To był czas dziergania i prucia. Coś, co nadawało się na ścierę, przeobrażało się w oryginalny strój.
zobacz więcej
O pannie młodej mało kto cokolwiek wiedział. Jej rysy i sylwetka dawno zatarły mi się w pamięci – poza tym, że nosiła małe druciane okularki.
„Ach, co to był za ślub, panie, panowie, to był wspaniały ślub…”
Nie. Nie był.
Biegaliśmy od pokoju hotelowego do kolejnego, żeby zamienić kilka słów z tym czy owym. Nikt nie miał ochoty na tańce. Poza tym jak, skoro ani muzyki, ani orkiestry, a przede wszystkim – wspólnoty. Zostaliśmy wepchnięci w osobne pokoje, jak w klatki. Wbrew nazwie „wesele” feta raziła przygnębieniem gości. A puenta? Może to „Jaruzelskie” fatum, a może inna przyczyna – związek długo nie przetrwał.
Malowałam Korę
Być może z tego powodu będę zapamiętana. Na kilka dni „królowa polskiego rocka” oddała mi się w ręce. Na polskiej scenie muzycznej lat 80. Kora Jackowska nie miała sobie równej ani wokalnie, ani wizualnie. A fotograf Tadeusz Rolke znał się na rzeczy i umiał robić zdjęcia prostymi metodami, bez efekciarstwa. Znałam go i współpracowałam przy jego autorskiej serii malarskich fotosów „Ślady”.
Był czas lekkiego politycznego poluzowania, „znów się można było śmiać”.
Jednak wciąż wśród przeciwników komunistycznych władz publikowanie w oficjalnych mediach, udział w programach radiowych czy TVP uważano za swoistą kolaborację. Też tak sądziłam. Więc jak żyć, za co? Szyłam patchworki, robiłam make up modelkom, pisałam tekściki o modzie do „Płomyka” i sama ilustrowałam te „dobre rady cioci Ady”. Och, czego nie robiłam, żeby zarobić kilka groszy – a tu właśnie nadarzyła się okazja. Właściwie, zabawa.
Było tak. Rolke podchwycił rzucony przez kogoś pomysł, żeby Korę uczynić jedyną bohaterką dużego ściennego kalendarza na rok 1985. Tadeusz nie miał atelier, mieszkał w klitce po matce. Jego majątek stanowiły talent oraz dobre aparaty fotograficzne.
Zamiast w profesjonalnym studio wymyślił nietypowy „plener”: pracownię malarską Edzia Dwurnika. Też żadne cudo, zwykłe mieszkanie na Sadybie, w którym jeden pokój pełnił funkcje robocze. Tłem były obrazy, ustawione frontem bądź rewersem.
Tamta sesja została odnotowana we wspomnieniach Rolkego. No i na zdjęciach. Był łaskaw nie zapomnieć o moim udziale. „Zaprosiłem Monikę Małkowską, która w tej sesji była stylistką. Odpowiadała jednoosobowo za całą tę stronę wizualną”.
Nie miejsce opowiadać, jakimi ciuchami i kosmetykami się wspomagałam. A raczej – co stanowiło ich ersatz. Powiem tylko, że główną rolę odegrały milanowskie jedwabie (miały piękne kolory i wyjątkowo przystępne ceny) motane bezpośrednio na osobie wokalistki oraz… biała pasta do zębów, wtarta w jednym z ujęć w jej włosy. Przydały się również farby Dwurnika.
Tamta moja przygoda jako stylistki-amatorki w oczach wielu osób stanowi o mojej wartości. „Pani malowała Korę, proszę o tym opowiedzieć” – niedawno zostałam poproszona. Po raz kolejny.
I tyle.
– Monika Małkowska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy