Rozmowy

„O niektórych sprawach nie umiem mówić po polsku”. Dawid Podsiadło o miłości do muzyki

– Jestem za młody, żeby dyktować jakieś warunki, pouczać ludzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę czerpał z tego przyjemność. Mam miejsce w muzyce w naszym kraju dosyć przyjemne. Mogę mówić o tym, co moim zdaniem jest dobre, a co złe – mówi Dawid Podsiadło.

Drugi raz, czyli kolejna po debiutanckiej płyta już za tobą. Bałeś się tego drugiego razu? Wielu artystów bardzo się tym przejmuje.

Ja się nie obawiałem. Wiem, że mam jeszcze dużo pomysłów i mam raczej taki okres, że dużo rzeczy tworzę. W ogóle nie traktowałem tego, jako drugiej płyty, tylko jako kontynuację tej pierwszej. Ominął mnie ten stres, o którym wiele słyszałem. Nie dotknął mnie.

Czy w takim razie to, co znajdziemy na drugiej płycie, nie zmieściło się na pierwszej?


W miarę szybko zaczęliśmy tworzyć ponownie. Wiele piosenek powstało pół roku po skończeniu pracy nad debiutancką płytą, ale nie korzystaliśmy z utworów, które zostały po pierwszej płycie. Raczej wszystko zostało stworzone od nowa. Mimo, że niektóre pomysły były już dawno wymyślone.

Dokonywałeś ostrej selekcji piosenek?

Mieliśmy ok. 30 utworów, z których wybraliśmy 15. To nad nimi mieliśmy pracować w studiu. Razem z Bogdanem Kondrackim i Danielem Walczakiem, w trójkę wybieraliśmy. W wielu rzeczach się zgodziliśmy, w kilku trzeba było dyskutować.

Ale monetą nie rzucałeś?

Nie (śmiech). Nie trzeba było tego oddawać w ręce losu, tylko po prostu porozmawiać na ten temat.

Jesteś zadowolony z efektu?

Jestem zadowolony. Na pewno gdybym nie był, to nie chciałbym wydawać płyty. Trzeba ją doprowadzić do momentu, gdy jest się pewnym i pokazywać odbiorcom to, w co wierzysz. Gdybym miał wątpliwości, pewnie by się dana piosenka nie znalazła na płycie. Płyta trwa 53 minuty, jest na niej 13 utworów. Byliśmy przekonani do wszystkich.

Jesteś perfekcjonistą do bólu?


Myślę, że w muzyce jestem twórcą, który nie korzysta z półśrodków. Wszystko musi być doskonałe. Mimo, że tydzień po premierze płyty można znaleźć rzeczy, które by można zmienić, ulepszyć, to podobają mi się te niedoskonałości, które sprawiają paradoksalnie, że ta płyta jest doskonała. A może nie jest doskonała, ale to jest ludzkie. Ten ludzki element, możliwość popełnienia błędu jest spoko.
„Mogę postawić na swoim”
Okładka płyty to podobno zasługa jednej z fanek?

Tak. Napisała do mnie na Facebooku dziewczyna, że uczy się do matury, przegląda książkę do polskiego i ja jestem w tej książce. Napisałem jej, że nic mi o tym nie wiadomo. Okazało się, że to obraz, który powstał w 1885 roku autorstwa Juliusa Kronberga „David och Saul”. To jest zabawne, że jestem dosyć podobny do gościa z okładki. Znajomi jak mówię, że to nie ja, to nie wierzą. Myślą, że to sesja w takiej konwencji, że przerobiliśmy obraz na zdjęcie. Pomyślałem, że jak jest taka sytuacja, to trzeba to wykorzystać.

Twój imiennik z obrazu gra na harfie, ty grałeś na puzonie. Myślisz, że byście się dogadali?


Możliwe, choć jak jest taki jak ja, to nie wiem, czy byśmy się dogadywali. Dopóki wszystko się zgadza, to jest ok, ale jak mam swoje zdanie, to stawiam na nim. Zwłaszcza na płycie solowej, gdy nazywa się „Dawid Podsiadło”. Wtedy muszę być w stu procentach przekonany co do jej zawartości i stu innych rzeczy dookoła też.

