Ostatnio magazyn „Forbes” opublikował listę sportowców, którzy zarobili najwięcej na emeryturze. Pożyteczna lektura. Legenda koszykówki Michael Jordan potrafił dorobić się miliardowego majątku, wkrótce barierę tę złamie David Beckham. Inny wielki koszykarz Earvin „Magic” Johnson od podstaw stworzył imperium finansowe i obraca setkami milionów dolarów.
Druga strona medalu
To jednak tylko jedna strona medalu. Jest też mroczna strona sportu - otchłań bankructw i ludzkich dramatów. Sportowcy, co mogłoby się wydawać niemożliwe, potrafią przehulać setki milionów dolarów. Tak jak wcześniej błyszczeli na parkietach, arenach, stadionach, byli na świeczniku, tak teraz idą do więzień za długi, wyprzedają ostatnie pamiątki. Ta lektura wydaje się być o wiele bardziej pouczająca niż czytanie o sukcesach biznesowych Jordana czy Beckhama. Nie tylko dlatego, że lubimy oglądać, jak ktoś spada z wysokiego konia.
Na przykładach sportowców tracących milionowe fortuny można stworzyć mechanizm socjologiczny. Łączy je bowiem wiele cech wspólnych. Przede wszystkim jest pięć głównych przyczyn upadków, niezależnie od szerokości geograficznej, to: rozrzutność, alkohol, narkotyki, złe decyzje finansowe, otaczanie się „fałszywymi przyjaciółmi”, w rzeczywistości pasożytami. Mogą się one łączyć, przenikać, wzajemnie nakręcać w różnych konfiguracjach, ale efekt jest zawsze ten sam – spektakularna plajta.
Pytanie, czy trzeba mieć do tego predyspozycje, wszak Michael Jordan czy Magic Johnson zdawali się być wręcz skazani na sukces – na parkietach byli liderami, generałami, zarażali etosem pracy. W tych jednak konkretnych przypadkach cechy, które wywindowały zawodników na szczyt najpierw w sporcie, a potem w biznesie, zdają się być bez znaczenia. Bez ciężkiej pracy, poświęcenia, predyspozycji nie tylko fizycznych, ale także psychicznych, nie można się załapać do NBA, tymczasem statystyki są zatrważające.