„Heniek był wesołym, skorym do psot chłopakiem”, zmarł jako Żołnierz Wyklęty
sobota,
7 marca 2015
7 marca 1949 r. w więzieniu UB przy ul. Rakowieckiej w Warszawie stracony został mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, cichociemny i dowódca oddziałów partyzanckich AK. Zginął od strzału w tył głowy. Ciało wrzucono do dołu śmierci na tzw. Łączce, na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. 30 lat wcześniej, gdy na świat przyszedł mały Heniek, nikt nie spodziewał się, że taki będzie ostatni rozdział życia rozpoczętego w czasach nadziei po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Urodził się jesienią 1918 roku w rodzinie tarnobrzeskiego blacharza jako ostatnie, dziewiąte dziecko. Dorastał wśród kobiecego żywiołu, rozpieszczany przez matkę i sześć starszych sióstr, których był ulubieńcem. Rodzinną legendą i wzorem był dla niego starszy brat Józef, który zmarł jako żołnierz podczas wojny bolszewickiej z lat 1919-1920. Miał też drugiego brata, Stanisława.
Lubiany przez rówieśników, szybko trafił do harcerstwa. Zdobywał kolejno wszystkie możliwe sprawności. Był tak pochłonięty działalnością społeczną, że maturę zdał dopiero za drugim podejściem, wiosną 1939 roku. Latem pojechał do mieszkającej w Ostrowie Wielkopolskim siostry Rysi, gdzie odpoczywał i przygotowywał się do studiów medycznych, które miał wkrótce rozpocząć.
Ostatnie beztroskie wakacje
Tamten lipiec wspomina dziś jego siostrzenica Jadwiga, wówczas 11-letnia dziewczynka. Ona również, wraz z kuzynkami, gościła wtedy w Ostrowie. – Ciocia była bardzo zamożna, jej mąż miał kancelarię adwokacką. Mieszkali w willi z ogrodem, zatrudniali służbę. Mieli samochód, a nawet lodówkę, co wtedy było rzadkością. Zaprosili nas na wakacje do siebie.
Jak opowiada Jadwiga, Heńka, bo tak go wówczas nazywano, trzymały się psoty. – Pewnego dnia został w domu sam z ze mną i moją kuzynką Stasią. Przyszła pora obiadu, kucharka najpierw podała zupę koperkową. Nie zjadłyśmy zupy, ale Heniek – owszem. Na drugie były naleśniki z porzeczkami. I on mówi: „nie jedzcie tych naleśników, nadzienie to płucka starego policjanta”. Mówił tak, bo sam chciał je zjeść. No i myśmy zjadły tylko po jednym, a on resztę.
– Był bardzo pogodny, lubił żartować. Chętnie opowiadał dowcipy. Jak byłam mała, czytał mi „W pustyni i w puszczy”. Pamiętam go zawsze uśmiechniętego, nigdy smutnego czy zezłoszczonego – wspomina Jadwiga.
Pamiętam go zawsze uśmiechniętego, nigdy smutnego czy zezłoszczonego
Ten pogodny czas szybko się skończył. Heniek miał wkrótce rozpocząć swą wojenną odyseję, a mąż cioci Rysi, kpt. Stanisław Kubiak – zginąć rozstrzelany pod Charkowem.
W mundurze
– Jak już Niemcy we wrześniu weszli do Polski, ciocia Rysia powiedziała, że trzeba uciekać. Ona, Heniek i ich brat Stanisław pojechali do granicy rosyjskiej. Stanisław wrócił, a Heniek pojechał do Francji, do ciotki Zofii, która mieszkała tam już od kilku lat – wspomina Jadwiga. Ale po drodze był jeszcze Lwów, w którego obronie Heniek prawdopodobnie uczestniczył jako świeżo upieczony żołnierz, a później brawurowa ucieczka z obozu dla internowanych w Rumunii. Gdzieś na tej trasie pogodny i radosny Heniek przeobraził się w Hieronima.
W listopadzie 1939 roku zgłosił się do Armii Polskiej we Francji. W ciągu kilku miesięcy ukończył szkołę podoficerską i zaczął naukę w szkole podchorążych piechoty, jednak przerwały ją działania wojenne.
