„Chciałbym pracować w Peweksie albo podawać kotlety schabowe”. Dzień Dziecka w PRL
poniedziałek,
1 czerwca 2015
„Tymczasem niech wystarczą lody” – kwitował reporter Dziennika Telewizyjnego w 1987 roku, przygotowując materiał z okazji Dnia Dziecka. Na topie były wówczas gry w klasy, gumę czy kapsle. A wideo i gramofon Bambino stanowiły obiekt pożądania.
„Dziecko też człowiek” – mówił reporter Dziennika Telewizyjnego w 1987 roku prezentując ofertę handlową sklepów z zabawkami przed Dniem Dziecka. Dlatego handlowcy dwoili się i troili, aby zadbać o dodatkowe dostawy. Wówczas udało im się stanąć na wysokości zadania i na półki trafiło o jedną czwartą więcej pluszaków i klocków niż przed rokiem. Ceny zabawek mechanicznych były wysokie, ale taki dzień był raz w roku. Niepocieszeni byli majsterkowicze, bo zestawów do składania na rynek trafiło niewiele.
Płonące lody w centrum zainteresowania
Bytomski sklep „Świat dziecka” wspomina prezenterka „Pytania na śniadanie” Anna Popek. W Dniu Dziecka był w centrum jej uwagi. To tam wybierała się z rodzicami, aby wybrać sobie wymarzony prezent. – Po wspólnych zakupach obowiązkowo z rodzicami szliśmy na lody. Ale musiały być płonące – wspomina Popek. Przyznaje, że bardzo ją wówczas fascynowały i tata, aby spełnić jej oczekiwania, znalazł kawiarnię, w której takie serwowano.
Konkurs rysowania kredą na asfalcie
Za czasów PRL-u organizatorzy festynów zmuszeni byli jeszcze bardziej używać wyobraźni i kreatywności niż teraz. O wszelkie atrakcje było znacznie trudnej, a podwórkowe place zabaw często były zdekompletowane i zniszczone. Marta Kielczyk, prezenterka „Panoramy” i TVP Info dobrze pamięta zabawy organizowane dla dzieci w tamtych czasach. Głównie zapadły jej w pamięci niewielkie sceny, na których obowiązkowo musiała wystąpić. Zresztą z bardzo urozmaiconym repertuarem. Recytowała, śpiewała, tańczyła? – Zależało mi, aby przedstawić cokolwiek, ale zawsze byłam przygotowana – śmieje się Kielczyk.
I wspomina konkursy rysowania kredą na asfalcie. – Z tego powodu zamykano ulicę, bo na nierównym chodniku nie dało się tworzyć – opowiada.
Liczyły się wszelkie gry i zabawy, które nie wymagały skomplikowanej infrastruktury. Gra w klasy, kapsle, w gumę czy gra w piłkę. A siedzenie godzinami przed telewizorem nikomu nie groziło, bo dla dzieci była jedynie Dobranocka o 19.00.
6 czerwca 1973 ruszyła produkcja fiata 126p.
zobacz więcej
Adapter, najbardziej zamortyzowany sprzęt w domu
Dzieciaki marzyły o kolorowych tornistrach, jak Marta Kielczyk czy adapterze Bambino, jak Anna Popek. – W końcu w pakiecie z bajkami go dostałam. I był chyba jednym z najbardziej zamortyzowanych sprzętów, bo słuchałam tych bajek i muzyki non stop – opowiada Anna Popek. Dzieci prosiły o video i klocki lego, które można było kupić jedynie w Pewexie. Dlatego dzieci marzyły by w przyszłości pracować w sklepach walutowych.
Puste półki w sklepach zmuszały do włączenia wyobraźni. Najmłodsi zbierali papierki po czekoladzie, historyjki z gum do żucia, pudełka po bombonierkach czy puszki po napojach.
Zunifikowana rzeczywistość
W szkole zaszpanować można było pachnącą gumką, chińskim lub drewnianym piórnikiem albo flamastrami, które niestety bardzo szybko wysychały. Żeby mieć atrakcyjną okładkę do zeszytu należało ją samemu zrobić. Najczęściej z kalendarza. Niestety, wszystkie zeszyty były w jednolitym niebiesko–szarym kolorze. Jak większość rzeczy. Dlatego Marta Kielczyk marzyła o różowym plecaku. – W końcu go dostałam. Był taki wyjątkowy, podczas gdy większość rzeczy była zunifikowana – wspomina.