Chcesz przez to powiedzieć, że w solowym projekcie to ty prowadzisz?

Nie przesadzałbym. To też ogromna zasługa zespołu, mimo że płyta jest solowa. Wszyscy pracowaliśmy przy tych utworach. Każdy z chłopaków odpowiadał za swój rejon. Mam jednak ten komfort, że to ostateczne zdanie mogę powiedzieć, postawić na swoim, choć często z tego nie korzystam, bo trafiłem na ludzi, z którymi się uzupełniamy.
„Nie widziałem do tej pory wykonania mojego utworu, które by mi się podobało”
A jak jest w zespole Curly Heads? Podobno zawsze stajesz na końcu, ostatni wypowiadasz swoje zdanie?

Wydaje mi się, że razem z Oskarem, jako założyciele zespołu, mamy od razu taką większą swobodę w wyrażaniu swojego zdania, co wynika z charakteru. Od nas bardzo zależy, jaką muzykę robimy. Oskar, Damian Lis, który jest perkusistą i ja najczęściej zabieramy głos, ale z tej trójki faktycznie chyba ja najrzadziej. Skupiam się na tekstach, śpiewaniu, a Oskar z Damianem tworzą muzyczny charakter zespołu.

Podobno nieźle się z ciebie śmieją?

Czasem tak, jak to w zespole. Ja też dla nich jestem złośliwy. Przeżyliśmy wspólnie liceum, jesteśmy najbliżej siebie w życiu. Stanowimy dla siebie taką oazę zaufania międzyludzkiego. Wydaje mi się, że mamy w zespole takie rzeczy, które każdy wie o drugim, coś, czego inni nie wiedzą.

Gdy płyta Curly Heads ujrzała światło dzienne, wiele osób dopiero po czasie zorientowało się, że to ty śpiewasz w tym zespole. Wystąpiłeś trochę incognito. To było zamierzone działanie, a z drugiej strony obietnica dana kolegom z zespołu, że Curly Heads nagra płytę?


Pierwszy raz poważniej pomyślałem o muzyce, gdy założyliśmy zespół. Zapisałem się do szkoły muzycznej, śpiewałem już od kilku lat. Wiedziałem, że to są ludzie, z którymi chciałbym to robić. Gdy zaczęliśmy tworzyć, byłem przekonany, że pierwsze piosenki, jakie pokażę światu to będą utwory Curly Heads.

Gdy wygrałem program i dostałem kontrakt na płytę, musiałem zacząć solową twórczość, na co też byłem przygotowany, bo tworzyłem swoje rzeczy. Byłem przekonany, że Curly Heads będzie miało swoją płytę i będzie zespołem, który będzie oficjalnie funkcjonował. Cieszę się – patrząc z perspektywy czasu – że najpierw powstała solowa, a potem zespołowa płyta. To, że udało nam się zdobyć złotą płytę to efekt osób, które poznaliśmy w tym czasie, świadomości szybkiego procesu dojrzewania, wchodzenia w dorosły świat. Gdybyśmy mieli wydać płytę bez mojej wcześniejszej solowej twórczości, to myślę, że nie byłaby taka dobra.
„Zawsze wychowywałem się z mamą i bratem”
Sprzedaliście ponad 15 tys. egzemplarzy. Jak na mało znany zespół, to naprawdę niezły wynik.

Tak, na naszym rynku, przy płycie z niszową muzyką, to było fajne. Nie byłem w centrum uwagi, więc przez chwilę mogłem wierzyć w to, że jest to wynik naszej muzyki. Ten sukces, który nam się przydarzył. Wierzyłem, że mamy też to w sobie.

Gdzie w sklepach płytowych znajdowałeś waszą płytę?

Często na zagranicznych działach, co w sumie było takie urocze, podobało mi się.

Twoją piosenkę „Nieznajomy” śpiewa wielu uczestników programów typu talent-show. Można powiedzieć, że stworzyłeś utwór castingowy.