„Wywalcz wolność albo zgiń”
Walczył w szeregach 2. Dywizji Strzelców Pieszych, a po kapitulacji Francji został ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Tam, już jako oficer, służył początkowo w plutonie czołgów w III Batalionie I Brygady Strzelców, a następnie w 1. Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, zgłosił się na przeszkolenie dywersyjne i - po miesiącach morderczych treningów i szkoleń - na początku marca 1943 roku został w Audley End zaprzysiężony jako cichociemny o pseudonimach „Zapora” i „Odra”.
Zawołaniem cichociemnych było hasło: „Wywalcz wolność albo zgiń”.
Walka z Niemcami
W nocy z 16 na 17 września 1943 został zrzucony do okupowanej Polski. Początkowo był oficerem w oddziale partyzanckim Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”. W styczniu 1944 został szefem Kedywu w Inspektoracie Rejonowym AK Lublin . Utworzył najliczniejszy na Lubelszczyźnie oddział partyzancki typu lotnego. Między styczniem a lipcem 1944 r. przeprowadził ponad 80 akcji zbrojnych przeciwko Niemcom.
28 lipca 1944, po decyzji zwierzchników o złożeniu broni, ukrywał się wraz z podkomendnymi. W sierpniu 1944 ponownie zmobilizował swój oddział na pomoc walczącej w powstaniu Warszawie, jednak próba przekroczenia Wisły nie powiodła się i oddział ponownie został rozformowany.
Żołnierz Wyklęty
W styczniu 1945 roku wrócił do konspiracji, teraz skierowanej przeciwko komunistom i Sowietom. Decyzję podjął po tym, jak komendant posterunku MO/UB w Chodlu Abram Tauber, uratowany wcześniej przez niego od śmierci z rąk Niemców, zabił czterech jego byłych żołnierzy. W odwecie Hieronim Dekutowski rozbił posterunek Taubera, a następnie nawiązał kontakt z Komendą Okręgu AK Lublin i objął dowództwo nad grupą dywersyjną. Przeprowadzał akcje odwetowe wobec wojsk NKWD i komunistycznych władz.
Przez dowództwo Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj został awansowany do stopnia kapitana, a przez Zrzeszenie WiN - do stopnia majora.
Po amnestii ogłoszonej przez władze komunistyczne latem 1945 r., rozwiązał swoje zgrupowanie i - wraz z grupą towarzyszy - próbował przedostać się na Zachód. Dotarł do ambasady amerykańskiej w Pradze, ale nie uzyskawszy tam pomocy zawrócił do kraju i stanął na czele reaktywowanego zgrupowania. Do amnestii w 1947 r. prowadził liczne akcje dywersyjne i samoobrony na obszarze województw: lubelskiego, rzeszowskiego i kieleckiego.
„To był człowiek, do którego każdy lgnął, bardzo wysokiej klasy”
„Zapora” był bardzo poważany przez podkomendnych. Starannie planował wszystkie swoje działania i przeprowadzał akcje przy minimalnych stratach własnych, co żołnierze potrafili docenić.
– Przede wszystkim był bardzo stanowczy i konsekwentny, potrafił wiele rzeczy przewidzieć. Pamiętam go jako dobrego gospodarza tej grupy - wspominał żołnierz „Zapory”, Wacław Szacoń ps. Czarny. – Był lubiany. To był człowiek, do którego każdy lgnął, bardzo wysokiej klasy. Miał u ludzi wielkie zaufanie – powiedział.
Ostatni rozkaz
Nadszedł rok 1947. Po ogłoszeniu przez władze amnestii, „Zapora” zaprzestał walki w lutym 1947 roku. W tym okresie, jak relacjonowała znajoma, którą wtedy odwiedził, „był wymizerowany i smutny, jeszcze jakiś bardziej niepozorny; zawiedziony w swoich nadziejach”. Namawiał podkomendnych, by w miarę możliwości się ujawniali. Sam jednak, zagrożony aresztowaniem, podjął kolejną próbę ucieczki z kraju.
12 września wydał ostatni rozkaz, w którym przekazał dowodzenie nad pozostałymi oddziałami kpt. Zdzisławowi Brońskiemu ps. Uskok. W prywatnym liście do „Uskoka” pisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów. (...) Stary - najważniejsze, nie daj się nikomu wykiwać i bujać (...) Czołem, Hieronim.”
