Przedświąteczne bitwy, kilometrowe kolejki i towar spod lady – handlowa niedziela w PRL
niedziela,
21 grudnia 2014
– Jeśli trudno coś zmienić, najlepiej to polubić – radził reporter „Dziennika Telewizyjnego” relacjonując batalie sklepowe swoich rodaków. Świąteczne zakupy były wielką operacją, do której przygotowywano się przez kilka miesięcy.
Do operacji „handlowa niedziela” obie strony przygotowywały się bardzo staranie. Centrala handlu z rozmysłem rozdzielała towar, kierownicy sklepów na długo przed godziną zero magazynowali go, aby wyłożyć na półki bezpośrednio przed świętami.
W sklepach organizowano dodatkową obsługę, rekrutując ją z pośród uczniów szkół handlowych, emerytów lub pracowników administracji Społem . Na długo przed otwarciem klienci ustawiali się w długich ogonkach i zapisywali na listy kolejkowe.
Cytryny? Tylko po kilogramie do jednej ręki
W 1984 roku zastępca prezesa Społem w Warszawie Sławomir Pocztarski informował, że do warszawskiej centrali dziennie przyjeżdżało wiele pociągów pełnych różnorodnych towarów. Przyznał, że będę pewne trudności ze śledziami. Opóźnią się dostawy pomarańczy, które na sklepowe półki miały dotrzeć między świętami a Nowym Rokiem. Cytryny były, ale wydzielano je – do jednej ręki po kilogramie. I choć sprzedaż szampanów była także ograniczona, kierownictwo Społem było pewne, że butelka szampana na każdym stole w Nowy Rok się znajdzie.
3 tysiące dezodorantów w jeden dzień
W szkolnych salach gimnastycznych organizowano kiermasze przedświąteczne. Zakupy przypominały polowanie. Trudno było szukać promocji, nie było wyboru, trzeba było brać to, co akurat rzucili. I tak, w 1987 roku katowiczanie w Supersamie kupili 3 tysiące dezodorantów „Korsarz”, 4 tysiące szamponów za 3,5 miliona złotych.
Przedświąteczna inwentaryzacja
Ponieważ jednak handel był głównie uspołeczniony, nie zawsze społemowcy traktowali przedświąteczną gorączkę jak najlepszy czas na interesy, można więc było się natknąć na sklepy, od których klienci musieli odejść z kwitkiem, bo trwała inwentaryzacja albo remont.
Pierogi z zakładowej stołówki
Zakładowe stołówki pracowały pełną parą. Oprócz codziennej oferty, gotowano także na domowe stoły. Można było kupić karpia w galarecie, pierogi, sałatkę włoską, pieczeń rzymską i śledzika – polecał na świąteczny stół szef kuchni zakładowej stołówki w poznańskiej Teletrze. Zapracowani ludzie chętnie korzystali z takiej możliwości, zwłaszcza że w sklepach były gigantyczne kolejki.
„Karp na każdym polskim wigilijnym stole”
Na wigilijnym stole w PRL Niepodzielnie rządził karp, którego od końca wojny masowo hodowano na potrzeby świąteczne. Był tani i łatwy w hodowli. Szybko zawładnął więc gustami Polaków.
hasło „karp na każdym polskim wigilijnym stole” zrobiło swoje. Pomysłodawcą miał być mister przemysłu Hilary Minc. To z jego inicjatywy powstały Państwowe Gospodarstwa Rybackie, które mogły pochwalić się kilkunastoma tysiącami ton karpia rocznie.