Wydaje mi się, że to ma związek z tym, że ja też jestem laureatem takiego konkursu. Jeśli uczestnicy wybierają ten utwór, to może jest to taki trochę ruch marketingowy, ale wydaje mi się również, że to jest głębsze. Może sobie myślą, że ten gość był w programie, robi swoją muzykę, odniósł sukces, mogę zaśpiewać to lepiej, inaczej. To bardzo miłe, ale nie widziałem szczerze mówiąc do tej pory wykonania mojego utworu, które by mi się podobało. Przypisywałbym to temu, że jestem krytyczny wobec siebie.

A co ci się nie podoba? Są zbyt patetycznie, doniośle wykonane?


Nie wiem. To pewnie zależy od osobowości, tego, kto śpiewał. Czasem ktoś robi rzeczy obok muzyki, nie skupia się. Jak nie widziałem, a tylko słyszałem jedno wykonanie, to mi się podobało, a gdy zobaczyłem, to już średnio, widząc ekspresję wykonawcy. Trudność być może polega na tym, że te moje utwory są zarażone alternatywną wartością, że choć to są przeboje, mają w sobie wartość artystyczną. Jeśli chcesz wykonać to tylko jako przebój, to razi, a to jest coś więcej niż tylko hit. Może dlatego nie podoba mi się, jak ktoś próbuje śpiewać moje utwory. Widziałem też covery Curly Heads i było spoko. Podobało mi się.

Może ty jesteś po prostu zazdrosny?

Możliwe. Na pewno dużo widzę w sobie narcystycznych cech. Może często nie podoba mi się coś, bo uważam, że zrobiłbym to lepiej. Być może nutka zazdrości się pojawiła, ale mam problem ze stwierdzeniem w stu procentach, że tak jest.

Da się z tym narcyzmem żyć?

Da się. Ja go przekładam w stronę samokrytyki, dbania o to, żeby mimo wszystko to co robię, miało jak najwyższą jakość.

Przyznajesz, że pisanie po polsku sprawia ci coraz większą przyjemność?


Tak to prawda. Przełamałem się. Przy jednym utworze pomogła mi Karolina Kozak, dwa napisałem sam. Myślę, że więcej będę pisał po polsku. Widzę, jak to mocno działa na odbiorcę, jak oni potrafią się bardziej utożsamić z tym, co śpiewam, jak chętnie analizują to, co mówię w muzyce. To przyjemne.

Pisząc po polsku bardziej się uzewnętrzniasz?

Myślę, że podobnie jak wtedy, gdy piszę po angielsku. Mam dużo prywatnych tekstów w tym języku. Nie byłbym na siłach, aby powiedzieć o niektórych sprawach po polsku. W utworze „Eight” zahaczam o moją trudną relację z ojcem. Angielski daje mi bezpieczną strefę.

Piosenkę „W dobrą stronę” można określić modnym dziś słowem kontrowersyjna?


Nie myślałem o tym, żeby stworzyć kontrowersyjny utwór. Taki wyszedł, wzmocniony o teledysk. Bohater rzeczywiście prezentuje kontrowersyjne postawy, ale chciałem mu dać kilka procent świadomości tego, co robi. Dlatego w pierwszej części klipu decyduje się na sąd, wylewa swoje żale ludziom, którym wyrządził krzywdę. Wie, co robi źle i chce to zmienić.

Zwrotki to on, refreny to taki „głos sumienia”. Czujesz się głosem swojego pokolenia?

Średnio. Jestem za młody, żeby dyktować jakieś warunki, pouczać ludzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę czerpał z tego przyjemność. Mam miejsce w muzyce w naszym kraju dosyć przyjemne. Mogę mówić o tym, co moim zdaniem jest dobre, a co złe. Chcę w odbiorcach mojej muzyki zaszczepić to, że nie zawsze będę śpiewał wciąż piosenki o miłości, choć bardzo ją lubię. Czasem będę chciał powiedzieć coś bardziej na poważnie.
Był w twojej dotychczasowej karierze taki moment, kiedy się tym sukcesem i popularnością zachłysnąłeś? Kiedy sam sobie musiałeś powiedzieć „stop Dawid nie tędy droga”?

