„Demon” – wypić tyle, żeby zapomnieć, czyli ostatni film tragicznie zmarłego Marcina Wrony
sobota,17 października 2015
Udostępnij:
Demony są wśród nas – mieszkają w pamięci, w resentymentach, żalach i animozjach. Opowiada o nich rozpięty pomiędzy gatunkami ostatni film Marcina Wrony. Jest metaforą wpisaną we współczesność, sięga do mitologii polskiej i żydowskiej, mierzy się z historią. Mistycyzm sąsiaduje tu z hiperrealizmem, horror splata się z thrillerem, a dramat społeczny z groteską. W filmie są świetne zdjęcia, mroczny klimat, dobre role. Pozostawia jednak poczucie niedosytu, zatrzymuje się w pół drogi. To, co miało być atutem, czyli gatunkowa niejednoznaczność, staje się jego wadą.
„Demon” nie jest ani wystarczająco straszny jako horror, ani zgrabnie uszyty jako kryminał. W warstwie społecznej i historycznej nie mówi nic nowego. Owszem, zwodzi do pewnego momentu widza, by jednak potem wrócić na utarte tory. Najlepsza i najbardziej intrygująca jest niejednoznaczna końcówka filmu.
Peter, vel Pyton (Itay Tiran), przyjeżdża z Anglii, by poślubić ukochaną Żanetę (Agnieszka Żulewska). Wesele ma odbyć się w starym wiejskim domu, który dziewczyna odziedziczyła po dziadku. Jej ojciec, miejscowy bogacz (Andrzej Grabowski), od dawna szykował się do wesela. Wszystko ma być tak, jak być powinno, zgodnie z zasadą „zastaw się, a postaw się”. W noc przed ślubem Peter zabiera się za porządkowanie ogrodu i znajduje tam zakopany ludzki szkielet. Gdy pan młody budzi się następnego dnia, zaczyna się z nim dziać coś dziwnego. Objawy szaleństwa nasilają się, a ich kulminacja przypada na przyjęcie weselne. Teść jest wściekły, bo świeżo upieczony zięć kompromituje go przed gośćmi, i za wszelką cenę stara się zatuszować skandal. Jak to zrobić najłatwiej? Trzeba schować zięcia w piwnicy, a gości upić tak, by następnego dnia o niczym nie pamiętali...
Teść przeczuwa, co się może dziać z Peterem, ale nie chce, by ktokolwiek grzebał w przeszłości. To, o czym zapomniano, musi zostać zapomniane.
Jednak żydowska tradycja nadal żyje tu i teraz. W filmie widać to wyraźnie. Jej strażnikiem jest profesor (Włodzimierz Press), który doskonale pamięta miasteczko sprzed lat i jego dawnych mieszkańców. To on jest w stanie porozmawiać z dybukiem, który opętał Petera, bo zna jidysz. Jednak jego starania na niewiele się zdadzą.
Przenikają się tu gatunki filmowe – jest thriller, który przechodzi w horror, by zahaczyć o dramat społeczny, a potem zgrabnie wjechać w groteskę i rozbawić widzów. Wrona ogrywa motywy wesela i chocholego tańca, jakże lubiane w naszej kulturze (od Wyspiańskiego przez Mrożka, od Wajdy przez Zanussiego po Smarzowskiego). To właśnie podczas rodzinno-towarzyskich wielkich spotkań, wspomaganych dużą ilością alkoholu, na jaw wychodzi to, co ludzie chcieliby skryć na zawsze. Zresztą nawiązania do „Wesela” Smarzowskiego są bardzo wyraźne, tak w strukturze filmu, jak i poprzez postaci teścia oraz zapijaczonego lekarza (Adam Woronowicz); u Smarzowskiego odpowiednio Wojnar i notariusz.
Każdy, kto lubi horrory odnajdzie w „Demonie” cytaty z klasycznych filmów, takich jak np. „Egzorcysta” czy „Lśnienie”. Wrona żongluje nimi, stara się je przełamywać. Nastrój budują stylowe zdjęcia Pawła Flisa, scenografia starego, opuszczonego domu, ulewny deszcz, wiatr i płożące się mgły.
Aktorzy sprawują się w filmie świetnie – począwszy od grającego Petera, czyli „Pytona”, izraelskiego aktora Itaya Tirana („Liban”, „Twierdza Beaufort”), przez Andrzeja Grabowskiego, Tomasza Schuchardta, Agnieszkę Żulewską, Adama Woronowicza aż po drugi plan. Muzyka Marcina Macuka i Krzysztofa Pendereckiego świetnie przylega do nastrojowych zdjęć Pawła Flisa.
Inspiracją dla autorów scenariusza – Marcina Wrony i Pawła Maślony – był współczesny dramat Piotra Rowickiego „Przylgnięcie”, gdzie wykorzystano motyw z żydowskiej legendy o dybuku, czyli duszy zmarłej osoby, która nie może pogodzić się ze śmiercią i „wchodzi” w wybraną, żyjącą osobę, by nią zawładnąć, Sztukę pt. „Dybuk” o podtytule „Między dwoma światami” opublikował w 1919 r. Szymon An-ski. Mówi się o niej jako o żydowskiej, mistycznej wersji „Romea i Julii”. To historia obiecanych sobie jeszcze przed urodzeniem Lei i Chonena. Ona zostaje narzeczoną innego, a on umiera z miłości. Wraca jednak po śmierci, by podczas wesela zabrać swoją ukochaną ze sobą. W 1937 r. na ekran przeniósł „Dybuka” Michał Waszyński. Był to pierwszy w Polsce pełnometrażowy film nagrany w całości w jidysz. Po wojnie „Dybuk” był dość chętnie wystawiany w teatrach. W 1999 r. spektakl wg sztuki An-skiego dla Teatru Telewizji zrealizowała Agnieszka Holland.
Światową premierę „Demon” miał na Festiwalu Filmowym w Toronto, był także wyświetlany w San Sebastian i na Festiwalu Filmowym w Hajfie. Na festiwalu Fantastic Fest w Austin w Teksasie dostał wyróżnienie w kategorii „Horror Features”.
„Demon” to trzeci pełnometrażowy w dorobku zmarłego niedawno Marcina Wrony. Wcześniej reżyser nakręcił „Moją krew” i „Chrzest”.
„Demon", Polska 2015, 100 min., reż. Marcin Wrona, występują: Itay Tiran, Agnieszka Żulewska, Andrzej Grabowski, Tomasz Schuchardt, Katarzyna Herman, Adam Woronowicz
Zdjęcie główne: „Demon” reż. Marcin Wrona (fot. materiały prasowe)