Sam jednak padł ofiarą czyjejś zdrady i – wraz z kilkoma towarzyszami – wpadł w punkcie przerzutowym w Nysie na Opolszczyźnie. Rozpoczęło się wielomiesięczne śledztwo w centralnym więzieniu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Próbował uciec z więzienia
15 listopada 1948 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał „Zaporę”, przebranego podczas procesu w mundur Wehrmachtu, na siedmiokrotną karę śmierci. Sędzią był Józef Badecki, ten sam, który wcześniej skazał na śmierć rotmistrza Pileckiego.
Na przełomie stycznia i lutego 1949 roku „Zapora”, wraz z kilkoma więźniami oczekującymi z nim na karę śmierci, próbował jeszcze uciec z więzienia. Postanowili wywiercić łyżką dziurę w suficie i przez strych dostać się na dach, a stamtąd na chodnik przy ul. Rakowieckiej. Przygotowania były już na ukończeniu, gdy zdradził ich jeden z więźniów kryminalnych, licząc na złagodzenie wyroku.
Hieronim Dekutowski trafił wtedy do karceru. W ostatnich tygodniach życia, pomimo swoich niespełna 31 lat, wyglądał jak starzec – posiwiały, z połamanymi rękami i nosem, wybitymi zębami i pozrywanymi paznokciami.
Został stracony 7 marca 1949 roku. Przed śmiercią zdążył zawołać: „Przyjdzie zwycięstwo, jeszcze Polska nie zginęła”. Pochowano go w tajemnicy, w nieznanym przez lata miejscu.
Przede wszystkim był bardzo stanowczy i konsekwentny, potrafił wiele rzezy przewidzieć
„Obcy wiedzieli więcej niż rodzina”
Śmierć Hieronima była dla rodziny ciągnącą się przez dziesięciolecia traumą. Tym bardziej, że bliscy nie znali szczegółów jego działalności, a według oficjalnej propagandy był on „bandytą” i „zdrajcą”. Wierzyli w swego Heńka, ale były też momenty niepewności.
Jego siostra Joanna wspominała w chwilach skrajnej rozpaczy: „Jak miał dwa lata, ciężko zachorował i był strach, że nie przeżyje. Ale gdyby wtedy umarł, to by nie było tego nieszczęścia. Albo żeby przynajmniej zginął podczas wojny...”.
– Obcy wiedzieli więcej niż rodzina. O tym, co było w oddziale, nikt przecież nie opowiadał – mówi dziś Wacław Szacoń „Czarny”. – Raz zapytała mnie siostrzenica Zapory, jaki mam osąd, to zacząłem jej wszystko wyjaśniać: że złe słowa to tylko błoto od naszych wrogów, od kolaborantów – tłumaczy.
W miarę upływu lat rosła legenda „Zapory”, ale jeszcze w lutym 1989 roku „Tygodnik Nadwiślański” donosił: „Oto po 40 z górą latach znaleźli się ludzie, niepomni zbrodni bandy i jej herszta, którzy wystąpili z inicjatywą wmurowania w kościele oo. Dominikanów w Tarnobrzegu tablicy pamiątkowej poświęconej „Zaporze”. Zamiar ten spotkał się z protestem rodzin pomordowanych. Bo czyż można się godzić, by w kościele – miejscu dla wiernych świętym – widniało nazwisko zbrodniarza?”.
Jego szczątki odnaleziono latem 2012 roku
23 maja 1994 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie zrehabilitował mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” uznając, że wraz ze swoimi podkomendnymi prowadził działalność „na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”.
Jego szczątki odnaleziono latem 2012 roku podczas ekshumacji prowadzonych w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie, pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. O identyfikacji Instytut Pamięci Narodowej poinformował oficjalnie 22 sierpnia 2013 roku.
– Oni (Żołnierze Wyklęci – red.) mieli zostać wymazani z polskiej historii. Teraz powracają do naszej świadomości. (...) Wraz z nimi powraca historia ich życia – mówił podczas uroczystości prezes IPN Łukasz Kamiński.