Wydaje mi się, że zaraz po programie, gdy miałem dużo prywatnych, mocno wstrząsających przeżyć jako wrażliwy gość. Nie wiem jednak, czy to do końca miało związek z tym co się działo. Wygrałem program, przez chwilę byłem popularny, poczułem, że może warto iść z prądem zmian, korzystać z życia.

I co zrobiłeś?

Po prostu zdystansowałem się od rodziny, przyjaciół, trochę szukałem nowego miejsca, to było kilka miesięcy takiego zagubienia. Zauroczyłem się, a że lubię miłość i wszystkie związane z tym rzeczy, to poszedłem za tym. To z jednej strony bardzo dobre wspomnienia, z drugiej bolesne, ale to wszystko się musiało wydarzyć, żebym był w tym miejscu, w którym jestem.

Pokora to ważne słowo w twoim alfabecie?

Owszem. Jestem zdecydowanie bliżej początku niż końca mojego alfabetu. Warto wiedzieć, że jesteśmy tylko, albo też ludźmi. Wiele osób nie przeżywa muzyki tak jak ja. Wiem, że dla mnie jest to jedyny możliwy spośób, żebym był człowiekiem spełnionym i szczęśliwym. Jeśli to co robię sprawia, że wielu osobom jest przyjemniej na co dzień, to jest to bardzo cenne dla mnie.

Rodzina pomaga ci w utrzymywaniu tego dystansu?

Zawsze wychowywałem się z mamą i bratem. Oni są dla mnie rodzicami w pewnym sensie, są najważniejsi w moim życiu. Zdecydowanie. Od dłuższego czasu również moja narzeczona jest taką osobą. Mają dużą moc, która modyfikuje moje przemyślenia, wpływa na nie. Potrafią mnie jednocześnie mocno zdenerwować, ale też uspokoić. Mamy totalnie genialną relację, o wszystkim rozmawiamy, jesteśmy bardzo bliskimi dla siebie ludźmi. Cenimy czas spędzany razem.

Tytuł płyty „Annoyance&Disappointment” to kontra do tytułu pierwszej płyty, czyli „Comfort&Happiness”?


Jestem fanem gier komputerowych. Pierwszy tytuł to było jedno zdanie z gry „Final Fantasy 8”. Podobała mi się ta koncepcja, więc pomyślałem, że warto połączyć te dwie płyty jednym zdaniem, przeciwstawnymi emocjami. Tam było bezpieczeństwo, komfort, szczęście, a tu rozczarowanie. W muzyce dobrze te określenia płyt ze sobą korespondują, ale to absolutnie nie oznacza, że odzwierciedlają jakiś mój obecny stan. Nie jestem niczym rozczarowany, chciałem te płyty po prostu połączyć klamrą. Na tej płycie więcej jest niepokoju i nerwu. Od trzeciej płyty chcę już zacząć nowy etap. Może sam wymyślę tytuł i nie będę wspomagał się cytatem.

Zaczynasz trasę koncertową. Jak się do niej przygotowujesz?

Co musisz mieć w garderobie? Nie muszę mieć jakiegoś specjalnego zaplecza. Codziennie mamy kilkugodzinne próby, na pierwszych koncertach będzie pewnie sporo stresu, takiej mocnej spiny, bo będziemy się bali, że coś nie wyjdzie.
Jak odreagowujesz taki stres?

Nie wiem, czy w ogóle odreagowuję. Lubię po koncercie wrócić do domu i czuć jak stopniowo ta adrenalina spada. Czuję wtedy kompletne zmęczenie, więc najchętniej kładę się spać albo oglądam ze znajomymi film.

Czy na koncertach pojawią się jakieś nowinki? Czymś nas zaskoczycie?


Będziemy mieli prawdziwe organy Hammonda, których używaliśmy podczas nagrywania, i które dominują na płycie. To potężne urządzenie, które waży ponad sto kilogramów. Gościnnie będą występować z nami dwie skrzypaczki.

Czego w takim razie mogę ci życzyć?

Zdrowia. Reszta idzie w dobrą stronę.
„Nie obawiałem się drugiej płyty”
Zdjęcie główne: Dawid Podsiadło wydał właśnie nową płytę, która otrzymała status Złotej Płyty (fot. Łukasz Ziętek)
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.