartwychwstanie sarmackie
Skoro jest pan „neosarmatą totalnym”, to zapytam: w jaki sposób ów kapitał ma być zagospodarowany w czasach postmodernizmu, galopujących przemian kulturowych czy koegzystencji z imigrantami?

E, chyba nie jestem ani neosarmatą, ani tym bardziej totalnym. Musimy zrozumieć, że Europa XVI wieku była czasem krwawych wojen religijnych i prześladowań. Pokojowe współżycie mieszkańców Rzeczypospolitej było zaskoczeniem dla ludzi z Zachodu, czy to katolików, czy protestantów. U nas i religii, i etnosów było jeszcze więcej, wielu gdzie indziej prześladowanych znajdowało swoje miejsce w Rzeczpospolitej. Żyli obok siebie: Żydzi, protestanci, katolicy, prawosławni, Ormianie, muzułmańscy Tatarzy. Pokój między różniącymi się w wierze – to był fundament tego wolnościowego tworu. Do tego dochodziły inne wymiary konstrukcji wspólnoty, mające znaczenie w dzisiejszym świecie. Choćby unijność, czyli umiejętność współpracy państw w jednym organizmie politycznym, bo czym jest dzisiejsza Unia Europejska? Chodzi o umiejętność porozumienia się między nacjami i religiami, świadomość, że w imię bonum publicum należy się porozumieć. Rzeczpospolita szczyciła się swoim pacyfizmem czy antyimperializmem, czyli rezygnacją z podporządkowywania sobie przemocą innych. ODWIEDŹ I POLUB NAS Poza tym szlachecka Rzeczpospolita miała zaskakująco wiele wspólnego z… amerykańskim republikanizmem, czyli budową państwa opartego na filarach równości, podstawowej pozycji w państwie obywatela i jego wolności, a zarazem poszanowania prawa. To są wartości, które wyznawano nad Wisłą i Niemnem pięć wieków temu i które nadal są bardzo aktualne. To była ponadto wspólnota pozbawiona kompleksów. Raz jeszcze jednak, dla porządku: mówimy o społeczności, której nie da się porównać do społeczności współczesnej. Zatem przygoda podmiotowości obywatelskiej nie obejmowała na przykład chłopów, w ograniczonym zakresie obejmowała mieszczan. Bardzo ciekawie przedstawiała się polityczna organizacja Żydów mieszkających w Rzeczypospolitej. Ale to zupełnie inna historia. Mówimy wciąż o organizacji politycznej szlachty. Warto o tym pamiętać, ale warto też nie zapominać o historycznym kontekście, w jakim winniśmy o tych zjawiskach rozmawiać.

– rozmawiał Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Prof. Krzysztof Koehler to poeta, eseista, krytyk literacki, prozaik, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Wicedyrektor Instytutu Książki, a w przeszłości – dyrektor TVP Kultura. W 2014 roku ukazała się jego powieść „Wnuczka Raguela”. W 2016 roku wydał pracę „Rzeczpospolita. Obywatelskość. Wolność” oraz zbiór esejów „Palus Sarmatica”, za który dostał nagrodę Identitas. W 2020 roku otrzymał Nagrodę Literacką Czterech Kolumn za całokształt twórczości ostatniego trzydziestolecia (1989-2019). Zajmuje się naukowo staropolskim dziedzictwem kulturowym.

Jest współautorem kilku filmów dokumentalnych, m.in.: „Sarmacja, czyli Polska”, „Adam Mickiewicz”, „Macie swojego poetę” (opowieść biograficzna o Mikołaju Sępie Szarzyńskim). Scenarzysta i współautor programów historycznych emitowanych w TVP Kultura „Żywot sarmacki” i „Wędrowiec polski”, które można też oglądać w serwisie VOD.TVP.PL .

„Polskie Carcassonne”, gdzie królowa Jadwiga leczyła ubogich, a kat cytował Homera

Była to terenowa rezydencja dla książąt i królów Polski.

zobacz więcej
Odcinek „Wędrowca Polskiego” będzie w tym roku kręcony podczas Kromer Festival Biecz , jednego z najważniejszych wydarzeń poświęconych muzyce dawnej. Tematem przewodnim tegorocznej, dziewiątej edycji jest bowiem Kultura I Rzeczypospolitej. Festiwal odbędzie się 27-30 lipca pod hasłem „Przymierze” – jak podkreślają organizatorzy, „w symboliczny sposób odnosząc się do tego, co łączy, w opozycji do czasów, w których podziały rysują się nader wyraźnie. Punktem wyjścia dla tych rozważań będzie historyczny sojusz polsko-litewski przypieczętowany aktem Unii Lubelskiej i trwający ponad dwa stulecia. To czas nie tylko rozwoju Rzeczypospolitej, ale i okres niezwykłych zmian w muzyce, którym KFB oddaje hołd rokrocznie”.

Telewizja Polska jest współorganizatorem festiwalu. Studio, w którym odbywać się będą rozmowy z gośćmi wydarzenia oraz transmisje koncertów będzie można oglądać na antenie TVP Kultura. Emisja jednego z koncertów także w niedzielę 30 lipca w TVP2 o godz. 21:55.

Kromer Festival Biecz 2023:

27 lipca (czwartek) – TVP Kultura

g. 18:00 i 19:15: Studio - rozmowy
g. 19:30: Międzynarodowy dwór polskiego króla
Transmisja koncertu - Muzyka dworu Wettynów - królów polskich i saskich elektorów z kolegiaty pw. Bożego Ciała w Bieczu
g. 20:35: Studio – rozmowy

28 lipca (piątek) – TVP Kultura
g. 17:45 i 19:20: Studio - rozmowy
g. 19:30: Ode to death - Blow & Purcell
Transmisja koncertu z kolegiaty pw. Bożego Ciała w Bieczu
g. 20:35: Studio – rozmowy
g. 21:30: Psałterz polski Jana Kochanowskiego w czterogłosowym opracowaniu Mikołaja Gomółki
Transmisja koncertu z kościoła pw. św. Michała Archanioła w Binarowej

29 lipca 2023 (sobota) – TVP Kultura g. 19:30: Między Krakowem a Wenecją
Transmisja koncertu Wenecja Północy - muzyka sakralna Polski i Włoch przełomu wieków z kolegiaty pw. Bożego Ciała w Bieczu
g. 21:30: Nie porzucaj nadzieję
Transmisja koncertu z Rynku w Bieczu

30 lipca 2023 (niedziela)
TVP Kultura

g. 16:00: Popołudnie w salonie - Polska kameralistyka XIX wieku
Transmisja koncertu z kościoła pw. Św. Michała Archanioła w Binarowej
g. 21:30: Passio - Arvo Part
Transmisja koncertu z Kolegiaty pw. Bożego Ciała w Bieczu
TVP 2
g. 21:55: Nie porzucaj nadzieję
wróć
SDP2023
Zdjęcie główne: Spektakl „Sarmacja” według tekstu Pawła Huelle, w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie, kwiecień 2008 r. Fot. PAP/Mirosław Trembecki
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.